W tym artykule dowiesz się o:
W przededniu rozpoczęcia okresu transferowego, który rokrocznie elektryzuje sympatyków sportu żużlowego, przygotowaliśmy subiektywne zestawienie najlepszych transferów, których dokonano przed zakończonym sezonem.
Nie kierowaliśmy się jedynie suchymi statystykami. Niektórych zawodników wybraliśmy spoglądając na całokształt występów drużyny i tego, jak jej rezultaty zmieniły się względem poprzednich rozgrywek. Chcemy w ten sposób podkreślić, jak ważny jest moment, który ruszy niebawem. Nie zawsze trzeba wydawać wielkie pieniądze na gwiazdy, by osiągnąć zamierzony efekt.
Niemalże co roku jakiś klub daje szanse zawodnikowi z niższej ligi, albo takiemu, swoją postawą udowodnił, że warto mu zaufać. Nasze zestawienie rozpoczynamy właśnie od takiego zawodnika.
Reprezentant Ukrainy dość późno trafił do PGE Ekstraligi. Karpow przez wiele sezonów ścigał się na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, gdzie mozolnie udowadniał, iż jest wartościowym zawodnikiem. Po udanym dla niego roku 2015, kiedy to w barwach Speedway Wandy Instal Kraków osiągnął średnią 1,902, otrzymał oferty z Ekstraligi.
Karpow związał się z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra. Trener Marek Cieślak niejednokrotnie udowadniał, że ma nosa do zawodników i stawiał na tych z mniejszym doświadczeniem, a oni słuchając jego rad potrafili się odwdzięczyć wynikami na torze. Tak też było w przypadku Karpowa. Jego biegowa średnia osiągnięta w Falubazie nie powala (1,452), ale kilka razy pokazał się z bardzo dobrej strony, co miało wpływ na meczowy sukces zielonogórzan. Tak było na przykład 6 maja, gdy Falubaz podejmował Betard Spartę Wrocław. Karpow zdobył w tym meczu 10 punktów i 2 bonusy, a drużyna Marka Cieślaka wygrała 48:42. Albo w również zwycięskim przez ekipę spod znaku Myszki Miki spotkaniu z Get Well Toruń (53:37). Wówczas Ukrainiec wywalczył 11 "oczek" i 2 bonusy. Niewątpliwie miał on swój duży udział w brązowym medalu Drużynowych Mistrzostw Polski teamu z Grodu Bachusa.
ZOBACZ WIDEO Jarosław Hampel: Trudno to nawet nazwać sezonem
Kolejny naszym zdaniem udany transfer przeprowadzili najwięksi rywale zielonogórskiego Falubazu, Stal Gorzów.
Gorzowianie po rocznej przerwie wrócili na mistrzowski tron. Po nieudanym w ich wykonaniu sezonie 2015, kiedy to zajęli 6. miejsce w PGE Ekstralidze, przeprowadzili roszady w swoim składzie. Z zespołem pożegnali się Linus Sundstroem, Piotr Świderski i Tomasz Gapiński. W ich miejsce pozyskano m.in. Przemysława Pawlickiego, który opuścił macierzystą Fogo Unię Leszno.
Pawlicki pokazał, że był zawodnikiem, którego rok wcześniej Stali Gorzów brakowało. Zastąpił on Sundstroema i zdobywał bardzo ważne punkty. Choć pewnie sam oczekiwał od siebie więcej, ale nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Wykonywał to, co do niego należało, czyli stanowił bardzo solidną tzw. "drugą linię".
Gorzowianie na pewno nie żałowali decyzji o zakontraktowaniu Pawlickiego. Zresztą gdyby było inaczej, nie proponowaliby mu teraz przedłużenia umowy. Podobnie sprawy się mają w przypadku Get Well Toruń i zawodnika, którego pozyskano tam przed tegorocznymi rozgrywkami.
Historia z przynależnością klubową amerykańskiego mistrza trwała dość długo. Oczywistym było, że nie zostanie on w rzeszowskiej Stali, która w 2015 roku spadła do Nice Polskiej Ligi Żużlowej. Ostatecznie ten doświadczony zawodnik związał się z klubem z Torunia i zarówno on, jak i włodarze Get Well są zadowoleni z takiego obrotu sprawy.
Hancock był piątym najskuteczniejszym zawodnikiem w tegorocznej edycji PGE Ekstraligi i liderem toruńskiej drużyny, która sięgnęła po wicemistrzostwo Polski. Amerykanin w 18 meczach zdobył 190 punktów i 12 bonusów, co dało mu średnią biegową 2,196. Wybór stabilnego finansowo klubu dał mu też duży komfort. Indywidualnie Hancock sięgnął po swój czwarty mistrzowski tytuł.
Udany ruch transferowy wykonał też inny klub z województwa kujawsko-pomorskiego.
Grudziądzanie co prawda nie utrzymali się w 2015 roku w PGE Ekstralidze, ale na skutek braku możliwości awansu Lokomotivu Daugavpils i kłopotów rzeszowskiej Stali, otrzymali szansę dalszych startów na najwyższym poziomie. MRGARDEN GKM wyciągnął wnioski i dokonał wzmocnienia, na które włodarzy tego klubu namawiał Tomasz Gollob.
Mistrz świata z 2010 roku i najbardziej utytułowany polski żużlowiec nie pomylił się. Zakontraktowanie przez grudziądzan Antonio Lindbaecka okazało się bardzo słusznym posunięciem. Reprezentant Szwecji z brazylijską duszą statystycznie był najlepszym zawodnikiem GKM-u w tym sezonie. Na początku miał drobne kłopoty z dopasowaniem się do grudziądzkiego owalu, ale intensywna praca na treningach przyniosła efekty i Lindbaeck odnalazł się na torze przy Hallera.
Zamienienie łotweskiego Lokomotivu Daugavpils na MRGARDEN GKM Grudziądz posłużyło Lindbaeckowi, który udowodnił, że potrafi się skutecznie ścigać także w najwyższej lidze w Polsce. Zmiana klubu wyszła też na dobre byłemu zawodnikowi toruńskiego klubu.
Rosjanin w 2015 roku reprezentował barwy ekipy z Grodu Kopernika, lecz nie był to udany mariaż. Po słabym w jego wykonaniu tamtym roku po urodzonego w Bolszoj Kamieniu zawodnika zgłosił się tegoroczny beniaminek PGE Ekstraligi, ROW Rybnik. Prezes Krzysztof Mrozek przekonał Łagutę do współpracy i był to strzał w dziesiątkę.
"Grisza" ponownie był piekielnie szybki na dystansie i stał się liderem rybnickiego klubu. Bardzo dobrze odnalazł się w śląskim klubie i prędko zaskarbił sobie sympatię tamtejszych kibiców. Dobra atmosfera mu posłużyła. Łaguta ze średnią 2,214 został sklasyfikowany na czwartym miejscu najskuteczniejszych zawodników PGE Ekstraligi i o słabym sezonie w barwach klubu z Torunia mógł zapomnieć. W Rybniku poczuł się na tyle dobrze, że bez wahania jako jeden z pierwszych przedłużył kontrakt w ROW-ie.
Identycznie uczynił inny żużlowiec, który wraz z Łagutą w 2015 roku ścigał się dla KS Toruń.
Australijczyk przebojem wdarł się do PGE Ekstraligi i światowej czołówki w cyklu Grand Prix. Zawodnik, który jeszcze 3 lata temu reprezentował Kolejarza Rawicz, teraz stanowi absolutny top na żużlu. Gdyby nie kontuzja, w Melbourne podczas Grand Prix Australii walczyłby o Indywidualne Mistrzostwo Świata.
Doyle znakomicie spisywał się też w polskiej lidze, zdobywając punkty dla Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra. W klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników znalazł się na trzecim miejscu, ustępując jedynie Bartoszowi Zmarzlikowi i Taiowi Woffindenowi. Sam zawodnik przyznawał, że dużo dała mu współpraca ze wspomnianym już Markiem Cieślakiem. Zielonogórzanie długo się nie wahali i zaproponowali mu nowy kontrakt. Australijczyk przystał na zawarte w nim warunki i umowa została podpisana na początku października.