Jarosław Wierczuk: Bez przełomu ws. Roberta Kubicy. Polak potrzebuje czasu (komentarz)

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

Baku to stosunkowo nowy tor, nie pamiętający poprzedniej ery Roberta Kubicy w F1. Tak więc jedyny Polak w serii Grand Prix po raz pierwszy miał okazję zmierzyć się z tym obiektem, a nie jest to bynajmniej tor przeciętny.

Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jedyny w swoim rodzaju. No bo przecież zdecydowanie uliczny, ale jakże odmienny od Monako, choćby w sensie możliwości wyprzedzania. Uważam, że najbliżej mu do toru w Macau, którego oczywiście próżno szukać na "jedynkowym" w kalendarzu, a jednak od bardzo wielu lat jest stałym elementem światowego motosportu, głównie za sprawą słynnego wyścigu F3.

Piszę o tym nie bez kozery, ponieważ to między innymi na ulicznych zmaganiach w Macau Robert Kubica wykazał niezwykłą łatwość w maksymalnym wykorzystaniu możliwości samochodu. To również tam zyskał często przytaczaną opinię kierowcy niezwykle skutecznego na tego typu torach, które, jak wiemy, nie wybaczają błędów.

Czytaj także: Daniel Ricciardo ukarany po wyścigu w Baku

Czy zatem po GP Azerbejdżanu mieliśmy prawo spodziewać się przełomu? Raczej nie, o czym przed weekendem szeroko opowiadał sam Robert. Przypomnę, że i ja pisałem wcześniej na ten temat. Tory, o których tu opowiadam stanowią wyjątkowe wyzwanie, a tym większe dla Roberta.

ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!

Po pierwsze długa przerwa oznacza konieczność zapoznania się z obiektem, co przy zerowym marginesie błędu jest szczególnie istotne, a incydent ze studzienką (swoją drogą sytuacja zupełnie niedopuszczalna, to nie jest standard F1, przede wszystkim w sensie bezpieczeństwa) w trakcie wolnego treningu z pewnością nie pomógł w tym procesie zapoznawania się. Po drugie takie tory stawiają zawsze większe wyzwania pod względem motoryki. O ile pierwszym "egzaminem" dla Roberta był, w moim przekonaniu, dystans wyścigowy, który Kubica zaliczył celująco, o tyle Azerbejdżan, czy Monako to kolejny, kluczowy sprawdzian.

To również wyjątkowo ważny test dla zespołu Ferrari. Pisałem o trudnościach ze znalezieniem złotego środka pomiędzy siłą docisku a ograniczeniem aerodynamiki na prostej. Ten kompromis jest w skali całego sezonu bodaj najtrudniejszy właśnie w Baku, gdzie proste są wyjątkowo długie, a i znaczenie aerodynamiki kluczowe.

Ferrari bezdyskusyjnie zrobiło postęp, ale nieustannie pech i błędy decyzyjne tworzą mieszankę pozbawiającą ekipy z Maranello wyników, na które zasługuje. Szczególnie szkoda Charlesa Leclerca, który co prawda popełnił błąd w Q2, ale część odpowiedzialności za ten incydent spoczywa moim zdaniem na zespole. Po prostu przekombinowali zakładając na Q2 twardsze ogumienie, co miało w perspektywie dać im przewagę w wyścigu.

Nie podejmuje się takiego ryzyka na torze ulicznym, nie przy przewadze, którą Leclerc prezentował na treningach i początku kwalifikacji. Był wyjątkowo szybki, powinien bez problemu zdobyć pole position. Temperatura w sobotę bardzo mocno spadła, co stanowiło dodatkowy argument na rzecz bardziej przyczepnego ogumienia. W mojej ocenie to nie tylko błąd taktyczny, ale oznaka wręcz pewnego lekceważenia swojego młodego kierowcy. Nie pierwsza zresztą, jak niedawne team orders pokazały.

