Obaj zawodnicy przeszli długą, ale i piękną drogę do tego, by znaleźć się w najlepszej ósemce. Ratajski wyeliminował najpierw Ryana Joyce'a (3:0), później Simona Whitlocka (4:0), a potem po dramatycznym meczu Gabriela Clemensa (4:3). Bunting z kolei pokonał Andy'ego Boultona (3:2), Jamesa Wade'a (4:2) oraz Ryana Searle'a (4:3).
Pierwszy leg w wykonaniu Polaka był bardzo obiecujący, bo od razu wyzerował swój licznik ze 124 punktów. Później jednak zaczął marnować lotki na wygranie lega, co błyskawicznie się zemściło. Bunting nawet nie dawał przeciwnikowi drugiej szansy i wygrał 3-1. Drugą partię Anglik wygrał 3-0. Przede wszystkim znakomicie trafiał nie tyle maksy, co 140 punktów i błyskawicznie objął prowadzenie w całym meczu 2:0.
A to jeszcze nie było wszystko. W trzecim secie Bunting zaczął rzucać 180-tki, co totalnie podcięło skrzydła darterowi ze Skarżyska-Kamiennej, choć wyszedł on na prowadzenie 1-0, a potem wyrównał na 2-2. Jednak znów dały o sobie znać nietrafione wartości podwójne. A Bunting był bezlitosny. Miał dużo lepszą średnią i skuteczność na finiszach.
ZOBACZ WIDEO: Zmiana pokoleniowa w polskim sporcie? "Świątek, Zmarzlik i Błachowicz przerośli swoich mistrzów"
Dopiero w czwartym secie u Ratajskiego zaczęły się pojawiać wyższe zejścia i przede wszystkim podejścia na około sto punktów. Anglik nieco spuścił z tonu, choć zaliczył zejście ze 106 punktów. Seta jednak nie wygrał. Pierwszą partię na swoje konto zapisał Ratajski, ale chwilę później już przegrywał 1:4, a Bunting popisał się najwyższym możliwym wyzerowaniem - ze 170 punktów (T20, T20 i bull). To szósty taki przypadek na tych mistrzostwach świata.
Ratajski był pod ścianą, ale nie powiedział ostatniego słowa. Szósty i siódmy set rozstrzygnął na swoją korzyść, choć dostał parę prezentów od rywala, m.in. nietrafione D8, które dałoby prowadzenie Buntingowi 2-1 w siódmej partii. Polak wtedy zmarnował szansę na koniec lega z 40 punktów. Ale trzeba przyznać, że w tych dwóch partiach miał wyższą średnią od przeciwnika i trafiał więcej wartości 140-punktowych lub maksów. Złapał kontakt, gdy seta numer siedem wygrał 3-1.
Po przerwie Polak wypadł z rytmu, a Bunting ponownie go złapał. Zaczął od przełamania Ratajskiego, a potem dobił go wyzerowując licznik z 76 punktów. Trzeba przyznać, że na dystansie całego meczu gracz z Merseyside prezentował się lepiej i efektowniej. U Krzysztofa Ratajskiego znów zabrakło regularności na wartościach podwójnych i potrójnych.
- To mój najlepszy wynik w karierze. Półfinał mistrzostw świata to piękna rzecz. Byłem już w finale MŚ BDO, ale wynik, który już osiągnąłem w PDC jest nieporównywalny. Zwłaszcza, że nie miałem łatwej drabinki. W poprzedniej rundzie Searle, który wracał do gry, a teraz Krzysztof, który grał w swoje urodziny i był bardzo zdeterminowany. Nauczyłem się, że nawet jeśli przegrywasz seta, z każdej sytuacji da się podnieść. To dla mnie duża różnica. Zmieniłem ostatnio lotki i jak widać rzuca mi się nimi bardzo dobrze - podsumował Stephen Bunting po spotkaniu.
"Polski Orzeł" nie zrobił więc sobie pięknego prezentu na 44. urodziny, ale i tak w ostatnich dniach zrobił bardzo wiele dla promocji darta w naszym kraju. Wejście do ósemki mistrzostw świata pozwoli mu jeszcze poprawić pozycję w rankingu PDC, co wiąże się z lepszym rozstawieniem w kolejnych turniejach rankingowych.
A Bunting w półfinale czeka na zwycięzcę pary Gerwyn Price - Daryl Gurney. Wszystkie ćwierćfinały rozegrane zostaną 1 stycznia. Dzień później odbędą się półfinały. Mistrza świata poznamy w niedzielę, 3 stycznia.
Krzysztof Ratajski (Polska, 15) - Stephen Bunting (Anglia, 26) 3:5 (1-3, 0-3, 2-3, 3-2, 2-3, 3-1, 3-1, 0-3)