Obecnie trudno sobie wyobrazić Formułę 1 bez wyścigów na Bliskim Wschodzie. Państwa z tego regionu stały się wręcz głównym sponsorem F1, oferując za prawa do organizacji zawodów znacznie wyższe kwoty niż w przypadku europejskich rund. Ścieżkę jako pierwszy przetarło GP Bahrajnu. Królowa motorsportu zawitała do tego kraju w roku 2004 za sprawą kontrowersyjnej decyzji Berniego Ecclestone'a.
Ekscentryczny Brytyjczyk był krytykowany za wybór Bahrajnu. Oskarżano go o kierowanie się żądzą zysku, zwracano uwagę na brak motorsportowych tradycji w tej części świata. Inni obawiali się z kolei ataków terrorystycznych. Wszakże pierwsza edycja GP Bahrajnu rozgrywana była ledwie kilka lat po ataku na World Trade Center, w czasie gdy wojska Zachodu zaangażowane były w misje w Afganistanie i Iraku.
Budowa toru Sakhir pochłonęła astronomiczną na tamten moment kwotę 150 mln dolarów. Obiekt dysponuje dwiema nitkami wyścigowymi o różnych długościach. Po kilku latach szejkowie z Bahrajnu zadbali o to, aby atmosfera podczas wyścigu F1 była wyjątkowa - tor doczekał się sztucznego oświetlenia. Dzięki temu od roku 2014 rywalizacja o GP Bahrajnu odbywa się po zmroku.
Formuła 1 przegrała z polityką
O ile przez lata Bahrajn udowadniał, że jest bezpiecznym miejscem do organizacji zawodów F1, o tyle na kilkanaście dni przed inauguracją sezonu 2011 wyścig został odwołany. Miało to związek z niestabilną sytuacją w regionie, spowodowaną tzw. Arabską wiosną. W tym okresie przez rejon przetoczyła się fala protestów i konfliktów zbrojnych wynikająca z faktu, że obywatele nie byli zadowoleni z warunków życiowych, rosnących cen żywności i korupcji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
Rewolucja do Bahrajnu dotarła w połowie lutego. Jeszcze kilka dni wcześniej król obiecał każdej rodzinie 2,6 tys. dolarów. Miała to być nagroda z okazji 10-lecia konstytucji. Uznano to jednak za próbę kupienia spokoju społecznego. Zwiększono też wydatki socjalne, zapowiedziano amnestię dla opozycjonistów.
Mimo to, ludzie wyszli na ulice. Policja i siły bezpieczeństwa próbowały zatrzymać tłum, co zakończyło się śmiercią kilku osób. Kilkaset zostało rannych.
Gdy 21 lutego na ulicach protestowało ponad 10 tys. obywateli, Formuła 1 poinformowała o odwołaniu wyścigu w Bahrajnie. Ten miał się odbyć 13 marca. - Uznaliśmy, że na chwilę obecną najważniejsze dla kraju jest skupienie się na bieżącym interesie narodowym - przekazał wtedy oficjalny następca tronu i główny dowódca sił zbrojnych Bahrajnu, Salman bin Hamad bin Isa Al Khalifa.
Bahrajn szybko wrócił do F1
Wydarzenia z Bahrajnu sprawiły, że inauguracja sezonu 2011 opóźniła się o dwa tygodnie - kierowcy ruszyli do pierwszego wyścigu dopiero 27 marca w Australii. Promotorzy GP Bahrajnu pozostawili sobie otwartą furtkę i możliwość zorganizowania zawodów w późniejszym terminie. Dano im na to czas do 1 maja.
W czerwcu poinformowano, że GP Bahrajnu odbędzie się ostatecznie w terminie 28-30 października. Jednak to nie spodobało się zespołom F1, które ze względu na napiętą sytuację w regionie, nie chciały udawać się na Bliski Wschód. - To szkodzi wizerunkowi F1 - mówił Eric Boullier, ówczesny szef Lotusa. Pod presją ekip organizatorzy wyścigu wycofali się z pomysłu goszczenia królowej motorsportu w roku 2011.
W kolejnym sezonie wątpliwości powróciły, ale ostatecznie GP Bahrajnu na dobre wróciło do kalendarza. - Jestem spokojny. Będziemy tam pod dobrą opieką , a organizatorzy są przygotowani na każdą możliwość. Moim zdaniem, wszystko będzie w porządku - mówił Michael Schumacher jeszcze przed powrotem na tor Sakhir.
Obecnie Bliski Wschód w F1 to nie tylko Bahrajn, ale też Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska i Katar. Ogromne wpływy gwarantowane przez te państwa sprawiły, że Formuła 1 na dobre zadomowiła się w tym regionie, co w momencie organizacji pierwszego w historii GP Bahrajnu wcale nie było takie pewne.
Partnerem artykułu jest Viaplay.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Gigantyczne przychody F1. Stała się kurą znoszącą złote jaja
- Robert Kubica pokazał zdjęcia z wakacji. Ujęcia niczym z filmu