Adam Kszczot. Inżynier z medalem

Adam Kszczot wie, że nauka jest ważniejsza od sportu. Do domu ze szkoły co roku przynosił świadectwo z czerwonym paskiem. Dziś może pochwalić się tytułem inżyniera. I wicemistrzostwem świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Nigdy w karierze nie był tak dobrze przygotowany, jak do zawodów w Pekinie. W Ptasim Gnieździe od początku czuł się znakomicie. Wygrał swój bieg eliminacyjny, był najszybszy w półfinale.
[ad=rectangle]
- To jedyny polski biegacz, który w Pekinie stanie na podium. Proszę zapamiętać moje słowa. Trenuje solidnie i rzetelnie. Uda mu się - zapowiadał przed rozpoczęciem mistrzostw świata w rozmowie z Wirtualną Polską trener, Wojciech Szymaniak. I Kszczot faktycznie swój medal wyrwał. Był drugi, wyprzedził go tylko David Rudisha.

Ciężko pracował od małego. Zanim na poważnie wziął się za bieganie, pomagał ojcu w gospodarstwie. Pracowity i ambitny, w pościgu za karierą potrafi zachować zdrowy rozsądek. - Nauka jest ważniejsza od sportu - powtarza Kszczot. Ukończył zarządzanie inżynierskie na Politechnice Łódzkiej. Nie da się przecież przez całe życie zarabiać bieganiem, a kontuzje to sól sportu.

Przed każdym biegiem chwyta się za nadgarstek. To jego rytuał. Nie stroni od mediów. Grunt, żeby nikt nie przeszkadzał mu przed startem. Przecież głowa też biega. We wtorek stanął na bieżni sam, by walczyć z całym światem. Za kilka dni na Okęciu otoczy go tłum dziennikarzy. Wywiadu nie odmówi, choć rozgłosu nie szuka. To typ spokojny. Ubiegłorocznego Sylwestra spędził przy grach planszowych.

Pierwsze sportowe szlify Kszczot zbierał na Czwartkach Lekkoatletycznych, reaktywowanych dwie dekady temu przez Mariana Woronina. Kiedy jego rówieśnicy dopingowali , on był wpatrzony w . Wychował go trener Stanisław Jaszczak.

Przed wylotem do Pekinu był królem Europy. W biegu na 800 metrów trzy razy sięgał po mistrzostwo Starego Kontynentu. Zarówno na stadionie, jak i pod dachem. Porażką był dla niego rok 2012. Podczas halowych mistrzostw świata był czwarty, walkę na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie zakończył w półfinale. Zmienił trenera.

Czapiewski przekonał Kszczota do współpracy ze Zbigniewem Królem. Zaczęło się dobrze. Przed mistrzostwami świata w Moskwie Polak skręcił jednak staw skokowy. Później miał problemy żołądkowe. Finał go ominął. Porażka zmobilizowała, wstał z kolan. W Pekinie odebrał nagrodę za lata ciężkiej pracy. Prawdziwe wyzwanie czeka go jednak za rok. Na Olimpiadę do Rio pojedzie jako jedna z naszych największych medalowych nadziei.

Źródło artykułu: