Tej wojny w ringu nie można przegapić. Przed nami leGGGendarne starcie

Getty Images / Na zdjęciu: Saul Alvarez i Giennadij Gołowkin podczas konferencji prasowej
Getty Images / Na zdjęciu: Saul Alvarez i Giennadij Gołowkin podczas konferencji prasowej

Na takie walki kibice zawodowego boksu czekają latami. W nocy z soboty na niedzielę Las Vegas stanie się epicentrum pięściarskiego trzęsienia ziemi. Emocje w starciu Gołowkina z Alvarezem są niemal wpisane w ich milionowe kontrakty.

W tym artykule dowiesz się o:

Przymiarki do ekscytującego boju w kategorii średniej (limit wagowy do 72,6 kg) trwały od dawna. Promotorom obu pięściarzy nie było po drodze, a być może rezerwę miał w sobie także Saul Alvarez (49-1-1, 34 KO), czekając aż Giennadija Gołowkina  (37-0, 33 KO) nie naruszą rywale, a ząb czasu. Kazachski bombardier ma się jednak świetnie i to w nim bukmacherzy upatrują faworyta.

GGG pobił nawet Tysona

Urodzony w liczącej blisko pół miliona ludności Karagandzie Gołowkin przystępuje do sobotniej walki z pozycji panującego mistrza świata aż czterech federacji. "GGG" (Giennadij Giennadijewicz Gołowkin) ma w swojej kolekcji skalpy federacji IBF, WBC, WBA i IBO. Legitymuje się nieskazitelnym bilansem walk i znakomitym współczynnikiem nokautów.

35-latek stał się prawdziwą sportową gwiazdą zawodowego boksu. Próżno w jego zachowaniu i kartotece szukać brudnych występków. Zawsze opanowany i spokojny nie dąży do zwady poza ringiem, nie prowokuje oponentów, a jeśli sam znajdzie się pod gradobiciem niewygodnych pytań, kwituje to iście hollywodzkim uśmiechem. Pod maską wesołego przyjemniaczka kryje się jednak prawdziwy kiler, którego przeznaczenie w ringu jest proste - sprawiać ból i seryjnie nokautować.

Od czasów legendarnego czempiona wszechwag Mike'a Tysona nie było drugiego takiego zabójcy między linami. Zresztą Gołowkin już dawno wykreślił z kronik rekord "Żelaznego". Legendarny czempion wagi ciężkiej potrafił znokautować 19. rywali z rzędu. Co na to "GGG"? Porozbijał w proch i był kolejnych 23. przeciwników, zyskując po drodze sławę, o której pewnie kiedyś nawet nie śnił.

ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #9: Ostaszewski o kontrakcie Oświecińskiego z KSW

Gołowkin ciężko pracuje na to, by w ojczyźnie zyskać status wszechmogącego. Kraj znany z "Borata" i zwycięstwa tamtejszej Astany nad Legią Warszawa w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów szaleje na jego punkcie. Gołowkin jest jak car, a jego ekspansja zdaje się nie mieć końca. Poza tym, Kazachstan od lat słynie z "produkcji" znakomitych pięściarzy na arenie boksu olimpijskiego, ich reprezentanci zdobywają medale najważniejszych imprez, w tym igrzysk olimpijskich. A swojego czasu nazwa Astana budziła lęk, ale w rozgrywkach World Series of Boxing, czyli bokserskim odpowiedniku Champions League.

"Cynamon" grzeje Latynosów

Oko w oko z Gołowkinem stanie jeden z najpopularniejszych pięściarzy świata, który w Ameryce Południowej jest postrzegany nie tylko jako wielki sportowiec, ale także gwiazda popkultury. I sława ciągnie się za nim również w północnej części Ameryki. Mówią na niego "Cynamon", a to ze względu na rude włosy. Oddany Meksykowi i kochany przez Latynosów. Choć od 2010 roku boksuje w Stanach Zjednoczonych, do dziś nie udziela wywiadów po angielsku, a posługuje się tylko językiem hiszpańskim. Próbował przełamywać barierę językową, ale z mizernym skutkiem. Poza tym, on nie musi się przypodobać. Robią to za niego pięści.

