W swojej karierze Mark Loram ścigał się dla dziesięciu klubów w Wielkiej Brytanii, siedmiu w Polsce i czterech w Szwecji. Kochał żużel i lubił startować na całym świecie, nawet w RPA, gdzie pojechał w 1991 roku.
Loram ze swoim stylem jazdy idealnie wstrzelił się czasowo. Dziś trudno byłoby mu osiągać wyniki na torach preferujących startowców. Wtedy jeszcze drogę do sukcesu można było osiągnąć w różny sposób.
Mistrz bez wygranej
W cyklu Grand Prix w 2000 roku ścigali się wielcy zawodnicy, jak Tony Rickardsson, Greg Hancock, Billy Hamill czy walczący o pierwsze złoto Tomasz Gollob. Brytyjczycy na medal czekali od 1992 roku, gdy złoto we Wrocławiu zdobył Gary Havelock.
Urodzony na Malcie Mark Loram do tego sezonu miał na koncie dwa zwycięstwa w turniejach Grand Prix, jednak w klasyfikacji końcowej najwyżej był piąty. Dodajmy, że w cyklu ścigało się wówczas aż 24 zawodników, rywalizujących według systemu ze słynnymi eliminatorami.
Żadną niespodzianką nie było to, że poszczególne turnieje wygrywali Hamill, Rickardsson, Crump czy Hancock. Mark Loram od początku sezonu był niezwykle regularny i jako jedyny za każdym razem awansował przynajmniej do półfinału, choć nie potrafił wygrać rundy.
Przed czwartą rundą - na Brandon Stadium w Coventry - Loram miał 55 punktów - tyle samo, co Tony Rickardsson. Na torze, na którym na co dzień startowały popularne Pszczoły, zajął trzecie miejsce - najwyższe z czołówki. Sensacyjnie wygrał wówczas Martin Dugard.
W pozostałych dwóch rundach Loram nie awansował już ani razu do finału. 102 punkty zdobyte dzięki niesamowitej regularności pozwoliły mu jednak cieszyć się z tytułu Indywidualnego Mistrza Świata. W erze Grand Prix dokonał tego jako jedyny, nie wygrywając żadnej rundy.
Co ciekawe, przez kolejne cztery lata w cyklu Grand Prix tylko dwukrotnie stawał na najniższym stopniu podium w poszczególnych turniejach, a najwyżej w cyklu był ósmy.
- Miało to związek z nowym sposobem punktacji, kilka lat później zmienili go, ponieważ nie podobało im się, że ktoś może nie wygrać rundy, ale nadal wygrać całość. Ale w tymże roku mi to pasowało i było to dobre dla mnie - wspominał przed rokiem Loram w programie Speedway Chat Show.
Barwna kariera zakończona kontuzją
Loram, który do polskiej ligi trafił już w 1992 roku, był prawdziwym fighterem. Poza Włókniarzem Częstochowa reprezentował również zespoły z Torunia, Ostrowa Wielkopolskiego, Bydgoszczy, Rybnika, Gorzowa i Leszna. Ścigał się do 36. roku życia, a chciał jeszcze dłużej.
W sercu Marka Lorama pozostają Włókniarz Częstochowa i Apator Toruń. - To były fantastyczne czasy. Jazda przed częstochowską publicznością czy takie spotkania jak Derby Pomorza to coś wyjątkowego, czego się nie zapomina. Jestem dumny, że byłem częścią żużla w tamtych latach. Polska była ważną częścią kariery i wszystkim zaangażowanym w moją obecność w tym kraju bardzo dziękuję - mówił żużlowiec w programie This is Speedway.
Niestety w marcu 2007 roku na torze w Ipswich uczestniczył w fatalnym karambolu. Doznał poważnego złamania nogi po tym, jak wpadł na drewnianą bandę na prostej i "skosił" ją własnym ciałem. Wcześniej również miewał kontuzje, głównie ze względu na styl jazdy. Nie był asem na starcie, potrafił jednak cieszyć jazdą kibiców.
Mark Loram obecnie wciąż śledzi żużel, jednak ma też czas na inne aktywności. Jego życiową pasją od zawsze były samochody i zajął się nimi po zakończeniu kariery. Początkowo nimi handlował, później założył własny warsztat. Jego potencjał w żużlu nie został wykorzystany. Miał propozycję od federacji brytyjskiej, by zająć się pracą z młodzieżą, jednak miał inną myśl szkoleniową.
Czytaj także:
Woffinden do końca w Sparcie?
Hancock wrócił na tor
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka