Byli wzorem w walce z pandemią. Są odizolowani od reszty świata

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: John McCallum
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: John McCallum

- Od lutego żyliśmy normalnie, bez dużych obostrzeń. Od ponad tygodnia to się diametralnie zmieniło i znowu wszystko jest zamknięte - mówi nam John McCallum, menedżer żużla w Nowej Zelandii, który martwi się, że COVID-19 storpeduje cały sezon.

Nowa Zelandia przez długi czas była stawiana jako wzór walki z pandemią koronawirusa. Silny lockdown, a przede wszystkim położenie geograficzne i zamknięcie kraju sprawiło, że przez jakiś czas do zera wyeliminowano nowe przypadki COVID-19.

- Trzeba jednak zaznaczyć, że jako kraj zostaliśmy praktycznie odizolowani od reszty świata - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty John McCallum, 55-letni mieszkaniec Auckland, gdzie pełni rolę menedżera Western Springs Speedway.

100 dni bez żadnego nowego przypadku

Twardy lockdown oraz śledzenie kontaktów międzyludzkich, a także działania nowozelandzkiego rządu przyczyniły się do tego, że w zeszłym roku, kiedy w innych zakątkach świata szalała pandemia, w Nowej Zelandii odnotowano serię 100 dni bez transmisji koronawirusa. Restrykcje w tym kraju zmieniają się jednak bardzo dynamicznie wraz z rozwojem pandemii.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Co dalej z Kennethem Bjerre i Krzysztofem Kasprzakiem w GKM-ie?

Nasz rozmówca mieszka w Auckland, mieście najgęściej zaludnionym w Nowej Zelandii, gdzie mieszka (również w jego okolicach) około 1,7 miliona ludzi, co stanowi ponad 30 procent wszystkich mieszkańców tego kraju.

- Od lutego tego roku do zaledwie tygodnia wcześniej, żyliśmy prawie normalnym życiem. Wszystko było otwarte, działało bez ograniczeń. Funkcjonowały sklepy, restauracje, firmy. Odbywały się wydarzenia kulturalne i sportowe - tłumaczy John McCallum.

Kilka przypadków - pełen lockdown

Sielanka nie trwała jednak długo. Warto podkreślić, że władze Nowej Zelandii restrykcje wprowadzają nie przy setkach czy tysiącach przypadków, bo takich liczb nowych zakażeń w tym kraju się nie odnotowuje, ale przy zaledwie kilku lub kilkunastu. - Wszystko zmieniło się w ostatnich dniach, gdy pojawiły się przypadki odmiany Delta. Ponownie kraj został zmuszony do pełnej blokady - dodaje nasz rozmówca.

W Nowej Zelandii lockdown to praktycznie zamknięcie całego kraju. - Pełna blokada oznacza dla nas zamknięcie wszystkich nieistotnych firm. Dozwolone jest tylko wyjście z domu po niezbędne zakupy. Szkoły i wszystkie inne placówki oprócz przychodni lekarskich i supermarketów też są zamknięte. Obowiązkowe jest noszenie masek. Jedyną formą ruchy czy rekreacji jest możliwość poćwiczenia, ale tylko blisko swojego miejsca zamieszkania - wyjaśnia McCallum.

Kraj odcięty od świata

Nowa Zelandia jest krajem, który odciął się od świata. Zamknięcie granic uchroniło przed rozprzestrzenieniem się zarazy, ale także spowodowało utrudnienia dla mieszkańców i podróżujących.

- Nasze granice są całkowicie zamknięte, co pozwala tylko na powrót do kraju obywateli Nowej Zelandii, którzy muszą pozostać w miejscu kwarantanny przez 14 dni. Turystyka międzynarodowa w tym momencie właściwie przestała istnieć - wyjaśnia mieszkaniec Auckland.

Żużlowy menedżer martwi się o dalszy rozwój tego sportu w kraju. - Kiedy mówisz o żużlu, myślisz przede wszystkim o klasycznym sporcie motocyklowym. W Western Springs ścigamy się w czterech różnych klasach, głównie Midget i Sprintcars, a przynajmniej raz w roku organizujemy wyścigi Sidecarów. Klasyczny żużel, który jest moją pierwszą miłością organizujemy na trzech wybudowanych do tego torach motocyklowych w Auckland, Christchurch i Invercargill - wyjaśnia.

Trudno przebić się następcom wielkich mistrzów

Nowa Zelandia z rozrzewnieniem wspomina swoich dawnych mistrzów speedwaya. Ivan Mauger, Barry Briggs czy Mitch Shirra to legendy żużla. Czy w tym kraju są młodzi następcy wielkich mistrzów?

- Jest kilku młodych zawodników, którzy dobrze rokują i być może coś z nich będzie. Widać, że bardzo chcą się rozwijać. Myślą o tym, by udać się do Australii i zbierać więcej doświadczenia - tłumaczy McCallum.

Docelowo jednak miejscem rozwoju dla żużlowców obecnie jest Europa. Nie każdy młody chłopak, nawet bardzo utalentowany, ma w sobie tyle determinacji, by zostawić wszystko i udać się na drugi koniec świata, by na Starym Kontynencie walczyć o spełnienie marzeń.

Zamknięte granice Nowej Zelandii i problemy z przemieszczaniem się powodują również duże utrudnienia dla organizacji żużla.

- Uniemożliwi nam to w zasadzie ściągnięcie zawodników ze Stanów Zjednoczonych czy Australii na nasz sezon wyścigów żużlowych, który rozpoczyna się w październiku i trwa do kwietnia - zaznacza John McCallum.

W ostatnich dniach w Nowej Zelandii odnotowuje się w zasadzie drugi szczyt zachorowań na COVID-19, porównywalny z kwietniem zeszłego roku, kiedy to dziennie stwierdzano od 60 do 90 przypadków. W końcówce sierpnia statystyki pokazywały nawet 70-80 nowych zakażeń. Dla porównania w Polsce przy około 250 przypadkach dziennie, które notowano jeszcze kilka dni temu, nie mamy prawie żadnych restrykcji i życie toczy się w miarę normalnie.

Zobacz także:
Morawiecki patronem turnieju
Ciągnęło go do innego sportu

Źródło artykułu: