W ostatni piątek Formuła 1 oficjalnie poinformowała o odwołaniu GP Chin. Decyzja nie była zaskoczeniem, bo plotki w tym temacie pojawiały się od tygodni. Władze w Pekinie podtrzymują politykę "zero COVID", która polega m.in. na surowych restrykcjach covidowych. Tym samym personel F1 musiałby się poddać kwarantannie przed i po wyścigu w Szanghaju, co nie wchodziło w grę.
W ubiegłym tygodniu z Portugalii dotarły wieści, że władze toru Portimao dogadały się z F1 ws. zastąpienia GP Chin. Jednak niemiecki "Auto Motor und Sport" twierdzi, że szanse na to są niewielkie i pierwsze komunikaty płynące z zachodu Europy były zbyt optymistyczne.
Największym problemem jest termin. GP Chin miało zostać rozegrane 16 kwietnia, w tym samym dniu na torze Portimao zaplanowano rundę długodystansowych mistrzostw świata WEC. Gdyby GP Portugalii miało dojść do skutku, należałoby je przesunąć o tydzień albo też dogadać się ws. przełożenia rundy WEC. Obie opcje są mało prawdopodobne ze względu na podpisane kontrakty sponsorskie i telewizyjne.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Katarczycy się wściekli, gdy ją zobaczyli. To miss mundialu?
Ważna jest też logistyka. Formuła 1 wcześniej (2 kwietnia) organizuje GP Australii, więc niemożliwym jest dostarczenie sprzętu na tor Portimao we wcześniejszym terminie (np. 9 kwietnia).
Z informacji "Auto Motor und Sport" wynika, że F1 myśli nad tym, by przełożyć GP Azerbejdżanu z 30 kwietnia na 16 kwietnia, co wówczas stworzyłoby przestrzeń w kalendarzu na GP Portugalii. Wyścig na torze Portimao odbyłby się po prostu pod koniec miesiąca.
Takie rozwiązanie byłoby korzystniejsze dla F1 i zespołów pod względem finansowym - sprzęt w drodze z Australii wylądowałby w Azerbejdżanie, a następnie trafił do Europy, czyli do swojego miejsca docelowego. W maju rozpoczyna się później europejska część sezonu. Tyle że na pomysł zmiany terminu zawodów niechętnie zapatrują się szefowie GP Azerbejdżanu.
Obecnie nie można wykluczyć początkowego scenariusza - F1 nie uda się znaleźć zastępstwa dla GP Chin i sezon 2023 ostatecznie będzie krótszy o jedną rundę. Oznaczałoby to, że rywalizacja o tytuł mistrza świata liczyłaby 23 wyścigi.
Czytaj także:
Dziwne ruchy Ferrari. Ta decyzja może mieć fatalne skutki
Williams wygrał z byłym sponsorem. Sąd orzekł ogromne odszkodowanie