Charles Leclerc wyjaśnił, skąd wzięła się jego nietypowa wymiana zdań z inżynierem, która miała miejsce podczas GP Australii w ubiegły weekend. W trakcie deszczowego wyścigu Formuły 1 w Melbourne, Monakijczyk zgłosił przez radio, że jego fotel jest "pełen wody" i dopytywał, czy doszło do jakiegoś wycieku w bolidzie Ferrari.
Inżynier Bryan Bozzi początkowo nie zrozumiał komunikatu, odpowiadając: "To musi być woda". Leclerc zareagował na to z humorem, dodając, że to coś, co można dodać do "mądrości" zespołu z Maranello.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
Podczas konferencji prasowej przed GP Chin, Leclerc wyjaśnił, że całe zamieszanie było wynikiem wewnętrznego żartu z jego inżynierem. - To był żart. Oczywiście nikt z zewnątrz nie mógł tego zrozumieć. To coś między mną a moim inżynierem. My wiemy, skąd to się wzięło. Pochodziło to z napojów. Oczywiście nie miałem żadnego napoju w trakcie wyścigu i byłem mokry, ale w porządku - powiedział, cytowany przez racingnews365.com.
Mimo problemów, Charles Leclerc zdołał ukończyć wyścig przed Lewisem Hamiltonem, wyprzedzając swojego nowego kolegę z zespołu w pierwszym zakręcie. Jednak stanowczo odrzucił sugestię, że to było "pocieszenie" po słabym występie Ferrari, które zakończyło wyścig na ósmym i dziesiątym miejscu.
- To zdecydowanie nie jest pocieszenie. Zaczynając z siódmego i ósmego miejsca, a kończąc na siódmym i dziesiątym, byliśmy obaj bardzo rozczarowani wynikiem, ponieważ chcieliśmy walczyć o podium lub zwycięstwo. Nie czuję się szczęśliwszy w tej sytuacji, po prostu chcę wygrywać. To jest wszystko, co się liczy, i życzę nam obu, abyśmy walczyli o zwycięstwa - stwierdził.
Szansa na wygraną może nadejść w ten weekend. W Chinach ekipa z Maranello dysponuje znacznie lepszym tempem, czego najlepszym dowodem jest wygrana Hamiltona w kwalifikacjach F1 do sprintu. Leclerc zajął w nich czwartą lokatę.