W tym artykule dowiesz się o:
Przed startem sezonu 2006 zdecydowano się na całkowite otwarcie polskich lig dla zawodników zagranicznych. Mogli oni startować również na pozycjach juniorskich. Tym samym na naszych torach pokazywali się nawet 16-letni stranieri. Dla wielu jazda w Polsce okazała się dobrą szkołą albo wręcz przepustką do wielkiej kariery. Jeśli jakiś młody zawodnik znajduje się dziś w czołówce światowej bądź się do niej zbliża, to miał on za sobą starty nad Wisłą w młodym wieku. Dwóch takich żużlowców ma już na koncie Indywidualne Mistrzostwo Świata, a przecież jeszcze kilka lat temu byli ekstraligowymi juniorami.
Rok 2013 dość nieoczekiwanie należał do młodego reprezentanta Wielkiej Brytanii. Tai Woffinden w sezonie 2007 dostał szansę debiutu w polskiej lidze. Ten jednak nastąpił rok później. Wówczas zawodnik Włókniarza Częstochowa zdobywał zaledwie niecałe "oczko" na wyścig. Jednak już wtedy postrzegany był jako wielki talent i zawodnik bardzo ambitny. Sezon następny był w jego wykonaniu znacznie lepszy. Wraz z Gregiem Hancockiem stworzył nieobliczalny duet. Stary wyjadacz i waleczny młodziak czy też mistrz i uczeń, jak kto woli. Obaj bardzo dobrze się uzupełniali i pewnie punktowali. Brytyjczyk osiągnął średnią biegową 1,640, co wśród juniorów ścigających się w Ekstralidze dało mu wysoką pozycję. Rok później nie było już tak kolorowo. Na znacznie słabszą postawę "Woffy'ego" wpłynęła śmierć ojca, która młodemu człowiekowi niemal wszystko powywracała do góry nogami. Swoje znaczenie miała też jazda w cyklu Grand Prix, co zdecydowanie dla tego żużlowca okazało się falstartem.
Sezon 2010 był dla niego ostatnim w Częstochowie. Ostatni rok "juniorki" spędził w Starcie Gniezno gdzie zdobywał średnio 2,2 punktu w biegu. W roku 2012 reprezentant Wielkiej Brytanii powrócił do Ekstraligi, reprezentując Betard Spartę Wrocław, której był jednym z liderów. Mimo znacznych symptomów poprawy nikt nie spodziewał się, iż Woffinden w sezonie 2013 sięgnie po mistrzowską koronę, będąc jednocześnie czołową postacią rozgrywek w Polsce.
W 2007 drużyna z Wrocławia pozyskała młodego zawodnika z Australii, o którym niebawem zrobiło się głośno. W tym samym roku Holder sięgnął po srebro Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, co powtórzył także w kolejnej edycji tego czempionatu. Ówczesny 20-latek dość szybko "poczuł klimat" polskich rozgrywek i w dużej mierze przyczynił się do zdobycia ostatniego, brązowego, medalu DMP w historii tejże drużyny. Rok później był już zawodnikiem Unibaksu Toruń i pozostaje nim do dzisiaj. Właśnie w Grodzie Kopernika Chris Holder pokazał maksimum swoich możliwości. Ostatni sezon w kategorii U-21 zakończył z wysoką średnią biegową - 2,107, co uczyniło go drugim po Ryanie Sullivanie zawodnikiem mistrzowskiego zespołu.
Rok 2009 był dla niego pierwszym wśród seniorów. Wtedy to poprzez Grand Prix Challenge wywalczył sobie przepustkę do walki o Indywidualne Mistrzostwo Świata. W sezonie 2010 zadebiutował w cyklu Grand Prix. Dziewiczy sezon wśród najlepszych przebiegał był dla niego udany, gdyż ósme miejsce dało mu możliwość dalszego ścigania w roku następnym. Do tego "Crispy" odniósł zwycięstwo w Cardiff. W kolejnej edycji zajął również ósmą pozycję. W roku 2012 osiągnął to, o czym marzy każdy żużlowiec. Został Indywidualnym Mistrzem Świata, a "koronacja" miała miejsce w Toruniu, z którym od lat jest związany.
Rosjanin był jednym z pierwszych nastolatków zza granicy, którzy mieli okazję pokazać swój talent polskiej publiczności. Gdy w sezonie 2006 debiutował w barwach Polonii Bydgoszcz miał zaledwie 16 lat. Już wtedy widać było, iż ma on potencjał, by stać się klasowym zawodnikiem. W końcu mało kto w tym wieku jest w stanie zdobywać 1,353 punktu na wyścig. Już rok później sięgnął po swoje pierwsze Indywidualne Mistrzostwo Świata Juniorów. To był początek wielkich dni tego młodzieńca. Sukces powtórzył rok później, co uczyniło go pierwszym, który obronił tytuł światowego czempiona wśród juniorów. Nic więc dziwnego, że zimą 2008 otrzymał spory kredyt zaufania od BSI, które postanowiło uczynić go stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix.
Batalie o laur światowego czempiona w roku 2009 zainaugurowano w Pradze. Emil Sajfutdinow w swoim debiucie zwyciężył w tych zawodach. Dobra postawa w przekroju całego sezonu dała mu trzecią lokatę w końcowym rozrachunku. Rok później nie było już tak wesoło. Nękany kontuzjami Sajfutdinow nie wystąpił w ponad połowie turniejów cyklu GP, a Polonia Bydgoszcz po raz drugi opuściła szeregi Ekstraligi. Kolejne dwa sezony to odpowiednio szóste i piąte w "elicie". Były to ostatnie lata Emila w Bydgoszczy. Drużyna po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej zajęła dopiero szóste miejsce. Rosjanin zmienił otoczenie i stał się zawodnikiem Dospelu Włókniarza Częstochowa. Początek sezonu 2013 wskazywał na to, iż będzie on należał do niego. Bardzo wysoka forma, której efektem były wysokie zdobycze w lidze polskiej oraz zwycięstwa w poszczególnych rundach GP. W połowie sezonu dopadło go małe zawahanie formy, lecz wciąż liczył w walce o najwyższe cele. Niestety we wrześniu musiał pożegnać się z torem. To za sprawą pamiętnego wypadku z meczu półfinałowego ENEA Ekstraligi. Marzenia o Indywidualnym Mistrzostwie Świata znów musi odłożyć na później.
Również Martin Vaculik był jednym z pierwszych zawodników zagranicznych, którzy pojawili się na juniorskich pozycjach. On jednak nie rozpoczął od skoku na głęboką wodę, a pierwsze szlify zbierał w Krośnie. W debiutanckim sezonie (2006) zdobywał nieco poniżej punktu na wyścig, startując na torach pierwszoligowych. Rok później zdominował areny drugiej ligi, gdyż jego KSŻ był spadkowiczem. Po bardzo udanym sezonie po Słowaka zgłaszały się zespoły z ENEA Ekstraliga . Pierwszy raz w najwyższej klasie rozgrywkowej pokazał się jako zawodnik Marmy Rzeszów. Jego wyniki jednak były nieco słabsze od oczekiwanych, ponieważ średnio w biegu przywoził 1,258 punktu. Rok później "Vacul" punktował dla beniaminka z Gdańska. Jego średnia wyniosła wówczas 1,662. Kolejne sezony spędził już w Unii Tarnów. Szczególnie udane były poprzednie dwa. W zeszłym roku debiutował w cyklu Grand Prix. Pojawił się w nim w połowie sezonu, a triumfował już w swoich pierwszych zawodach, które miały miejsce w Gorzowie Wielkopolskim. Równa forma dała mu jedenaste miejsce w końcowym rozrachunku. Po życiowy sukces sięgnął w tym roku. Mowa oczywiście o złotym medalu Indywidualnych Mistrzostw Europy.
Mówiono o nim jeszcze zanim wystartował na polskich torach. Gdy wiadomym było, iż zadebiutuje w Ekstralidze, wszyscy zastanawiali się czy będzie odkryciem na miarę Chrisa Holdera. Darcy Ward już od samego początku wykazywał się sporą ambicją na torze. Po tym jak grono juniorów opuścił wymieniony już Holder, właśnie on miał go zastąpić na pozycji podstawowego juniora Unibaksu Toruń. Okazało się, że Ward to nie tylko najlepszy młodzik w drużynie, ale i na świecie, gdyż triumfował w finale IMŚJ. Sukces ten powtórzył rok później, a tym samym został drugim po Emilu Sajfutdinowie, który tego dokonał. Skuteczności jednak zabrakło mu w lidze. W sezonie 2010 zdobywał zaledwie 0,981 "oczka" na wyścig, co jak na Mistrza Świata jest wynikiem słabym. Słaba postawa spowodowała, iż został wypożyczony i kolejny sezon spędził w Gdańsku. Był tam nie tylko liderem drużyny, ale i czołową postacią ligi. W światowym czempionacie juniorów uległ jedynie Maciejowi Janowskiemu. Zaliczył także debiut w cyklu Grand Prix. W swoich dziewiczych zawodach stanął na najniższym stopniu podium, a areną zmagań wówczas był Toruń.
To wszystko zaowocowało chęcią przyznania mu stałej "dzikiej karty" na starty w GP 2012. Bardziej jednak zależało mu na startach w Unibaksie, więc odrzucił możliwość walki o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Co się odwlecze, to nie uciecze. W roli stałego uczestnika batalii o miano światowego czempiona ujrzeliśmy go w tym roku. Mimo kontuzji i absencji w trzech turniejach zdołał utrzymać się w stawce na przyszły sezon, zajmując ósme miejsce. Wygrał zawody w Kopenhadze.