W tym artykule dowiesz się o:
Historyczne zwycięstwo Golloba we Wrocławiu
Po chudych latach speedwaya, Polacy wreszcie doczekali się sukcesu. 20 maja 1995 roku zapisał się na stałe w historii cyklu Grand Prix oraz polskiego żużla. W obecnych czasach zwycięstwo naszego reprezentanta w zawodach SGP trochę spowszedniało. Jak nie Maciej Janowski, to wygrać może Patryk Dudek, Piotr Pawlicki albo Bartosz Zmarzlik. 22 lata temu, kiedy inauguracyjną rundę na Stadionie Olimpijskim zwyciężył Tomasz Gollob, to było coś. Polak we wspaniałym stylu wygrał przed wielkim Hansem Nielsenem i Chrisem Louisem.
Komplet publiczności we Wrocławiu oszalał wprost z radości. Pierwszy w historii turniej Grand Prix zapamiętany został na lata nie tylko dlatego, że zainaugurował nową erę w wyłanianiu mistrza świata na żużlu, ale został w sercach polskich kibiców z uwagi na zwycięstwo Tomasza Golloba. Polski żużlowiec wszech czasów później wygrywał jeszcze 21 turniejów Grand Prix. Po latach walki i wspinaczki na szczyt, zdobył upragniony tytuł mistrza świata. Od pierwszego turnieju we Wrocławiu minęły ponad 22 lata. Kibice do dzisiaj z rozrzewnieniem wspominają te zawody.
Gollob kontra Nilsen we Wrocławiu
Znów Wrocław, znów Tomasz Gollob, tyle tylko, że cztery lata później. Niesamowita pogoń w finale przez cztery okrążenia, kapitalna szarża na ostatnim wirażu, odbicie się od bandy i finiszowanie o przysłowiowy błysk szprychy przed Szwedem Jimmy Nilsenem zapisało się w annałach światowego speedwaya. Również w pamięci kibiców ta akcja pozostała na długie lata. Kiedy pytamy fanów o najbardziej pamiętne turnieje Grand Prix, z reguły na pierwszym miejscu wymieniają właśnie Wrocław i pojedynek Golloba z Nilsenem z 1999 roku.
Polskie podium na Motoarenie
Najpierw był Wrocław, później Bydgoszcz, następnie Chorzów i Leszno, a w 2010 roku do grona miast gospodarzy Grand Prix na polskiej ziemi dołączył Toruń z piękną Motoareną. Pierwszy turniej Grand Prix na tym obiekcie zapisał się w historii ze względu na biało-czerwone podium. Wygrał z kompletem punktów Tomasz Gollob przed Rune Holtą i Jarosławem Hampelem. To był najlepszy sezon dla reprezentantów Polski w historii Grand Prix. Gollob został mistrzem świata, Hampel zdobył srebrny medal, a Holta ukończył rywalizację na czwartym miejscu, najwyższym w swojej karierze w IMŚ.
Złoty Gollob ze złamaną nogą
Trudno także zapomnieć bydgoską Grand Prix z 11 października 2010 roku. Tomasz Gollob, który zapewnił sobie tytuł mistrzowski dwa tygodnie wcześniej w Terenzano, wystartował na swoim torze ze złamaną nogą. - Marzyliśmy, by postawił przysłowiową kropkę nad "i" w Bydgoszczy, a całe szczęście, że zrobił to już we Włoszech – wspomina Jerzy Kanclerz. Gollob pokiereszował nogę na motocrossie i na blokadzie zdecydował się wystąpić w Grand Prix dla nadkompletu polskiej publiczności. - Wygrał nawet pierwszy swój wyścig, ale później ból był już nie do wytrzymania. Na podium wskakiwał o jednej nodze - przypomina Kanclerz. W tamtych zawodach trzecie miejsce na podium zajął Janusz Kołodziej, ale kibice i tak najbardziej pamiętają dekorację klasyfikacji generalnej IMŚ. Gollob z miażdżącą przewagą przed Hampelem i Jasonem Crumpem. Cóż to była za wieczór w Bydgoszczy!
Zwycięstwo "dzikiego" Zmarzlika w Gorzowie
25 turniej o Grand Prix Polski na żużlu 30 sierpnia 2014 roku przyniósł niespodziankę. Startujący z dziką kartą Bartosz Zmarzlik został niespodziewanym zwycięzcą. Kibice w Gorzowie skakali z radości, a sukces dla miejscowych był tym większy, że obok młokosa ze Stali na podium stanęli jego ówcześni koledzy klubowi: Matej Zagar i Krzysztof Kasprzak. Po drugiej stronie barykady w tych zawodach był Jarosław Hampel, który nie zdobył żadnego punktu i został sklasyfikowany na ostatnim miejscu. Gorzowie Grand Prix w ogóle lubiło sypać niespodziankami. Taką był także w 2012 roku triumf Martina Vaculika przed Chrisem Holderem i debiutującym wówczas Bartoszem Zmarzlikiem. W przypadku Polaka sytuacja jest o tyle ciekawa, że wygrywał Grand Prix z dziką kartą w wieku 19 lat, a jako stały uczestnik cyklu zwyciężył dopiero w 2017 roku, kiedy to okazał się najlepszy w Malilli.
Najpierw klapa, a później wielkie święto na Narodowym
Niestety, pierwszy w historii turniej na PGE Narodowym w Warszawie okazał się kompletną klapą. Fatalny tor, awaria maszyny startowej i przedwcześnie zakończone zawody po 12 wyścigach, zapisały się niechlubnie w historii Grand Prix. Na szczęście wnioski szybko wyciągnięto i dwie kolejne rundy na pięknym obiekcie w Warszawie śmiało kandydują do miana jednych z najbardziej spektakularnych zawodów SGP w dziejach cyklu. - Ten turniej przebił Grand Prix w Cardiff, które do tej pory było numerem jeden - oceniał po zawodach w 2016 roku Greg Hancock. Tegoroczna impreza w stolicy była jeszcze lepsza. Warto wspomnieć, że właśnie podczas tych niefortunnych zawodów w 2015 roku z Grand Prix pożegnał się Tomasz Gollob, choć piękniejsze pożegnanie - tym razem z kadrą narodową - nasz mistrz - miał rok później również na PGE Narodowym przy okazji meczu Polska - Reszta Świata.
Dramat Doyle'a na Motoarenie
Trudno również przejść obojętnie nad zeszłoroczną rundą Grand Prix w Toruniu, gdzie szanse na tytuł mistrzowski stracił Jason Doyle. Australijczyk był na jak najlepszej drodze po pierwszy w karierze złoty medal, ale karambol na Motoarenie przekreślił jego plany i marzenia. Doyle wrócił po kontuzji jeszcze mocniejszy i w tym sezonie również dominuje w cyklu Grand Prix. Obecnie jest jeszcze bliżej spełnienia marzeń niż rok temu o tej porze. Tylko jakiś kataklizm (odpukać) może mu odebrać tytuł mistrzowski. Bardzo prawdopodobne jest to, że w sobotę w Toruniu poznamy nowego mistrza świata na żużlu. Doyle dzień po swoich 32 urodzinach może na Motoarenie sprawić sobie najpiękniejszy prezent w historii. Konia z rzędem temu, kto w 2013 roku, gdy Jason Doyle reprezentował barwy pierwszoligowego wówczas Kolejarza Rawicz, przewidziałby, że ten facet cztery lata później będzie najlepszy na świecie.
A jak zapamiętamy pięćdziesiąty w historii turniej Grand Prix na polskiej ziemi? Przekonamy się o tym już w sobotni wieczór w Toruniu.