W tym artykule dowiesz się o:
W ostatnich dniach świat żużlowy mocno krytykował Grega Hancocka za postawę w Grand Prix Australii. W dziewiątym wyścigu Amerykanin, znajdując się na prowadzeniu, wyjechał na zewnętrzną i w łatwy sposób dał się wyprzedzić Chrisowi Holderowi. W ten sposób Australijczyk zyskał dodatkowy punkt, niezwykle ważny w kontekście walki o jeden z medali IMŚ.
Incydentowi pomiędzy Hancockiem a Holderem przyjrzało się jury FIM, które podjęło decyzję o wykluczeniu Amerykanina z tego wyścigu. Amerykanin nie zgodził się z sędziami i wycofał się z zawodów. Później tłumaczył, że w feralnym biegu zwolnił, gdyż miał problemy ze sprzęgłem.
Wielu kibiców nie ma jednak wątpliwości, że Hancock chciał w trakcie turnieju SGP w Melbourne pomóc swojemu przyjacielowi z ekipy Get Well Toruń w walce o medal IMŚ. W przeszłości w sporcie żużlowym wielokrotnie dochodziło do tego typu akcji. W naszym zestawieniu można znaleźć najbardziej kontrowersyjne przypadki.
W tym roku w cyklu Speedway Grand Prix nie tylko Greg Hancock chciał pomagać swojemu przyjacielowi. Wcześniej to samo czynił Vaclav Milik. Czeski żużlowiec startował z "dziką kartą" w turnieju w Pradze i w jednym z wyścigów znajdował się przed Taiem Woffindenem.
W pewnym momencie Milik zaczął się oglądać za siebie i ostatecznie przepuścił Brytyjczyka, z którym wspólnie startuje w zespole Betard Sparty Wrocław. Po zawodach Czech nie krył, że zrobił to celowo. W przeciągu całego sezonu dodatkowy punkt mógłby okazać się kluczowy dla Woffindena, który walczył o medal IMŚ.
ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik: TOP-8 celem na Grand Prix
Do podobnych sytuacji dochodziło również, gdy o tytule Indywidualnego Mistrza Świata decydował jednodniowy finał. Starsi kibice pamiętają sytuację z 1982 roku, kiedy to aferę wywołał Bruce Penhall swoją postawą na torze w Finale Zamorskim w Los Angeles.
Finał Zamorski decydował o tym, którzy zawodnicy pojadą w Finale Interkontynentalnym. Przed swoim ostatnim startem Penhall już był pewny awansu, więc postanowił odpuścić rywalizację. Dojechał do mety jako ostatni i stracił szansę na wygranie zawodów w Los Angeles Memorial Coliseum. Punkty w tym wyścigu zdobyli za to bracia Kelly i Shawn Moranowie oraz Dennis Sigalos.
Odpuszczenie ostatniego startu sprawiło, że Penhall nie wygrał Finału Zamorskiego i ostatecznie zajął w nim trzecią pozycję. Dzięki jego postawie Kelly Moran i Dennis Sigalos awansowali jednak do Finału Interkontynentalnego.
Zachowanie Penhalla skrytykowały brytyjskie media, ale podkreślano wtedy, że taka sytuacja nie jest niczym nowym w speedwayu. Amerykanin nie przejął się krytyką. W późniejszym turnieju finałowym IMŚ w Los Angeles sięgnął po drugi karierze tytuł mistrza świata, po czym dość niespodziewanie zakończył karierę.
Do niecodziennej sytuacji doszło również w trakcie tegorocznego Drużynowego Pucharu Świata. W półfinale w szwedzkim Vastervik żaden z zawodników nie chciał wygrać biegu. W czternastym wyścigu Jason Doyle i Andreas Jonsson w tym samym momencie zwolnili i nie byli zainteresowani dojechaniem do mety na pierwszej pozycji.
Gdyby Jonsson wygrał wspomniany bieg, to Australijczycy zyskaliby możliwość zastosowania "jokera", bo ich strata w zawodach do Szwedów wynosiłaby sześć punktów. Manewr się jednak nie udał, bo "AJ" dojechał do mety za plecami Doyle'a.
Półfinał DPŚ w Vastervik sędziował polski sędzia Piotr Lis, który nie wyciągnął jednak konsekwencji względem żużlowców. - Jeden i drugi zawodnik mógł zostać wykluczony z biegu. W zawodach FIM nie stosuje się wykluczenia do końca zawodów. W tym przypadku mieliśmy jednak do czynienia z wyjątkowo niesportowym zachowaniem. Tym bardziej, że nie chciał wygrać i jeden i drugi zawodnik. Gdyby do takiej sytuacji doszło w polskiej lidze i sędzia nie wyciągnąłby konsekwencji, to zostałoby to uznane za błąd. Drużynowy Puchar Świata rządzi się jednak swoimi prawami - ocenił wtedy sytuację Leszek Demski.
Polscy kibice bardzo dobrze pamiętają finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Kumli w sezonie 2003. Przed ostatnią serią startów Jarosław Hampel miał komplet punktów i wystarczyło mu drugie miejsce w ostatnim wyścigu, aby cieszyć się ze złotego medalu IMŚJ.
W ostatniej serii rywalem "Małego" był Rafał Szombierski. Drugi z Polaków nadal miał szanse na brązowy medal IMŚJ, ale musiał odnieść zwycięstwo. Przez większą część biegu na prowadzeniu znajdował się Hampel, który miał jednak problemy ze sprzętem, dzięki czemu na ostatnim okrążeniu "Szumina" wysforował się na prowadzenie. Trzy punkty zdobyte przez Szombierskiego dały mu możliwość walki w barażu o brąz IMŚJ.
Szombierski w biegu dodatkowym pokonał Fredrika Lindgrena i odniósł jeden z największych sukcesów w swojej karierze. Postawa Polaków została jednak mocno skrytykowana przez Szwedów, którzy nie mieli wątpliwości, że w ostatniej serii starów Hampel celowo przepuścił swojego kolegę z kadry, aby pomóc mu w walce o medal.
Do niecodziennych sytuacji dochodziło również na krajowym podwórku, czego najlepszym przykładem jest finał Indywidualnych Mistrzostw Polski w sezonie 1995. Wtedy rywale robili wszystko, aby Tomasz Gollob nie sięgnął po tytuł mistrzowski.
Przed ostatnią serią startów jedynym zawodnikiem, który mógł "zabrać" Gollobowi tytuł był Piotr Świst, który potrzebował trzech punktów, aby przystąpić do biegu dodatkowego o złoty medal IMP. Przed startem ostatniego wyścigu z udziałem Śwista, zdefektował motocykl Mirosława Kowalika. Torunianin bardzo powoli wracał do parku maszyn i został wykluczony za przekroczenie czasu dwóch minut.
Po starcie, Świst znajdował się na trzecim miejscu. Jednak już chwilę później delikatny uślizg zanotował Jan Krzystyniak, dzięki czemu "Twisty" zyskał pozycję. W wyścigu z ogromną przewagą prowadził Jacek Rempała, jednak na ostatnim okrążeniu zawodnikowi z Tarnowa zaczęła defektować maszyna, aż w końcu Świst wyprzedził i jego. W biegu dodatkowym wychowanek gorzowskiej Stali przegrał jednak z Gollobem.
Po tym incydencie, Gollob nie podał Świstowi ręki na podium, a po zawodach w ostrych słowach skomentował postawę swoich kolegów z toru. - Nawet jeśli cały parking pojedzie przeciwko mnie, to tak się przygotuję, że ani jednego punktu nie stracę - stwierdził zapytany o rzekomą "spółdzielnię" przeciwko klanowi Gollobów.
Dziwne sytuacje nie są jednak wyłącznie domeną zawodów indywidualnych. W sezonie 2011 głośno było o sytuacjach z meczu pomiędzy Falubazem Zielona Góra a PGE Marmą Rzeszów. Spotkanie zakończyło się wynikiem 45:45, który był niezwykle korzystny dla obu ekip w kontekście rozstawienia w fazie play-off.
Do sporej kontrowersji doszło w czternastej gonitwie tego spotkania, kiedy to na drugim miejscu zdefektowała maszyna Grega Hancocka, zaś w ostatnim wyścigu to samo spotkało Piotra Protasiewicza. Wynik remisowy w tym spotkaniu sprawił, że ekipy z Zielonej Góry i Rzeszowa były rywalami w pierwszej fazie play-off.
Wcześniej, bo w trakcie majowego spotkania pomiędzy Falubazem a Unią Leszno, doszło do kontrowersyjnego defektu Hancocka. Ten manewr sprawił, że w dalszej części sezonu zielonogórzanie mogli nadal korzystać z zastępstwa zawodnika za kontuzjowanego Rafała Dobruckiego.
Z kolei kibice z Torunia doskonale pamiętają sezon 2014, który ekipa z Grodu Kopernika rozpoczęła z ośmioma punktami ujemnymi. Była to kara za oddanie walkowerem spotkania finałowego o DMP w roku 2013. Pomimo tak surowej kary, torunianie niemal do końca liczyli się w walce o awans do fazy play-off.
W trzynastej kolejce Ekstraligi doszło do pojedynku pomiędzy Unią Leszno a Stalą Gorzów. Spotkanie zakończyło się remisem 45:45, a w ostatniej gonitwie Grzegorz Zengota w dość łatwy sposób wyprzedził Krzysztofa Kasprzaka. Ten manewr sprawił, że leszczynianie awansowali do play-offów kosztem toruńskich "Aniołów".
Podobnie jak w wielu tego typu przypadkach, trudno udowodnić, że Kasprzak dał się celowo wyprzedzić Zengocie, dlatego też za tę akcję sędzia Artur Kuśmierz nie wyciągnął żadnych konsekwencji względem żużlowców.
Często w meczach ligowych dochodzi też do sytuacji, w których zawodnicy przegrywają wyścigi, aby uniemożliwić rywalowi przeprowadzenie manewrów taktycznych. Świetnym przykładem takiego zachowania są Derby Lubuskie z 2015 roku.
W meczu pomiędzy Stalą Gorzów a Falubazem Zielona Góra znakomicie dysponowany był Darcy Ward. Australijski żużlowiec w siedmiu startach zdobył 20 punktów. Ward przegrał z rywalem jedynie w gonitwie numer trzynaście, kiedy to na dystansie wyprzedził go Niels Kristian Iversen. Był to jednak manewr celowy. Gdyby Ward wygrał ten wyścig, zielonogórzanie nie mieliby możliwości zastosowania rezerwy taktycznej w biegach nominowanych.
Również tegoroczny finał PGE Ekstraligi pomiędzy Stalą Gorzów a Get Well Toruń pokazał jak ważne jest zwracanie uwagi na kwestie taktyczne. W trzynastym biegu para Chris Holder-Martin Vaculik przywiozła dla torunian podwójne zwycięstwo, czym przedłużyła szanse torunian na złoty medal DMP. Jako pierwszy linię mety minął Vaculik, a drugi był Holder. Gdyby Słowak z Australijczykiem zamienili się pozycjami na trasie, to w biegach nominowanych dodatkową szansę startu jako rezerwa taktyczna mógłby otrzymać Greg Hancock. Tak się jednak nie stało.