W ostatnich dniach przed galą "The Last Crescendo" doszło do sporego zamieszania. Okazało się, że mistrz świata IBF w wadze ciężkiej, Daniel Dubois (22-2, 21 KO), jest chory i nie może wystąpić na tym wydarzeniu. W związku z tym, na zaledwie dwa dni przed walką, rozpoczęto poszukiwania zastępstwa do starcia z Josephem Parkerem (36-3, 24 KO).
Ostatecznie wyzwanie podjął Martin Bakole (21-2, 16 KO). Pięściarz z Demokratycznej Republiki Konga przez lata czekał na możliwość zmierzenia się z przedstawicielem czołówki wagi ciężkiej. Niestety, test ten okazał się dla niego niezwykle trudny - Parker znokautował go już w drugiej rundzie. Jak się jednak okazuje, porażka nie miała większego znaczenia dla afrykańskiego zawodnika, ponieważ samo zastępstwo zmieniło jego życie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazda KSW rozbawiła fanów. Film to hit sieci
- Ta wypłata zmieni życie Martina. Dlatego, mimo że nie sparował od sierpnia, postanowił przyjąć walkę. Nie traktujcie tego jako wymówkę, znaliśmy ryzyko, jakie podjęliśmy - mówił po sobotniej walce Billy Nelson, menadżer Bakole, w rozmowie z magazynem "The Ring".
Co więcej, mimo przegranej przed czasem i bardzo słabego występu, Martin Bakole ma już kolejną walkę na horyzoncie. Jego rywalem będzie Efe Ajagba (20-1, 14 KO). Pojedynek jest zaplanowany na maj, choć zmieni się jego prestiż.
Pierwotnie starcie miało być ostatecznym eliminatorem do pasa mistrzowskiego IBF. Jednak po ostatniej porażce Kongijczyka walka straci ten status, a jej zwycięzca nie uzyska bezpośredniej szansy na walkę o mistrzowski tytuł. Mimo to gaże dla zawodników pozostaną na niezmienionym poziomie.
Warto wspomnieć, że Martin Bakole ma swoje związki z Polską. W kwietniu 2019 roku, podczas gali w katowickim Spodku, zdemolował Mariusza Wacha, nokautując go w ósmej rundzie. Dzięki temu zwycięstwu zdobył pas międzynarodowego mistrza Polski w wadze ciężkiej, co otworzyło przed nim drzwi do kariery na szerokiej arenie.