Wydawać by się mogło, że reprezentowanie barw swojego kraju w mistrzostwach świata to ogromna nagroda i wyróżnienie. Okazuje się, że nie zawsze. Dzięki wygranej w krajowych eliminacjach zawodniczki Teamu Chmarra uzyskały prawo startu w fińskiej Lohji, gdzie w połowie grudnia odbywały się MŚ Dywizji B.
Zamiast jednak skupić się na przygotowaniach do najważniejszej imprezy w karierze, do końca drżały o to, czy w ogóle uda się polecieć do Finlandii. Powodem był brak funduszy, które - w teorii - powinien zapewnić Polski Związek Curlingu.
Jak przekazały zawodniczki, przez kilkanaście dni zwodzone były obietnicami przelewu środków na ich konto. Za każdym razem niespodziewanie coś stawało na przeszkodzie. Biało-Czerwone nie zamierzały dłużej czekać i wzięły sprawy w swoje ręce. Zorganizowano zbiórkę pieniędzy na wyjazd.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Dyskobole wyrzuceni z Diamentowej Ligi. Piotr Małachowski: To bardzo brzydko
Czytaj także: MŚ w hokeju U20 dywizji 1B: Polacy rozgromieni na zakończenie turnieju w Kijowie
Podopieczne trenerki Anety Lipińskiej uzbierały wymaganą kwotę. Obiecanych pieniędzy nie zobaczył jednak nikt, ani przed mistrzostwami, ani w trakcie, ani też po ich zakończeniu. Przelew-widmo nigdy nie dotarł do adresata. W korespondencji z zawodniczkami pojawiło się co prawda potwierdzenie wpłaty, ale pieniądze nie wpłynęły na konto drużyny.
Ponadto zawodniczki otrzymały do naszycia na swoich strojach logo sponsora, który miał pomóc w sfinansowaniu wyjazdu. Logotypy wylądowały ostatecznie w koszu. O niedoszłym sponsorze polskiej kadry juniorek wiadomo niewiele - firma ma swoją siedzibę na Gibraltarze i zajmuje się kryptowalutami.
Wyjazd na mistrzostwa udało się zorganizować wyłącznie dzięki zbiórce i wielu wyrzeczeniom. Wszystkiemu towarzyszyły ogromne nerwy i niepewność - niezwiązane jednak z rywalizacją sportową, a wydarzeniami, które miały miejsce bezpośrednio przed wylotem.
- Biorąc pod uwagę brak możliwości regularnych treningów w Polsce, tajemniczą sytuację w PZC i brak hali curlingowej w Warszawie uważam, że dziewczyny osiągnęły świetny wynik. Liczę na zmianę sytuacji politycznej w polskim curlingu. Do tego typu problemów finansowych ze strony związku dochodzi już po raz kolejny - powiedziała w rozmowie z WP SportoweFakty Sylwia Chmarra.
Biało-Czerwonym udało się wygrać dwa z pięciu meczów i ostatecznie zajęły w swojej grupie czwarte miejsce. Długo była szansa nawet na awans do kolejnej fazy rozgrywek. Choć tok przygotowań był utrudniony nie tylko przez problemy związane z PZC, ale także z dostępem do lodu.
- Start nie do końca poszedł po naszej myśli. Dziewczyny starały się dawać z siebie wszystko na lodzie, to jednak nie zawsze wystarczało do tego, aby wygrać mecz. Największym problemem był brak powtarzalności z naszej strony. Czasami wychodziły nam bardzo trudne zagrania, a po chwili miałyśmy problem z tymi łatwiejszymi. Mimo średniego wyniku wyjazd był dla nas świetnym przeżyciem - oceniła występ swoich podopiecznych Aneta Lipińska.
Czytaj także: Skoki narciarskie. Nie tak to miało wyglądać. Czas na ostateczną odpowiedź ws. polskich skoczków
Nie był to pierwszy raz, kiedy zawodnicy samodzielnie zbierali pieniądze, aby móc reprezentować swój kraj na arenie międzynarodowej. Zawodnicy grający na wózkach samodzielnie zgromadzili 22 tysiące, a brakujących 18 tys. dołożyło Ministerstwo Sportu. Problemy w PZC cały czas się mnożą. Ministerstwo Sportu cofnęło związkowi dotację, niewykluczone jest także całkowite jego rozwiązanie.
Najbardziej na nieudolności działaczy cierpią jednak same zawodniczki. Kompletny bałagan i mnożące się od dłuższego czasu patologiczne sytuacje sprawiają, że curlerzy i curlerki mają coraz bardziej dość. Mało kto wierzy już w happy-end.
Polski Związek Curlingu - jak na razie - nie odniósł się do tej sprawy.