27-latek urodzony w Guadalajarze zawodowo boksuje od 2005 roku. W dniu debiutu wśród profesjonalistów miał niewiele ponad… 15 lat. Prawdziwy Meksyk. Już w drugim pojedynku znokautował w drugiej rundzie rodaka starszego o ponad dekadę. W ringu szuka destrukcji, uderza w charakterystyczny dla Latynosów sposób, potrafiąc wprost urywać wątroby rywalom dzięki umiejętnym ciosom na korpus.

Błyskawicznie zyskiwał sympatię i gigantyczny rozgłos. Szybko stało się jasne, że "Canelo" stanie się znaczącą gwiazdą w planetarium zawodowstwa.

- Kiedy idę ulicami Meksyku ciężko spotkać kogoś, kto nie wie, kim jest Saul - opowiadał w 2010 roku podekscytowany promotor, Oscar De La Hoya. "Złoty Chłopiec", przed laty wspaniały pięściarz, jest ziomkiem Alvareza. Już w tamtym czasie konfrontacje z jego udziałem w ojczyźnie potrafiło oglądać ponad 40 mln widzów!

Na fali tej popularności w 2013 roku do Alvareza uśmiechnął się Floyd Mayweather Jr, proponując walkę, która od razu stała się także wspaniałym biznesem. Obaj podzielili ring w hali MGM Grand w Las Vegas 14 września. Zysk ze sprzedaży biletów przekroczył 20 mln dolarów, a na trybunach zasiadło wielu fanów "Cynamona". Między linami szybko okazało się, że młokos jest bezradny w starciu z "Pięknisiem", otrzymując od Amerykanina dwunastorundową lekcję szermierki na pięści. Tylko w sobie znany sposób jeden z sędziów wypunktował skandaliczny remis, na szczęście pozostała dwójka słusznie wypunktowała triumf Mayweathera.

Zawodnik z USA miał zagwarantowaną wypłatę na poziomie ponad 40 mln dolarów, podczas gdy Alvarez w kontrakcie miał wpisaną sumę ponad 12 mln "zielonych". Wpływy znacząco wzrosły o zyski ze sprzedaży pakietów Pay-Per-View.

Krwawa wojna o miliony i miano najlepszego w boksie

Gołowkin z Alvarezem spotkają się w hali T-Mobile Arena. Ci, którzy wieszczyli zbliżający się koniec bokserskiej epoki, powinni zapaść się pod ziemię. Komplet blisko 20 tysięcy biletów rozszedł się w niecałe dwa dni. A wydatek był to nie mały, bowiem najtańsze wejściówki kosztowały 300 dolarów, a za miejsca najbliżej ringu trzeba było zapłacić bagatela 18 tysięcy złotych!

- To będzie krwawa wojna, chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Viva Mexico! - krzyczał podczas ważenia podniecony De La Hoya. Ten ceremoniał w hali T-Mobile Arena obserwowało ponad 9 tysięcy widzów. - Atmosfera tam panująca jest nieprawdopodobna - ekscytował się z kolei promotor Gołowkina, Tom Loeffler.

Finansowy tort prezentuje się bardzo okazale, bowiem bohaterowie porywająco zapowiadającego się widowiska mają wypisane czeki na gwarantowane sumy po 15 mln dolarów - przytacza dane portal bokser.org. Dodać należy do tego podziały ze sprzedaży Pay-Per-View, a w USA za przyjemność obejrzenia potyczki dwóch bombardierów trzeba zapłacić 80 dolarów. A co z transmisją w Polsce? Z oferty "last minute" skorzystał Polsat Sport i polscy kibice bez dodatkowych opłat obejrzą starcie słusznie określane mianem walki roku na żywo nad ranem w niedzielę (ok. 4:50 czasu polskiego). Show ma być tylko dodatkiem, bo na pierwszym planie pojawi się sport. I to w największym możliwym wydaniu.

Komentarze (0)