Nie pamiętam sytuacji w Formule 1, w której zespoły byłyby obwiniane za ewidentne defekty ogumienia, a właśnie do takiej sytuacji doszło przed Grand Prix Niemiec. Stajnie miały odgórnie narzucony zakres ciśnień i geometrii. Ta bezprecedensowa decyzja ma dla mnie charakter częściowego zdjęcia odpowiedzialności z producenta opon. Charakterystyka ogumienia i wiążące się z nią osiągi bolidów to odrębny problem, ale w moim przekonaniu nie może być tak, że opony seryjnie wybuchają. Niezależnie od tego jaką dany zespół obierze strategię w zakresie ciśnień, czy geometrii. FIA nie powinno więc potwierdzać swymi decyzjami wypowiedzi przedstawicieli Pirelli obwiniających zespoły za ewidentne defekty, do których po prostu nie powinno dojść.
Niemiecki Nurburgring to jednak zupełnie inne uwarunkowania, znacznie mniejsze obciążenie aerodynamiczne i przede wszystkim dlatego ryzyko powtórki z Silverstone było w tym przypadku bliskie zeru nawet przy wyjątkowo niskich ciśnieniach. Jednak tu również osławione opony Pirelli odgrywały kluczową rolę w rozdawaniu kart tyle, że z innego powodu. Przy temperaturach powyżej trzydziestu stopni mieliśmy, patrząc w skrócie powtórkę z pierwszej części sezonu z bardzo szybkimi bolidami Mercedesa na pojedynczym okrążeniu, ale przechodzącymi ogromne trudności z przyczepnością opon w środkowej fazie wyścigu. Problemy te są, tak jak na Nurburgringu na tyle znaczące, że często konieczne są modyfikacje w strategii, ponieważ okazuje się, iż zakładany dystans jest większy od żywotności opon. Na drugim końcu skali jest oczywiście Lotus, będący samochodem wyjątkowo delikatnym dla opon. Tak więc tegoroczne problemy z oponami są niestety dość złożone.
Z jednej strony bardzo trudno uzyskać ich sensowną żywotność, szczególnie przy wysokich temperaturach oraz znaleźć odpowiedni kompromis w ustawieniach samochodu, a z drugiej wyścig w Silverstone odkrył niemożliwy do zaakceptowania poziom ryzyka defektów bezpośrednio godzących w bezpieczeństwo. W przeciwieństwie jednak do zaskakującego Silverstone podczas Grand Prix Niemiec ekipy techniczne bardzo dobrze zdawały sobie sprawę z tego co się święci. Można nawet odnieść wrażenie, iż na dzisiejszy wyścig niektóre z czołowych zespołów zaproponowały zbyt asekuracyjną taktykę obawiając się dużego spadku tempa przy bardzo krótkiej żywotności opon. Lotus był w stanie postąpić inaczej opóźniając wizyty w boksach swoich zawodników, ale właśnie taki efekt daje w aktualnym sezonie samochód „oszczędny” dla opon. Zespół ma znacznie szersze możliwości w dobraniu optymalnej strategii, często dużo na tym zyskując. Właśnie tak było podczas pierwszej serii zjazdów do boksów. Kiedy czołówka zjeżdża na czele stawki pozostaje Romain Grosjean dysponując pustym torem i uzyskując, pomimo przebiegu opon dużo lepsze czasy od borykających się z ruchem Vettela, czy Hamiltona. Właśnie ta część wyścigu stwarzała wrażenie błędu ze strony strategów czołowych stajni, wrażenie zbyt konserwatywnego podejścia do żywotności opon.
Grand Prix Niemiec było nie tylko mniej dramatyczne niż poprzedni wyścig. Było też co najmniej równie emocjonujące. Nie brakowało bezpośredniej walki. Ukoronowaniem tych emocji była walka o zwycięstwo do ostatnich metrów pomiędzy Vettelem, a Raikkonenem. Kibice z całą pewnością nie mogli czuć się zawiedzeni. Była to, według mnie esencja klasyki tego sportu, walka na bardzo wysokim poziomie pod względem kunsztu jazdy. Raikkonen był w wyraźnie lepszej sytuacji mając na koniec wyścigu bardziej miękkie ogumienie. Czas był jednak po stronie Vettela. Po przedostaniu się Raikkonena na drugą pozycję do końca pozostały zaledwie cztery okrążenia. Vettel jednak pokazał rewelacyjną klasę jadąc przez te kilkanaście kilometrów praktycznie ponad możliwości samochodu, robiąc wszystko, aby nie wpuścić Fina w zakres działania systemu DRS i w rezultacie osiągając historyczne zwycięstwo w domowym wyścigu.
Trzeba podkreślić, iż to nie tylko zasługa kierowcy. Red Bull dysponuje aktualnie najlepszym pakietem. Duet Red Bull - Vettel ponadto już od dłuższego czasu okazuje się po prostu najbardziej skuteczny marnując, w porównaniu z innymi minimalną ilość punktów.
Takie właśnie było tegoroczne Grand Prix Niemiec. Gorące nie tylko z racji temperatury asfaltu, co jest trochę paradoksalne. Nurburgring znany jest bowiem z bardzo zmiennej i często nieprzewidywalnej pogody.
***
Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Profil Fundacji na FB: facebook.com/FundacjaWRP
Strona Fundacji: fundacjawrp.pl