Team orders stają się wizytówką Ferrari w roku 2019. W Australii Charles Leclerc nie otrzymał zgody na wyprzedzenie Sebastiana Vettela, choć w drugiej fazie wyścigu był zdecydowanie szybszy od Niemca. W Bahrajnie 21-latek nie dostosował się już do polecenia zespołu i wyprzedził Vettela.
Za to w Chinach Ferrari poprosiło kierowcę z księstwa, by oddał pozycję Niemcowi już na samym początku wyścigu. Pokpiło tym samym sprawę, bo Vettel nie miał tempa, by walczyć z liderującymi reprezentantami Mercedesa.
Czytaj także: Ferrari broni decyzji ws. team orders
- To trudna sytuacja, bo chciałbyś, aby najszybszy samochód polował na rywali. Uznali, że na tym etapie wyścigu Sebastian jest lepszy i odwrócili kolejność swoich kierowców. Jestem w stanie to zrozumieć - powiedział na łamach "Motorsportu" Toto Wolff, szef Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię
Jednak Austriak nie ukrywa, że Ferrari może sobie utrudnić życie w dalszej fazie sezonu. - Kiedy robisz takie rzeczy, wszystko staje się skomplikowane. Tworzysz precedens i możesz otworzyć puszkę Pandory. Może się to skończyć tak, że co wyścig będziesz musiał stosować team orders, by preferować szybszy samochód - wyjaśnił Wolff.
Mercedes sam pod koniec ubiegłego roku konsekwentnie stosował team orders, by pomóc Lewisowi Hamiltonowi w walce o tytuł mistrzowski. Efekty tego widzieliśmy m.in. w Rosji, gdzie Valtteri Bottas w połowie wyścigu zwolnił i oddał Brytyjczykowi prowadzenie.
Czytaj także: Mechanicy Williamsa również stracili formę
Wolff utrzymuje, że teraz jego zespół równo traktuje swoich kierowców, bo na tak wczesnym etapie sezonu żaden z nich nie jest murowanym kandydatem do tytułu.
- Widzieliśmy to w Chinach, że popychali siebie nawzajem i motywowali do lepszej jazdy. Było nawet ryzyko, że doprowadzą do sytuacji, w której jeden z nich nie ukończy wyścigu. Dlatego nie tylko Ferrari ma problem. Każdy zespół go ma, jeśli posiada dwóch samców alfa w swoich szeregach - podsumował szef stajni z Brackley.