Szykują bat na najlepsze ekipy w F1. Koniec z obchodzeniem regulaminu?

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: start wyścigu F1 na Węgrzech
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: start wyścigu F1 na Węgrzech

Limity budżetowe miały wyrównać rywalizację w F1. Częściowo spełniły one swoją funkcję, ale najlepsze zespoły ciągle kombinują, jak obchodzić przepisy. FIA mówi "dość" temu zjawisku i zamierza mocno podkręcić śrubę. W jaki sposób?

W tym artykule dowiesz się o:

Od 2026 roku zespołom Formuły 1 trudno będzie obchodzić przepisy finansowe - poinformował niemiecki serwis "Auto Motor und Sport". Teoretycznie obecnie ekipy mogą wydawać ok. 140 mln dolarów rocznie. Do tej sumy nie wlicza się jednak m.in. pensji kierowców, wydatków na rozwój silników, kosztów marketingowych i pensji czołowych inżynierów.

FIA, która powinna kontrolować limity budżetowe, nieoficjalnie przyznaje, że jest to "praktycznie niemożliwe". Do niedawna federacja zatrudniała ledwie kilku audytorów, którzy nie byli w stanie poradzić sobie z ogromem dokumentów do przejrzenia. Ponadto FIA nie ukrywa, że zespoły nie grają czysto i stosują "wiele sprytnych sztuczek".

Zamysł limitów budżetowych był taki, by czołowe zespoły, takie jak Ferrari, Mercedes i Red Bull Racing, ograniczyły zatrudnienie. Miało to wyrównać stawkę. Personel wspomnianych ekip liczył ponad 1000 osób, podczas gdy najmniejsi gracze utrzymują ok. 500-600 pracowników.

ZOBACZ WIDEO: Dramat Mameda Chalidowa. "Wszystkie kości przesunięte"

Problem w tym, że limity wydatków wcale nie ograniczyły rozrostu personelu. - Najlepsze ekipy zatrudniają obecnie po 1500 pracowników, nie licząc tych zatrudnionych w działach silnikowych - powiedział "AMuS" jeden z szefów zespołów.

Zespoły sprytnie obchodzą przepisy, bo zakładają spółki-córki, do których "delegują" wybranych inżynierów i twierdzą, że nie zajmują się oni projektami związanymi z F1. "Auto Motor und Sport" jako przykład podaje Roba Marshalla, który niedawno przeszedł z Red Bull Racing do McLarena.

Brytyjski inżynier, pracując jeszcze w Red Bullu, 50 proc. czasu miał poświęcać na rozwój hypercara RB17, 40 proc. na silniki projektowane przez Red Bulla, a tylko 10 proc. na zespół F1. Oznaczało to, że do limitu wydatków wliczano zaledwie 10 proc. jego pensji.

Red Bull stworzył pięć spółek zależnych, ukrywając w nich swoich inżynierów. Mercedes, Ferrari i McLaren zaczęły postępować w sposób identyczny. "Zespoły F1 nagle zaczęły projektować rowery i łodzie" - napisał "AMuS".

FIA chciała w kwietniu 2023 roku uruchomić nową dyrektywę techniczną, która zobowiązywałaby zespoły do uwzględniania w budżecie pełnego wynagrodzenia inżyniera, nawet jeśli nie poświęca on 100 proc. swojego czasu na pracę w niej. Ekipy sprzeciwiły się temu pomysłowi i nie wszedł on w życie. Ten przepis pojawi się jednak w regulaminie finansowym, który zacznie obowiązywać od 2026 roku i wtedy nie będzie już zmiłuj dla zespołów.

Czytaj także:
- On rozdaje karty na rynku transferowym w F1. Szykuje się szalony okres
- Afera w F1 wokół szefa Red Bulla. Amerykański gigant grozi wycofaniem

Komentarze (1)
avatar
Jarosław Musiał
27.02.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
moim zdaniem powinno zrobić to na wzór tego co zrobiono w Moto GP. słabsze zespoły powinny mieć profity, bo to co jest w F1 jest nie do ogarnięcia...