Toto Wolff wyraził swoje niezadowolenie z powodu proponowanej opłaty startowej w wysokości 450 mln dolarów, jaką Cadillac miałby uiścić za dołączenie do Formuły 1 w przyszłym roku. Według szefa Mercedesa, wspomniana kwota nie pokrywa strat, jakie poniosą zespoły w wyniku podzielenia nagród finansowych na większą liczbę uczestników.
Wpisowe miałoby być podzielone między obecne dziesięć zespołów F1, aby zrekompensować im zmniejszenie nagród pieniężnych, które wyniknie z poszerzenia królowej motorsportu. Wolff uważa jednak, że to "za mało". - W pierwszej kolejności tracimy. Nie wiemy, ile Cadillac zainwestuje w Formułę 1 - powiedział w rozmowie z "Auto Motor und Sport".
Austriak podkreślił, że ostateczne korzyści z wprowadzenia nowego zespołu będą zależały od tego, co wniesie on do sportu. - Tylko czas pokaże, jaką wartość zyska nasz sport dzięki jedenastemu uczestnikowi. Jeśli wartość F1 wzrośnie, wszyscy na tym skorzystają. Jednak jeszcze tego nie wiemy. Nikt nie rozmawiał ze mną o dokładnych planach Cadillaka - dodał szef Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: śmiać się czy płakać? Tak gra w piłkę gwiazdor MMA
- Jeśli Cadillac wejdzie teraz jako zespół fabryczny i zainwestuje odpowiedni budżet marketingowy w Formułę 1, będzie to cenny dodatek do sportu - podkreślił Wolff.
Jednak Austriak zaznaczył, że Formuła 1 przynosi spore zyski dla Mercedesa. Dlatego powiększenie mistrzostw jest finansowym ciosem dla ekipy z Brackley. - Osiągamy solidny zysk. Nasza marża zysku wynosi od 30 do 35 proc. przed opodatkowaniem. To nawet kompensuje nasze wydatki na silniki - zdradził.
Słowa Wolffa są dowodem na to, że stare powiedzenie o tym, że Formuła 1 to tylko studnia bez dna, są już przeszłością. Królowa motorsportu nigdy nie była tak zdrowa finansowo jak obecnie. Szef Mercedesa podkreślił jednak, że mimo wysokich zysków, wciąż istnieje przestrzeń na rozwój i dodanie kilku nowych zespołów do stawki może być korzystne zarówno finansowo, jak i pod względem zainteresowania widzów.
Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że obawy Wolffa mogą wynikać z potencjalnego spadku wartości zespołów. Jeśli do F1 dołączy dwunasta ekipa, pojawi się więcej opcji zmiany właściciela, a to z kolei obniży ceny. Wolff, jako były bankier, doskonale rozumie te mechanizmy i stara się maksymalizować zyski w obecnej sytuacji.