Sport pasją aktora. W dzieciństwie się topił, a teraz uprawia triathlon

Newspix / Rafal Rusek / PressFocus  / Na zdjęciu: Jakub Wesołowski
Newspix / Rafal Rusek / PressFocus / Na zdjęciu: Jakub Wesołowski

- Jestem ogromnym fanem ludzi z talentem czy - jak kto woli - iskrą bożą. Fascynują mnie takie osoby. Podziwiam tych, którzy mają tę wyjątkowość - mówi aktor Jakub Wesołowski, który sam uprawia sport, by zmierzyć się z demonami przeszłości.

W tym artykule dowiesz się o:

- Bardzo lubię rywalizację. Uprawiam sport i wiem jak to jest zmagać się z samym sobą. Nikt z nas nie działa w próżni. W świecie pełnym różnych zależności i układów, najpiękniejsze jest to, że absolutnie nie ma znaczenia zamożność, wiek czy doświadczenie. Liczy się tylko to, kto będzie pierwszy na mecie. Jego uniwersalność, transparentność i czystość sportu to jest to, co mnie pociąga w nim najbardziej - dodaje aktor występujący m.in. z serialu "Na Wspólnej", ale także mający wiele sportowych pasji.

Na żużlu z ojcem na urodziny

Jakub Wesołowski jest jednym z wielu znanych osób, które są kibicami żużla. Fascynacji tą dyscypliną sportu nie kryją choćby Marcin Gortat, Zbigniew Boniek, Dawid Kownacki, Krzysztof Cugowski, Tomasz Kammel, Marcin Wójcik z kabaretu Ani Mru Mru, Jerzy Kryszak, Tomasz Karolak, Jacek Jędrzejak z zespołu Big Cyc, Agnieszka Radwańska, bracia Jureccy i wielu innych.

ZOBACZ WIDEO Czy Włókniarz jest tak słaby, jak w pierwszym meczu? "Na pewno stracili pewność siebie"

- Mój ojciec jest wielkim fanem żużla, ale ostatni raz na zawodach byliśmy wiele lat temu na warszawskiej Skrze, kiedy jeszcze tam cokolwiek się działo. Przy okazji urodzin taty, udało się wyskoczyć do Ostrowa na inaugurację PGE Ekstraligi. Cieszę się, że mogłem zobaczyć ten mecz na żywo, bo frajda ogromna była - mówi Wesołowski, dzieląc się wrażeniami z meczu Arged Malesy Ostrów z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz.

Ekstraligowy żużel do Ostrowa Wielkopolskiego wrócił po 24 latach przerwy. Sprawy porządkowe i modernizacyjne na stadionie dopinano w zasadzie do ostatniego dnia. - Ale nie było tego widać. Miałem świadomość, że Ostrów walczył do samego końca, że miał mało czasu, natomiast atmosfera, która towarzyszy takim powrotom i wielkim chwilom w dziejach klubu, to jest coś niesamowitego. Bez względu na sam wynik sportowy - dodaje nasz rozmówca.

Wesołowski nie kryje, że po latach nieobecności na żużlu, był pod wrażeniem święta, jakiego był świadkiem w Ostrowie. - Generalnie jestem ogromnym fanem sportu, rywalizacji i oczywiście wynik, wynikiem, ale fajnie było spojrzeć tak z boku na ostrowską społeczność. Duma na twarzach kibiców z tego powrotu PGE Ekstraligi do Ostrowa, po tylu latach oczekiwań, była widoczna. Wynik sportowy odegrał drugorzędną rolę. Nie udało się gospodarzom wygrać. Natomiast miałem poczucie wyjątkowego święta. Coś, co w tak dużym mieście jak Warszawa, jest niezauważalne, bo tych różnych aktywności jest cała masa, to w mniejszych społecznościach, urasta to do rangi dużego wydarzenia. Należy to świętować i fajnie było być tego częścią - opowiada aktor.

Obejrzy Grand Prix, jak znajdzie czas

Aktor przyznaje, że interesuje się żużlem, ale nie śledzi na bieżąco wszystkich wydarzeń ligowych. - Jestem fanem okazjonalnym. Przeważnie, gdy odbywają się zawody Grand Prix. Natomiast zarówno w siatkówce czy żużlu piękne jest to, że poziom sportowy jest niewiarygodny w Polsce. Żużel daje naprawdę fajne, bardzo intensywne emocje - dodaje.

14 maja na PGE Narodowym będzie się Grand Prix, na którym z pewnością zobaczymy wielu celebrytów i znanych telewizyjnych osobistości. Jakub Wesołowski nie kryje, że być może obejrzy żużel w stolicy, ale wszystko zależy od czasu, na którego nadmiar nie narzeka. - Pomysł jest, ale czy ostatecznie pojawię się na stadionie zależy od terminu. Jedynej rzeczy, której w życiu nie mam pod dostatkiem, to czas - śmieje się znany aktor.

Jakub Wesołowski brał wiele razy udział w sesji zdjęciowej dla kalendarza "Dżentelmeni". W akcji uczestniczył w ostatnich latach także Bartosz Zmarzlik. - Akurat na sesji z mistrzem się nie spotkałem. Nie miałem okazji go poznać. Może kiedyś się uda - przyznaje.

Aktor doskonale wie, że pewne dyscypliny zupełnie inaczej wyglądają w telewizji, a inaczej przeżywa się je będąc ich bezpośrednim świadkiem na arenie zmagań. - Z żużlem jest trochę tak jak ze skokami narciarskimi. Oglądając je w telewizji, wydają się trochę nudne. Na żywo to jest zupełnie inny odbiór, coś totalnie fantastycznego - przyznaje Wesołowski.

Triathlon przełamaniem demonów z dzieciństwa

Wesołowski znany jest nie tylko ze swojej kibicowskiej pasji, ale także sam uprawia sport. - Triathlon był chęcią sprawdzenia się samego siebie. Przełamaniem lęku przed pływaniem. Jako dziecko topiłem się i przez wiele lat do wody nie wszedłem. De facto to był taki pretekst, żeby zmierzyć się ze swoimi demonami - mówi o rywalizacji w pływaniu, bieganiu i jeździe na rowerze.

W dzieciństwie uprawiał futbol na pozycji bramkarza. Grał w klubie Drukarz Warszawa, ale w pewnym momencie zrozumiał, że profesjonalnej kariery nie zrobi. - Grałem w piłkę nożną, chyba jak każdy młody chłopak. Na poziomie juniorskim okazało się, że inni są po prostu lepsi. Ciężko pracowałem, ale przekonałem się, że są tacy, którzy mieli po prostu większy talent niż ja - nie kryje.

I przyznaje od razu, że podziwia ludzi wyróżniających się w swoich dziedzinach. - Bez względu czy mówimy o sporcie, pracy czy innej sferze życia, jestem ogromnym fanem ludzi z talentem czy - jak kto woli - iskrą bożą. Pomimo tego, że wszyscy ciężko pracują na ten sukces, poświęcają czas i nie tylko, to są tacy, którzy mają ten dar od Boga. Nie ma znaczenia, czy to jest pędzenie po torze żużlowym 100 km na godzinę i skręcanie w lewo, czy strzelanie rzutów wolnych z 30 metrów, czy może granie na pianinie z zamkniętymi oczami. Fascynują mnie takie osoby. Podziwiam tych, którzy mają tę wyjątkowość - mówi aktor.

- Im jestem starszy, tym bardziej dostrzegam, że sukcesy odnoszą osoby, które są bardzo konsekwentne i pracowite w tym, co robią. Bez tej pracy, to można sobie zrobić selfie na Instagram, a nie osiągać jakieś laury. Podziwiam sportowców. Siatkarze czy lekkoatleci, oni są po prostu doskonali. Mają tę wspomnianą wyjątkowość - podkreśla.

Jakub Wesołowski występował na bramce Reprezentacji Artystów Polskich
Jakub Wesołowski występował na bramce Reprezentacji Artystów Polskich

Zna prywatnie kilku piłkarzy

Jakub Wesołowski swego czasu był częstym gościem na meczach Legii. - Kumpluję się z kilkoma piłkarzami. Z Karolem Linetty, Bartoszem Bereszyńskim czy Michałem Żyro. Kiedy Bartek i Michał grali w Legii Warszawa, to chodziłem na mecze zdecydowanie częściej. Bywałem praktycznie na każdym spotkaniu. Teraz, jak już nie występują w Legii, rzadziej bywam przy Łazienkowskiej.

Jakub Wesołowski grał także w Reprezentacji Artystów Polskich. Czy to było traktowane jako substytut młodzieńczych marzeń i niespełnionych ambicji gry w futbol na wysokim poziomie? - RAP jest taką wyjątkową formułą. Nie byłem tam długo i jakoś szczególnie intensywnie, natomiast te wszystkie mecze, które rozgrywaliśmy na stadionie Legii dla "Fundacji TVN Nie jesteś sam", to było absolutnie spełnienie moich marzeń. Zagranie na stadionie przy obecności 25 tysięcy ludzi, którzy patrzą na ciebie nie z perspektywy aktora czy muzyka, a przede wszystkim sportowca, to jest niesamowite przeżycie - nie kryje.

- Czymś innym jest trening, luz, przyjemność i zabawa, a zupełnie inne odczucia towarzyszą, gdy wychodzi się na boisko. Jestem gościem, na którego stres nie działa deprymująco, a bardziej uszlachetnia i podnosi jeszcze umiejętności. Są pewnie sportowcy, którzy nienawidzą takiej aury tłumów czy ogromnej publiczności. Wiele razy rozmawiałem z chłopakami, jak to jest wyjść na stadion, gdzie jest 50 tysięcy widzów. Kiedy ja puszczę przysłowiowego "babola", to jest to traktowane z przymrużeniem oka, bo jestem aktorem, a nie bramkarzem. Dla nich to jest zawód i całe życie. Skupienie wszystkich jest na tych piłkarzach, każdy ich ruch jest obserwowany i analizowany przez dziesiątki tysięcy osób - mówi.

Sport niewdzięcznym tematem w kinie

Jakub Wesołowski nie miał okazji w swojej pracy aktorskiej wcielić się w postać sławnego sportowca i pytany o to, czy chciałbym wystąpić w filmie o takiej tematyce, odpowiada zaskakująco.

- Są sporty, które bardzo niewdzięcznie wychodzą w kinie. Piłka nożna jest tego najlepszym przykładem. Ekran i kino ze swoim romantyzmem, z wyjątkowym sposobem narracji, nie oddają emocji sportowych. Pewnie, że mieliśmy serię "Rocky", ale to było coś innego. Więcej można było tam złapać tych emocji i wyciągnąć je na ekran. Sporty zespołowe są szalenie niewdzięczne do pokazania w kinie. Słynny "Space Jam" był typową rozrywką. W sporcie widowiskowość często jest drugorzędna. Liczy się wymierny efekt w postaci wyniku. To trudno oddać w kinie - tłumaczy.

Aktor lubi filmy, w których przewija się aspekt sportowy, ale nie jest to jego wymarzony rodzaj kina. - Owszem, oglądam każdy film o sporcie, ale nie powiedziałbym, że w piątce moich ulubionych jest jakikolwiek właśnie o takiej tematyce. Marzeniem byłoby pewnie zagranie roli narciarza, bo to też jedna z moich sportowych pasji. Żeby dobrze zagrać piłkarza, to nie jest tylko kwestia, że dobrze nauczysz się roli, odzwierciedlisz charakter postaci i będziesz ją konsekwentnie realizował. Do tego musisz mieć po prostu talent piłkarski. Musisz być sportowcem - uważa nasz rozmówca.

- Aktorzy się poświęcają i wcielają w role sportowców, ale to nigdy nie będzie to samo, co widzą kibice w telewizji, oglądając sportowców na boisku. Fajnie, jeśli sport jest tłem historii w filmie. Ostatni przykład "Furiozy", która podbija box office na platformach streamingowych, to potwierdza. Natomiast, to nie jest film o piłce nożnej, a bardziej o środowisku czy jego otoczeniu - zaznacza.

Speedway został przeniesiony na ekran kinowy, ale film "Żużel" nie zebrał pochlebnych recenzji w środowisku. - Nie wiem, czy żużel byłby wdzięcznym tematem na film. Z pewnością są postaci w tym środowisku, które spotkałyby się z dużym zainteresowaniem kibiców, gdyby przenieść ich historie na ekran. Tak samo w piłce nożnej, czy byłby to Robert Lewandowski czy Jakub Błaszczykowski, którego historia życia nadaje się do kina bez dwóch zdań. To jest jednak trudne zadanie. Kino ma utarte schematy. Sport jest bardzo niewdzięczny w przenoszeniu na ekran kinowy. Jest to pewnie fajne, ale szalenie trudne, by widz w kinie czuł się tym usatysfakcjonowany - kończy opowieść aktor, któremu popularność przyniosła rola Igora Nowaka w serialu "Na Wspólnej".

Zobacz także: Duńczyk podejrzewał Polaka o oszustwo
Zobacz także: Drabik wrócił z niebytu

Źródło artykułu: