Mógł spłonąć w bolidzie. Ma pretensje do obsługi toru

Twitter / Formula 1 / Na zdjęciu: pożar bolidu Carlosa Sainza
Twitter / Formula 1 / Na zdjęciu: pożar bolidu Carlosa Sainza

Carlos Sainz przeżył chwile grozy w GP Austrii, gdy jego bolid stanął w płomieniach na 58. okrążeniu. Hiszpan uciekł z kokpitu w ostatniej chwili, podczas gdy funkcyjni długo nie garnęli się z pomocą. - Trzeba się temu przyjrzeć - mówi Sainz.

W tym artykule dowiesz się o:

Carlos Sainz był na najlepszej drodze, by wywalczyć drugie miejsce w GP Austrii, ale na 58. okrążeniu posłuszeństwa odmówił silnik w jego samochodzie. Początkowo z tyłu modelu F1-75 pojawiły się delikatne płomienie ognia, które momentalnie rozprzestrzeniły się na resztę pojazdu.

Kierowca Ferrari zdawał sobie sprawę z problemu i dość szybko zjechał z toru na pobocze, ale zaparkował na podwyższeniu. Dlatego musiał pozostawać w środku i trzymać nogę na hamulcach, bo w innym razie bolid zacząłby się staczać i wracać na tor. Tymczasem funkcyjni nie kwapili się z pomocą, by zablokować koła w pojeździe Ferrari.

- To nie była idealna ani łatwa sytuacja. Widziałem w lusterkach, że mój bolid się pali. Naciskałem hamulec i chciałem wyskoczyć z kokpitu, ale równocześnie nie chciałem pozostawić samochodu na luzie i bez zabezpieczenia, bo zacząłby się toczyć w dół - powiedział dziennikarzom Sainz, cytowany przez agencję Reuters.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro 2012 zmieniła wygląd. Nie poznasz jej!

- Wołałem funkcyjnych, aby przyszli i mi pomogli, aby jakoś zablokowali koła i zabezpieczyli bolid przed toczeniem. To wszystko jednak trwało i w pewnym momencie pożar był tak duży, że musiałem już wyskoczyć z kokpitu. Nie miałem wyjścia. Trzeba się temu przyjrzeć i przeanalizować sytuację, bo na pewno można było w niej działać szybciej - dodał kierowca Ferrari.

Dla Sainza usterka w GP Austrii to poważny cios, bo ledwie tydzień wcześniej Hiszpan odniósł pierwsze zwycięstwo w F1, triumfując na torze Silverstone w Wielkiej Brytanii. - Nie było żadnych sygnałów ze strony silnika, że dzieje się coś złego - powiedział 27-latek z Madrytu w Sky Sports.

- Trudno to zaakceptować, bo mogliśmy odrobić sporo punktów do Red Bulla i Verstappena. Mieliśmy szansę na bardzo dobry wynik dla zespołu. To bolesne, ale musimy iść dalej - podsumował Sainz.

Pocieszeniem dla hiszpańskiego kierowcy może być to, że na Red Bull Ringu zwyciężył jego zespołowy kolega - Charles Leclerc.

Czytaj także:
"Byłem przerażony". Dramat lidera Ferrari wisiał w powietrzu
Koszmarny wypadek w wyścigu z Kubicą. Samochód pofrunął w powietrze

Komentarze (0)