F1: Grand Prix Kanady. Nerwowo po wyścigu. Sebastian Vettel nie pogodził się z decyzją sędziów

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Sebastian Vettel
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Sebastian Vettel

- Nie, nie. Tak nie wolno! - krzyczał Sebastian Vettel po Grand Prix Kanady. Niemiec nie zgodził się z decyzją sędziów, która zabrała mu zwycięstwo w wyścigu. Niemiec zignorował też wywiady po zakończeniu rywalizacji.

W tym artykule dowiesz się o:

Na 47. okrążeniu Sebastian Vettel popełnił błąd i wypadł z toru. Niemiec od razu wrócił na swoją linię wyścigową, ale wyjechał tuż przed Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk miał pretensje o zachowanie kierowcy Ferrari, a do akcji wkroczyli sędziowie.

Stewardzi uznali, że Vettel wrócił w sposób niebezpieczny do rywalizacji i dopisali pięć sekund do jego wyniku. W efekcie 31-latek, choć minął linię mety jako pierwszy, w oficjalnych wynikach sklasyfikowany został na drugim miejscu.

Czytaj także: Rywale znaleźli sposób na pokonanie Mercedesa

- Gdzie miałem jechać? Co ja miałem zrobić? - komentował przez radio Vettel. - Nie, nie. Tak nie wolno! To jest niesprawiedliwe, czuję się oszukany - dodawał po chwili.

ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!

Vettel nie zostawił swojego samochodu w pit-lane, gdzie zwykle po wyścigu parkuje trójka najlepszych kierowców. Zignorował też wywiady, jakie udzielają zawodnicy z podium. Wybrał się za to w kierunku motorhome'u Ferrari.

Początkowo wydawało się, że Vettel planuje zignorować ceremonię wręczania nagród. Ekipa Ferrari przekonała jednak Niemca, by pojawił się na "pudle". Zanim to zrobił, w parku zamkniętym przesunął tabliczki z pozycjami. Przy samochodzie Hamiltona ustawił tablicę z numerem drugim. Tę z "jedynką" postawił na pustym polu, gdzie powinien znajdować się jego pojazd.

Czytaj także: Porównanie okrążeń Kubicy i Russella z kwalifikacji

Na ładny gest zdecydował się za to Hamilton, który przed odegraniem hymnu zaprosił Vettela na najwyższy stopień podium.

Źródło artykułu: