- Tor nie był w jakimś fatalnym stanie, te zawody można było jechać. Zależało nam jednak żeby odjechać całe spotkanie, wszystkie piętnaście wyścigów. Mógłby udać nam się początek spotkania, a potem spadłby deszcz, zawody zostałyby przerwane i okazałoby się, że nie odrobiliśmy wystarczającej liczby punktów. Równie dobrze deszcz mógłby nam pomóc - to działa w obie strony i dla obu drużyn. Stawka spotkania jest zbyt wysoka, żeby tak ryzykować. Zarówno my, jak i wrocławianie zdecydowaliśmy się odjechać ten mecz za tydzień - powiedział Duńczyk.
Przy okazji "Hansior" szepnął słowo o swojej sytuacji w gdańskim klubie. - Nie chciałbym się specjalnie rozwodzić nad problemami finansowymi klubu. Wszyscy jednak wiedzą, że zaległości w wypłatach to problem całej drużyny, a nie tylko mój i Kennetha Bjerre. Sytuacja ulega jednak poprawie. Jest lepiej, niż jakiś czas temu. Świadczy o tym fakt, że jesteśmy tu i chcemy jechać dla Gdańska, prawda? - zakończył Andersen.
Hans Andersen wolał nie ryzykować przerwania meczu po regulaminowych ośmiu wyścigach.