Nadzwyczajna spotkanie szefów technicznych zespołów F1 zostało zwołane w Bahrajnie, by jak najszybciej zaradzić sytuacji do jakiej doszło podczas inaugurującego sezon wyścigu w Australii. W trakcie zawodów w Melbourne odnotowano bowiem dramatycznie małą liczbę manewrów wyprzedzania.
Podczas zebrania nad Zatoką Perską przedstawiono aż dwie koncepcje natychmiastowych zmian, które mogłyby pomóc kierowcom w skutecznej walce na torze. Dotyczyły one zmian w tylnym i przednim skrzydle. W jednym przypadku chodziło o uskutecznienie systemu DRS, w drugim o zmniejszenie negatywnego wpływu strumienia powietrza na samochód podążający za innym.
- Proponowano powiększenie tylnych skrzydeł, co umożliwiłoby zwiększenie prędkości z DRS z 20 km/h do 25 km/h. Inną sugestią było pozwolenie na użycie systemu na całym torze, a nie tylko w wyznaczonych strefach - czytamy w raporcie dziennikarzy "Auto Motor und Sport".
Okazało się jednak, że zespoły nie były przychylne zmianom. Przeciwko propozycjom Liberty Media zagłosowało 9 z 10 stajni uczestniczących w mistrzostwach. Za był tylko Williams, który zalicza jeden z najgorszych startów do sezonu w swojej historii.
Jak podał wcześniej "Autosport" zespoły nie były przekonane co do wprowadzenia zmian w samochodach na sezon 2019 na tak późnym etapie, zaś zastosowanie ich w sezonie 2020 nie miałoby sensu z punktu widzenia finansowego, ponieważ rok później cała koncepcja mogła trafić do kosza, gdy w życie wszedłby nowy regulamin, tworzony z myślą o większych modyfikacjach.
ZOBACZ WIDEO Pogodowy kataklizm podczas testów F1. Kubica zadowolony ze swojej roli w Williamsie