Zrobiło się nerwowo w Ferrari. "Chcę z nim porozmawiać!"

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Carlos Sainz (z lewej) i Charles Leclerc
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Carlos Sainz (z lewej) i Charles Leclerc

Charles Leclerc i Carlos Sainz starli się na torze w sprincie F1 w Chinach. Monakijczyk oskarżył zespołowego kolegę, iż w pojedynkach z nim decyduje się na bardziej agresywne manewry. Czy problem między kierowcami udało się rozwiązać?

Charles Leclerc jeszcze w trakcie sobotniego sprintu Formuły 1 w Chinach miał zastrzeżenia do jazdy Carlosa Sainza. Monakijczyk oskarżył kolegę z Ferrari o "przekroczenie limitów" i sugerował, że Hiszpan nie broni się tak agresywnie przed innymi kierowcami. - Chcę z nim porozmawiać! - wypalił przez radio 26-latek.

Leclerc nie hamował emocji, bo niewiele brakowało, a duet Ferrari zderzyłby się między sobą w zakręcie numer czternaście. Ostatecznie udało się uniknąć najgorszego, a Monakijczyk dojechał do mety jako czwarty. Jego partner był piąty.

Wydawało się, że po kilku godzinach nastroje w Ferrari udało się opanować. - Wszystko jest w porządku. Nie ma żadnych problemów. Nie zamierzam ujawniać wszystkich szczegółów naszych rozmów, bo zawsze są to prywatne dyskusje i powinny takimi pozostać. Jednak wszystko zostało wyjaśnione i nie ma między nami złych uczuć - powiedział Leclerc, cytowany przez motorsport.com.

ZOBACZ WIDEO: Jaki będzie ORLEN 80. Rajd Polski? Opowiada Mikołaj Marczyk

Jednak Sainz na swoim briefingu prasowym przedstawił inną wersję. Podkreślił, że nieco inny harmonogram obowiązujący podczas GP Chin sprawił, że nie był w stanie przeprowadzić szczerej i dogłębnej analizy z zespołowym kolegą. - Rzeczywistość jest taka, że nie porozmawialiśmy, bo najpierw był sprint, a potem przygotowania do kwalifikacji i nie było na to czasu. Prawdopodobnie omówimy wszystko wieczorem - powiedział kierowca z Madrytu.

- Nie ma tu żadnej dramy. Myślę, że toczyliśmy naprawdę ostry pojedynek w trakcie sprintu. W walkę włączyły się też inne bolidy i nie narzekałem z tego powodu. To tylko kwestia tego, by zostawić koledze z zespołu jak najwięcej przestrzeni. Zawsze staram się to robić i zawsze to robiłem w trakcie mojej kariery. Spotkaliśmy się w złym miejscu, a ja miałem uszkodzenia w samochodzie po kolizji z Alonso. Do tego miałem zabrudzone opony. Nie mogłem wiele zdziałać - dodał Sainz.

Leclerc i Sainz są zespołowymi partnerami od 2021 roku. Obecny sezon jest ostatnim, w którym współpracują razem dla Ferrari. W kolejnym do stajni z Maranello w miejsce Hiszpana dołączy Lewis Hamilton.

Czytaj także:
- Red Bull szuka następcy Verstappena. Dwie młode gwiazdy na celowniku
- Zagadkowe pożary traw w F1. Szukają przyczyny dziwnego zjawiska

Komentarze (1)
avatar
Mackenzie Smith-Russell
21.04.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Saintz nie ma nic do stracenia. Biorac pod uwage fakt, ze po obecnym sezonie konczy sie Jego wspolpraca z Ferrari, chce pokazac, ze potrafi ostro jechac i nie jest gorszym kierowca niz Jego pr Czytaj całość