Szkoda, bo przecież stan aktualny jest taki, iż to właśnie Leclerc ma przewagę szybkościową nad Sebastianem Vettelem, a nie odwrotnie. Z pewnością jest za wcześnie, aby zespół koncentrował się na Sebastianie jako kierowcy mogącym potencjalnie walczyć o mistrzostwo chyba, że już z góry zostało postawione takie założenie. Kolejny plus za klasę dla Leclerca, gdy po kwalifikacjach dyplomatycznie całą winę wziął na siebie.

Czytaj także: Williams przeprosił Kubicę

Z Leclerciem było bardzo podobnie jak z Kubicą. Incydent w kwalifikacjach rozpoczął cykl zdarzeń oznaczających w obu przypadkach niezadowalający wynik. Oczywiście Williams popełnił kolejny błąd skutkujący karą, ale wszystko miało swój początek w sobotnich kwalifikacjach.

W Williamsie sytuacja również wyglądała przed startem mocno nerwowo. Po incydencie kanalizacyjnym Russella i błędzie kwalifikacyjnym Kubicy wszystko zależało od stanu bolidu Roberta. Gdyby tzw. monocoque został uszkodzony zespół nie byłby w stanie wystawić bolidu Polaka na start.

A kto nie robi błędów i korzysta z wpadek konkurencji? Oczywiście Mercedes. Pierwszą fazę sezonu można właśnie w ten sposób podsumować. Nieważne kto jest najszybszy. Ważne, kto zbiera optymalne żniwo w postaci wyników. Kolejna zajęta pierwsza linia startowa w przypadku zespołu z Brackley mówi sama za siebie. Mercedes skapitalizował nie tylko błędy przeciwników, ale również warunki atmosferyczne. Niższa temperatura w sobotę i w niedzielę, w sensie optymalnej pracy opon, zdecydowanie bardziej sprzyjała srebrnym bolidom niż choćby czerwonym.

Efekt to czwarte w tym sezonie, podwójne zwycięstwo Mercedesa i kolejny triumf Valtteriego Bottasa, który podobnie jak Leclerc w Ferrari przysparza sporych problemów swojemu koledze z zespołu. Charles to jak dla mnie rewelacja. Myślę, że mało kto przed sezonem spodziewał się takiej formy w bezpośrednim porównaniu z Vettelem.

W Baku wyścig Leclerca był konsekwencją omawianego wcześniej incydentu w Q2. Rewelacyjny pokaz szybkości w pierwszej części oznaczał duże straty w połowie dystansu, a Ferrari świadomie zwlekało z wymianą opon bojąc się czy Leclerc po zmianie na mieszankę soft będzie w stanie ukończyć rywalizację. Ogólnie Ferrari musi bardziej dopracować szczegóły, jeśli w końcu zamierza nawiązać realną, stałą walkę z Mercedesem. Sprzętowo są w stanie to zrobić, zawodniczo również, ale zbyt często pojawiają się drobne błędy lub nie do końca trafne decyzje.

Czytaj także: Williams dostanie pieniądze za wypadek Russella

Dla przykładu przyjrzyjmy się sytuacji tuż po zgaśnięciu czerwonych świateł. Mercedes wykluczył w zasadzie ryzyko jakiegokolwiek ataku ze strony Vettela. Bottas po raz kolejny nie miał co prawda idealnego startu, prawie stracił pozycję na rzecz Lewisa Hamiltona, ale przez pierwsze dwa zakręty srebrne bolidy przejechały równolegle, zostawiając sobie wystarczająco dużo miejsca, aby nie doszło do kolizji. W rezultacie Vettel, nawet gdyby lepiej wystartował nie miałby szans na atak. Jestem przekonany, że była to celowa, wcześniej ustalona strategia.

Choćby taki szczegół pokazuje na jakim poziomie precyzji operuje ten zespół. Nic nie jest pozostawione przypadkowi, stąd komplet podwójnych zwycięstw do tej pory i to pomimo najbardziej zwartej czołówki od co najmniej kilku sezonów. Końcówka wyścigu w Baku pokazała czarno na białym, jak niewiele dzieli czołowe teamy nie tylko w sensie pojedynczego okrążenia, ale przede wszystkim dystansu wyścigowego. Od Bottasa po Verstappena wszyscy są bardzo blisko.

Jarosław Wierczuk

Źródło artykułu: