Biegi. Zrobił to! Eliud Kipchoge przebiegł maraton poniżej 2 godzin

PAP/EPA / CHRISTIAN BRUNA / Na zdjęciu: Eliud Kipchoge podczas biegu w Wiedniu
PAP/EPA / CHRISTIAN BRUNA / Na zdjęciu: Eliud Kipchoge podczas biegu w Wiedniu

W Wiedniu padła kolejna granica ludzkich możliwości! Kenijczyk Eliud Kipchoge pokonał 42,195 km w 1 godzinę, 59 minut i 40 sekund. W końcówce biegł z uśmiechem na ustach. Jego wynik nie będzie jednak uznany jako oficjalny rekord świata w maratonie.

- Nie chodzi o pieniądze, chodzi o pokazanie, że nie ma limitów. Biegam, żeby tworzyć historię i pokazać, że żaden człowiek nie jest ograniczony - tłumaczył Eliud Kipchoge, który porównał swoją próbę do wyprawy na Księżyc. Już raz - w 2017 r. - próbował uporać się z barierą dwóch godzin, ale zabrakło mu niewiele (2:00:25 na torze Monza we Włoszech - więcej TUTAJ>>).

Tym razem podczas próby sponsorowanej przez firmę Ineos (Ineos 1:59 Challenge) zagrało wszystko. Start zaplanowany został na godz. 8.15, warunki w Wiedniu były początkowo optymalne (9 stopni Celsjusza, praktycznie bezwietrznie, duże zachmurzenie). Kipchoge wystartował z mostu Reichsbruecke, a następnie udał się na pętlę w parku Prater.

Dużą rolę odegrali pacemakerzy. Kipchoge miał do dyspozycji siedmioosobowe ekipy, które zmieniały się co kilkanaście minut. Bardzo ważne było zachowanie odpowiedniego szyku - przed Kenijczykiem biegło pięciu zawodników, za nim dwóch.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa świata w lekkoatletyce Doha 2019: Wojciech Nowicki zdradza, jak dowiedział się o medalu

"Zającami" byli głównie biegacze z Afryki, ale także m.in. rywale Marcina Lewandowskiego - norwescy bracia Filip, Jakob i Henrik Ingebrigtsenowie, Amerykanin Matthew Centrowitz, Szwajcar Julien Wanders czy Japończyk Kota Murayama.

Przed biegaczami podążał samochód elektryczny, który generował laserową linię. Kipchoge musiał się jej "trzymać", chcąc złamać dwie godziny. Średnie tempo biegu wynosiło 2:50/km. Pacemakerzy dyktowali je doskonale, Kipchoge biegł na wynik w okolicach 1:59:50. Na półmetku zapas wynosił 11 sekund.

Dopingowany przez dużą grupę kibiców (dwa lata temu próba na Monzy odbywała się bez publiczność) Kenijczyk skrupulatnie realizował plan. Tak wyglądał na niespełna 15 km przed metą.

Na 35. kilometrze prognozowany czas wynosił 1:59:49. Ostatnie kilometry miały być kluczowe - to właśnie na nich Kipchoge stracił szansę na złamanie "dwójki" przed dwoma laty. Teraz jednak był nie do zatrzymania. Nie przeszkodził mu nawet deszcz w drugiej części dystansu (synoptycy zapowiadali brak opadów, ale - jak widać - pomylili się).

Kilka kilometrów przed metą Eliud zaczął się uśmiechać. Wiedział, że ma wystarczający zapas sił. Przed ostatnim kilometrem samochód zjechał z trasy, na 500 m przed metą pacemakerzy rozstąpili się, robiąc miejsce bohaterowi.

Przy ogromnym aplauzie kibiców Kipchoge wpadł na metę, uzyskując wynik 1 godzina, 59 minut, 40 sekund!

Wynik Kipchoge nie będzie jednak uznany przez IAAF za oficjalny rekord świata w maratonie. Powodów jest kilka - m.in. wspomniana rotacja pacemakerów czy też podawanie biegaczowi napojów w dowolnym momencie przez człowieka na rowerze.

Rekord świata i tak jednak należy do 34-latka z Kenii. Podczas ubiegłorocznego maratonu berlińskiego pokonał dystans 42,195 km w 2:01:39 (więcej TUTAJ>>).

Czytaj także: Eliud Kipchoge: król maratonu i milioner, którego nie brzydzi sprzątanie toalet

Źródło artykułu: