Ze szpitala do miana bohatera. Obolały kierowca Ferrari zaskoczył wszystkich

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Carlos Sainz
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Carlos Sainz

Wielu wątpiło w to, czy Carlos Sainz po dwóch tygodniach od operacji będzie w stanie przejechać dystans wyścigu F1. Kierowca Ferrari nie wycofał się z GP Australii, a za walkę z bólem otrzymał najsłodszą z możliwych nagród.

W tym artykule dowiesz się o:

Był 8 marca, gdy Carlos Sainz ogłosił wycofanie się z GP Arabii Saudyjskiej. Kierowca Ferrari już dzień wcześniej czuł się kiepsko. Objawy wskazywały na zatrucie pokarmowe i Hiszpan podczas treningów Formuły 1 męczył się w bolidzie. Aż trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano u niego zapalenie wyrostka robaczkowego. Konieczna była pilna operacja.

Niejednoznaczna diagnoza Sainza

- Byliśmy pewni, że to zatrucie pokarmowe. Obie sesje treningowe były trudne dla Carlosa z powodu gorączki i bólu brzucha. Wierzył, że następnego dnia będzie lepiej, aż w końcu zadzwonił do mnie następnego ranka i powiedział, że musi opuścić trening. Twierdził, że na pewno przystąpi do kwalifikacji, a po chwili był w szpitalu - wspomniał tamte chwile Frederic Vasseur przed kamerami Sky Sports.

Nagła choroba kierowcy z Madrytu wykreowała nowego bohatera. 18-letni Oliver Bearman z marszu wsiadł do bolidu Ferrari, pojechał świetne kwalifikacje i wyścig, dojeżdżając do mety na siódmej pozycji. Wielu ekspertów było przekonanych, że młody Brytyjczyk dostanie też szansę w GP Australii. Zakładano, że Carlos Sainz w ciągu dwóch tygodni od wycięcia wyrostka robaczkowego nie będzie w stanie wrócić do ścigania.

ZOBACZ WIDEO: Zobacz obrady kapituły plebiscytu Herosi WP! Jóźwik, Małysz, Świderski i Korzeniowski wybrali nominowanych

- W tamtym momencie trudno było określić, czy to zapalenie wyrostka robaczkowego. W środę mój stan się pogorszył, a objawy wskazywały na zatrucie. Pojawiła się gorączka. W czwartek objawy się nie zmieniły, a ja sięgnąłem po leki. Dzięki temu poczułem się lepiej, gdy wsiadłem do kokpitu - powiedział Sainz o wydarzeniach z Arabii Saudyjskiej.

Reprezentant Ferrari wybrał się do szpitala, gdzie lekarze postawili ostateczną diagnozę. - Nie było im łatwo, bo wyniki moich badań były niejednoznaczne. Nie miałem typowych objawów zapalenia wyrostka robaczkowego. Lekarze byli jednak co do tego pewni, więc zdecydowaliśmy się na operację. Medycy spisali się znakomicie, bo od razu po zabiegu poczułem się lepiej - dodał hiszpański kierowca.

Rozwój medycyny kluczowy

Sainz powrócił do padoku w Dżuddzie dzień po operacji - występ Bearmana w swoim bolidzie obserwował z garażu Ferrari. Już wtedy zapowiadał, że zrobi wszystko, by wystartować w Melbourne. - Lekarze zalecili mi spacer po operacji, a ja im powiedziałem, że zamiast chodzić po hotelu, wolę pojechać do padoku i obejrzeć wyścig z inżynierami - tak wytłumaczył swoją decyzję.

Będąc już w Melbourne, Sainz tłumaczył dziennikarzom, że jego szybki powrót do F1 to zasługa rozwoju medycyny. - Gdy mój ojciec miał operację usunięcia wyrostka robaczkowego, po prostu rozcięto mu pół brzucha. Teraz za pomocą laparoskopii lekarze wykonują trzy małe dziurki, co przyspiesza proces rekonwalescencji. Dlatego można znacznie szybciej wrócić do zdrowia - powiedział kierowca Ferrari.

Ferrari zdobyło dublet w GP Australii
Ferrari zdobyło dublet w GP Australii

Reprezentant ekipy z Maranello z każdą dobą czuł się lepiej. W pierwszym tygodniu leżał głównie w łóżku. Progres pojawił się na parę dni przed GP Australii. Sainz musiał jednak zmienić plan treningowy. Nie wsiadł do symulatora, nie zdecydował się też na trudniejsze treningi fizyczne. - Istnieją niesamowite maszyny do ćwiczeń, która pomagają ci w regeneracji. Dlatego sportowcy po kontuzjach wracają szybciej niż zwykli ludzie. Mamy też ten przywilej, że możemy całą dobę poświęcić i dostosować pod rehabilitację - stwierdził Sainz.

Ferrari też nie wierzyło

Zespół z Maranello był gotowy do kolejnego startu Bearmana w F1. Brytyjczykowi na parę dni przed GP Australii zorganizowano dodatkowe testy w bolidzie. Równocześnie Ferrari wsparło plany Sainza, przygotowując specjalną podkładkę na pasy bezpieczeństwa. W ten sposób wywierały one mniejszy nacisk na niedawno operowany brzuch Hiszpana.

- Patrząc na moje ruchy i ćwiczenia, które wykonuję na siłowni, jestem w dobrej formie, aby wskoczyć w piątek do bolidu i spróbować swoich sił. Nie jestem jednak głupi. Jeśli poczuję się kiepsko w samochodzie, to jako pierwszy podniosę rękę i powiem, że potrzebuję kolejnych dwóch tygodni przerwy - mówił w czwartek Sainz, gdy wielu ekspertów wątpiło w jego występ.

Jeszcze w piątek Sainz pokonał 48 okrążeń, dokonując symulacji wyścigu w drugim treningu. Ustanowił wtedy trzeci czas, jeszcze lepiej poszło mu w kwalifikacjach i zajął w nich drugie miejsce. - Czuję się trochę zmęczony, ale jest dobrze. Nie jestem w pełni sił, ale zrealizowałem cały program - cieszył się kierowca z Madrytu. Walkę o pole position przegrał z Maxem Verstappenem o 0,270 s. Popełnił błąd w miejscu, gdzie występują spore przeciążenia. Być może, gdyby nie osłabienie po operacji, to Sainz stałby na pierwszym polu startowym.

Wygrana w GP Australii była dla Sainza wyjątkowa
Wygrana w GP Australii była dla Sainza wyjątkowa

W niedzielę los odpłacił Sainzowi za trudy walki z ostatnich dwóch tygodni. Na drugim okrążeniu wyprzedził Verstappena, który miał problemy z hamulcami i chwilę później odpadł z wyścigu. Na dystansie 58 okrążeń 29-latek nie popełnił ani jednego błędu i sięgnął po zwycięstwo. Dokonał czegoś, co dwa tygodnie temu brzmiałoby niczym sci-fi.

- Myślę, że zimą każdy kierowca rozważy usunięcie wyrostka robaczkowego. Może dzięki temu uda im się zwyciężyć co dziesiąty wyścig - żartował Sainz, który "zabrał" Verstappenowi szansę na wygranie dziesiątego Grand Prix z rzędu.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Koszmarne pit-stopy w F1. Zapłacą za nie karę
- To wyeliminowało Verstappena z wyścigu. "Jak zaciągnięty hamulec ręczny"

Komentarze (0)