76 tysięcy kibiców zgromadzonych na stadionie Wembley w Londynie wstrzymuje oddech. Czas na siódmą serię rzutów karnych. Jak dotąd wszyscy byli bezbłędni.
Ale dla Anglików to nie pierwszyzna. Cztery dni wcześniej w ten sam sposób odesłali do domu Hiszpanów. Wystarczy powtórzyć tamten wyczyn. Wówczas jednak starczyły cztery trafienia z jedenastu metrów. Niemcy wieszają poprzeczkę wyżej. Do piłki podchodzić muszą kolejni piłkarze.
Nadszedł czas na 25-latka z Watford. Gareth Southgate, bo o nim mowa, ustawia piłkę na 11. metrze, bierze rozbieg i nie czeka. Momentalnie rusza ku piłce. Tak jakby chciał to mieć jak najszybciej za sobą. By odhaczyć ten obowiązek i znów patrzeć na to, co zrobią Niemcy.
ZOBACZ WIDEO: Organizacyjne problemy EURO w czasach koronawirusa. UEFA straszy Anglików przeniesieniem finału
Southgate uderza jednak słabo, po ziemi, blisko środka bramki. Andreas Koepke bez większych trudności odbija piłkę. Tysiące kibiców na trybunach łapie się za głowę. Realizator pokazuje twarz Terry'ego Venablesa. Ten już wie. Za kilkadziesiąt sekund prowadzona przez niego drużyna może pożegnać się z turniejem. Turniejem, na którym "futbol miał wrócić do domu", jak brzmiało jego hasło przewodnie.
Chwilę później Andreas Moeller nie daje szans Seamanowi. Nadzieje gospodarzy pryskają. Wembley pogrąża się w rozpaczy.
"Chociaż miałeś jaja"
- To, co przydarzyło mi się jako graczowi, jest całkowicie nieistotne z punktu widzenia najbliższego meczu - zapowiedział Gareth Southgate przed meczem z Niemcami na Euro 2020. - Zawsze jestem zmotywowany, aby wygrywać - dodał.
W 1996 roku jednak daleki był od tak zdystansowanego podejścia.
- Czułem żal, wyrzuty sumienia, odpowiedzialność, w małej części to wciąż we mnie żyje. Porażka pod presją, w świetle tylu reflektorów, jest bardzo trudna do zniesienia - przyznawał po latach.
Do niefortunnych wydarzeń z 1996 roku odniósł się także w swojej biografii "Anything is possible". "W dzisiejszych czasach gracze mają dostęp do fachowców, którzy mogą pomóc im uporać się z tak trudnymi doświadczeniami. Ja wówczas musiałem sam znaleźć sposób, by sobie z tym poradzić" - napisał.
Tamtego wieczoru trafił jednak na dość nieoczekiwanego pocieszyciela. Gdy załamany Southgate zmierzał do szatni, na jego drodze pojawił się... Liam Gallagher - wokalista zespołu Oasis.
- K***a, nie przejmuj się tym! Koniec końców, ty miałeś chociaż jaja, by podejść i wziąć to na siebie. Te inne sk*****yny nie chciały tego - rzucił Gallagher.
O całej sytuacji angielskim mediom opowiedział przyjaciel Southgate'a z Aston Villi, Andy Townsend, który także wówczas na niego czekał.
- Byłem tam z jego żoną Alison. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek naprawdę wiedział co powiedzieć - opowiadał Townsend. - Nagle znikąd pojawił się Gallagher. Gdy wypowiedział swoje zdanie, pomyślałem: "Właściwie spośród wszystkich słów, to właśnie to, co chciałem powiedzieć. To był strzał w dziesiątkę!" - dodał.
Odpowiednia perspektywa
Mimo to Southgate zniósł to ciężko. Bywało tak, że kierowcy zatrzymywali się na ulicy, by wykrzyczeć obelgi pod jego adresem. Dostawał także mnóstwo listów. Nie brakowało w nich ostrej krytyki, ale były też takie z wyrazami wsparcia. To pomogło mu przetrwać trudny czas.
"Otrzymałem listy od niesamowicie odważnych osób, które głęboko mnie poruszyły. Niektóre żyły z nieuleczalnymi chorobami, bądź opiekowały się członkami rodziny, a mimo to poświęcili czas, aby napisać list i podziękować mi za udział w turnieju. To dało mi odpowiednią perspektywę. Przeżywałem nietrafiony rzut karny, podczas gdy inni mieli naprawdę poważne problemy" - opisał selekcjoner Anglików w swojej biografii.
Teraz Southgate ma szansę odgonić dawne demony. Już we wtorek o 18:00 prowadzona przez niego kadra Anglii ponownie podejmie Niemców. Ponownie na Wembley. I być może tym razem cała historia zakończy się happy endem. Co prawda 25 lat później, ale futbol znów może "wrócić do domu".
Czytaj także:
- To byłby hit! Michał Pazdan może wrócić do Polski
- Oferta odrzucona. Nie będzie transferu reprezentanta Polski?