Żużel. Kilka lat temu zamienił Bydgoszcz na Toruń. "Niczego nie żałuję. To była dobra decyzja"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Krzysztof Lewandowski
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Krzysztof Lewandowski

- Czasami budzę się w środku nocy i żałuję, że jutro nie jadę meczu. To dobry prognostyk przed nadchodzącymi rozgrywkami. Jestem głodny żużla, a przyznam uczciwie, że nie zawsze tak było - mówi WP SportoweFakty Krzysztof Lewandowski z KS Apatora.

Krzysztof Lewandowski odbudował się w sezonie 2024 i zakończył rozgrywki z najwyższą średnią biegową w karierze (1.059). W szczerej rozmowie z nami junior KS Apatora przyznaje, że zdawanie licencji w Toruniu było najlepszym, co mogło mu się przytrafić, choć żużlowego rzemiosła uczył się w BTŻ Polonii Bydgoszcz.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Przez długi czas przeżywałeś trudny okres, jeżdżąc poniżej oczekiwań. Poprzedni sezon jednak przyniósł przełamanie. Możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że za tobą udany rok?

Krzysztof Lewandowski, młodzieżowiec KS Apatora Toruń: Choć zupełnie nie po mojej myśli potoczył się dwumecz półfinałowy przeciwko Orlen Oil Motorowi Lublin, ubiegłoroczne rozgrywki oceniam pozytywnie. Zawiodłem w niektórych spotkaniach, ale patrząc przekrojowo na całokształt, mam powody do zadowolenia. Dzięki temu zima przebiega dosyć spokojnie. Czuję większą pewność siebie.

Toruńscy juniorzy od dłuższego czasu znajdowali się w ogniu krytyki. Nierzadko określano, że wasza postawa jest głównym powodem, dla którego Apator nie może walczyć o pełną pulę. Co czułeś, czytając takie opinie?

Starałem się od nich odcinać, ale po czasie uważam, że podświadomie brałem je do siebie. Było tego sporo. Eksperci, dziennikarze, kibice. Dziś patrzę na to inaczej. Każdy może pisać, co chce, nie za bardzo mnie to obchodzi. Cenię konstruktywną krytykę, nie lubię natomiast nagonki i hejtu. W dzisiejszych czasach jest tego zdecydowanie za dużo. Niestety, ale tak działa internet.

ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski

W słabszych chwilach czułeś wsparcie kibiców?

Tylko tych najwierniejszych. Po udanym meczu jesteś bohaterem, a niepowodzenia sprawiają, że te same osoby patrzą na ciebie z odrazą. Jestem wdzięczny prawdziwym fanom. Dostawałem od nich wiele wiadomości w mediach społecznościowych, niezależnie od tego, czy było dobrze albo źle.

Mimo młodego wieku, w profesjonalnym żużlu współpracowałeś już z czterema trenerami. Czy taki stan rzeczy w jakiś sposób wpłynął na efekty twojej pracy?

Uważam, że dzięki temu mogłem się szybciej rozwijać. Jestem typem zawodnika, który lubi chłonąć wiedzę. Zawsze traktuję poważnie porady od od kolegów z zespołu albo sztabu szkoleniowego. Nie ma drugiego takiego samego trenera, więc od każdego można się czegoś nauczyć. Hołduję takiej zasadzie.

Dlatego częste zmiany na tym stanowisku w Apatorze nie stanowiły dla mnie żadnej przeszkody. Zresztą jesteśmy zawodowcami. To nie powinien być czynnik, który wpływa na naszą postawę. Wprawdzie do nowych warunków czasami trzeba się przyzwyczaić, ale trener nie wsiądzie za ciebie na motor. Osobiście nigdy nie miałem problemów z przystosowaniem się do takich sytuacji.

Z którym trenerem współpracowało się tobie najlepiej?

Trudno wskazać jednego. Chyba ex aequo postawiłbym na Jacka Woźniaka i Piotra Barona.

Dlaczego?

Każdy z nich ma inne atuty. Bardzo mnie zaskoczyła dbałość o szczegóły trenera Piotrka. Szczerze mówiąc, wcześniej się z tym nie spotkałem. U niego liczy się każdy detal. Nieważne, czy chodzi o dostosowanie sprzętu, czy też aspekty techniczne. Z kolei trenera Jacka zawsze wyróżniało ogromne zaangażowanie. Otaczał każdego ze swoich podopiecznych opieką. Gdy uczyłem się żużlowego rzemiosła, jeszcze za czasów przynależności do BTŻ-u Bydgoszcz, to było dla mnie bardzo ważne.

Dzięki Piotrowi Baronowi zdołałeś przełamać kryzys?

Między innymi. Trener Piotr przyszedł do nas przed zeszłym sezonem. Błyskawicznie zaczął poznawać specyfikę naszej jazdy, dzięki czemu od początku rozgrywek mogliśmy skupić się nad poprawą pewnych elementów. Bardzo mi się podoba jego profesjonalizm. Odjedziesz dobry mecz? Od razu myślisz o następnym. Doszukujemy się błędów, nawet jeśli coś wygląda na pierwszy rzut oka perfekcyjnie. Żadnego klepania po plecach. U boku trenera Piotrka na pewno można czynić widoczne postępy. Wystarczy odrobina chęci, a tych mi nie brakuje.

Wyróżniłeś trenera Woźniaka i Barona. Z kim natomiast współpracowało się tobie najgorzej?

Była jedna osoba na tym stanowisku, z którą zupełnie nie potrafiłem się dogadać. Nie chcę wskazywać jej imiennie. Być może część kibiców domyśli się, o kogo mi chodzi. Nie ma sensu grzebać w przeszłości, ona nie jest teraz istotna.

Śledząc twoje wyniki, widać różnice pomiędzy tym, jak spisujesz się u siebie, a ile punktów zdobywasz na wyjazdach. Miałeś wiele okazji, by przyzwyczaić się do ekstraligowych torów, tymczasem poza domem wypadasz gorzej. Dlaczego?

Niedawno zauważyłem taką zależność i faktycznie, to zjawisko jest ciekawe nawet dla mnie. Zdarzało mi się zakręcić w okolicach kompletu punktów na jakimś torze w Ekstralidze U24, by potem wrócić tam z pierwszą drużyną i nie zdobyć nawet "oczka" w meczu. Wiele myślałem na ten temat i wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie.

Do jakiego wniosku doszedłeś?

Problem leżał przede wszystkim w głowie. Na Motoarenie czuję się komfortowo i dlatego łatwiej mi zdobywać punkty. Przecież poza Toruniem nie zapominam, jak jeździć na żużlu. Mimo tego bardzo często zawodziłem. Myślę, że przełomem był mecz z ubiegłego sezonu w Gorzowie. Tamtejszy tor był przeze mnie wręcz znienawidzony.

Odkąd pamiętam sprawiał mi trudności. Tymczasem w rundzie zasadniczej pojechałem naprawdę dobrze, poniekąd zaskakując samego siebie. Wówczas przyczyniłem się do zwycięstwa. W pięciu startach udało mi się zdobyć 6 punktów z dwoma bonusami. Myślę, że to pomogło mi na nowo uwierzyć w siebie. Od tamtego czasu czuję się zdecydowanie lepiej na wyjazdach.

Problemy w sferze mentalnej były główną przyczyną, która sprawiała, że przez długi czas jeździłeś poniżej oczekiwań?

Tak uważam. Poukładałem sobie kilka rzeczy w głowie. Pomogła mi również współpraca z trenerem Piotrkiem. Właściwie sam siebie nie poznaję. Pierwszy raz od dawna nie mogę doczekać się sezonu już zimą. Czasami budzę się w środku nocy i żałuję, że jutro nie jadę meczu. To bardzo dobry prognostyk przed nadchodzącymi rozgrywkami. Jestem głodny żużla, a przyznam uczciwie, że nie zawsze tak było.

Eksperci jednomyślnie twierdzą, że w nadchodzącym sezonie będziecie mocniejsi. Mistrzostwo Polski wydaje się być w zasięgu?

Nie tylko ja, ale cała drużyna jeździła gorzej na wyjazdach, co zresztą pokazał półfinałowy dwumecz z Motorem. U siebie pojechaliśmy świetne zawody, ale na wyjeździe zupełnie rozczarowaliśmy. Teraz do drużyny dołączyli Mikkel Michelsen i Janek Kvech. Obaj słyną z tego, że poza domem spisują się naprawdę dobrze. Dzięki nim drużyna wygląda na bardziej zbalansowaną.

Na którym miejscu widzisz Apatora pod koniec sezonu?

Nie chcę niczego obiecywać. Możemy rywalizować z każdym, ale sezon wszystko zweryfikuje. Żużel jest nieprzewidywalny. Wierzę w mistrzostwo Polski, lecz nie mogę zagwarantować kibicom, że dopniemy swego.

Będziesz juniorem ostatnie dwa lata. Czujesz, że musisz coś udowodnić?

Nie nazwałbym tego w ten sposób. Chciałbym odwdzięczyć się za kredyt zaufania, który otrzymałem od władz klubu. Zawsze we mnie wierzono. Mimo gorszych okresów nikt nie myślał, aby mnie skreślać.

W 2023 pojawił się plotki o twoim odejściu. Było w tym ziarnko prawdy?

Przeszło mi to przez myśl. Nikt jednak nie myślał stawiać mi ultimatum, ani nie starał się mnie zastąpić kimś lepszym. W pewnej chwili zacząłem się zastanawiać, czy dla dobra Apatora nie powinienem zmienić barw klubowych. Szybko doszedłem do wniosku, że nie ma sensu i nie po to przeszedłem taką drogę, by nagle się poddać.

Wówczas zestawiono cię z Abramczyk Polonią.

To akurat medialna plotka. Nie było tematu takiego transferu. Żadne rozmowy się nie odbyły.

Wywodzisz się właśnie z Bydgoszczy. Dalej czujesz sentyment, myśląc o tym mieście?
Zawsze będę czuł. Dzięki niemu jestem tu gdzie jestem.

Zdecydowałeś się jednak zmienić barwy klubowe. To była trudna decyzja?

Kierowałem się dobrem kariery. Podobnie postąpił Kacper Łobodziński. Sytuacja w Polonii zmusiła mnie do tego. Niestety, w zawodowej karierze czasami nie można kierować się sentymentem. Wiedziałem, że postępuje słusznie i tak trzeba. Nie było sensu rozpaczać. Doszedłem do wniosku z rodzicami, że najlepiej będzie zdawać licencję w Toruniu. Czas pokazał, że to była dobra decyzja. Ze sportem jest trochę tak, jak z biznesem. Czasami trzeba iść va banque.

Część miejscowych kibiców zapewne nie wybaczyła tobie takiej decyzji.

Myślę, że wojenka bydgosko-toruńska to już przeszłość. Na pewno ona nie dotyczy mojego pokolenia. Nie robiłem nikomu na złość. Dostałem wiarygodną informację od osoby ze środowiska, że Apator będzie dobrym wyborem. Nie zawiodłem się. W tej chwili mieszkam w Toruniu, a w moim sercu jest jeden klub i właśnie na Motoarenie czuję się, jak w domu. Do Bydgoszczy czuję natomiast sentyment, co zawsze będę podkreślał.

Otrzymałeś w minionym oknie transferowym jakieś oferty z innych klubów?

Zawsze dostaję wiele zapytań. Do rozmów jednak nigdy nie zasiadłem. Czuję się dobrze w Toruniu. Chciałbym tutaj zacząć przygodę z seniorskim ściganiem i jeździć w Apatorze możliwe najdłużej.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (2)
avatar
janotoruń
47 min temu
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fajny chłopak Dobrze się zapowiadający ale po kilku upadkach zaczęło się bać i to bardzo mocno Widać to po nim w jeździe i z tym sobie już nie poradzi chociaż Kibicuję mu 
avatar
Möchomorek
48 min temu
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
To że 'drewniak' Przyjemski poszedł do Motory to źle, ale jak Lewandowski poszedł do trolunia to dobrze. Moralnośc Kalego.