Po agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego ubiegłego roku kraj rządzony przez Władimira Putina oraz wspomagająca agresję Białoruś zostali wykluczeni z udziału w zawodach w większości dyscyplin. Wiele wskazywało na to, że nie ma szans na to, by wystąpili na przyszłorocznych igrzyskach w Paryżu.
Wiosną tego roku MKOL rządzony przez Thomasa Bacha wydał jednak rekomendację, wedle której Rosjanie powinni być przywracani do zawodów. Oczywiście, na zasadzie neutralnych zawodników, bez możliwości występu w sportach drużynowych. Dodatkowo sportowcy nie mogą mieć żadnych związków z wojskiem.
O sprawę został zapytany Władimir Kliczko. Ukrainiec zdecydowanie sprzeciwił się powrotowi Rosjan do rywalizacji.
ZOBACZ WIDEO: Damian Janikowski: "Będziemy się nawzajem okładać. Albo ja padnę, albo on"
- Musi być zakaz. To konsekwencja działań ich rządu, a także niektórych sportowców, którzy są częścią wojska. Kiedy przemawiam, ludzie w moim kraju giną, sportowcy umierają. W Ukrainie zamordowano ponad 250 sportowców - powiedział Władimir Kliczko w rozmowie z angielskim "The Mirror".
Były pięściarz podkreślił, że wojna cały czas trwa. Jak na razie nie zapowiada się na to, by Władimir Putin miał zastopować agresję. Oznacza to, że liczba zabitych i rannych prawdopodobnie jeszcze znacznie wzrośnie.
- Kto wie, ile jeszcze zostanie zabitych. Z tego powodu popieram zakaz dla sportowców z Rosji i Białorusi. Mam nadzieję, że prezes MKOL-u Thomas Bach to zrozumie i nie będzie mówił, że sport nie ma nic wspólnego z polityką czy wojną - odpowiedział.
Według wyliczeń Associated Press z 71 medali, które Rosjanie zdobyli na igrzyskach w Tokio, aż 45 było związane z klubami należącymi lub związanymi z armią.
- Większość sportowców z Rosji i Białorusi ma związki z wojskiem. A armia mordowała, gwałciła i prowadzi wojnę w Ukrainie - zakończył bokser.
Czytaj więcej:
Ostro przejechał się po Adamku. "Brak klasy"