Żużel. Lidera drużyny czeka przerwa w startach. "Mam problem ze stawem barkowym"

WP SportoweFakty / Jakub Malec / Na zdjęciu: Max Dilger na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Jakub Malec / Na zdjęciu: Max Dilger na prowadzeniu

Ten sezon nie układa się po myśli Maxa Dilgera. Jeden z lepszych reprezentantów Niemiec miewa duże wahania swojej dyspozycji, co widać zresztą po jego wynikach w zawodach.

To był nieco szalony weekend dla Wolfe Wittstock, bowiem zespół prowadzony przez Marcina Sekulę z powodu złych warunków atmosferycznych dwa mecze ligowe zamiast w niespełna 24 godziny, odjechał w niewiele ponad dwanaście.

Team spod znaku Wilka najpierw zmierzył się z 7R Stolaro Stalą Rzeszów, a następnie z Optibet Lokomotivem Daugavpils. Niestety dla gospodarzy, oba te mecze zakończyły się ich porażką i w efekcie klub prowadzony przez Franka Mauera nadal zajmuje ostatnie miejsce w 2. Lidze Żużlowej bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej.

- Mamy fajny zespół, z młodymi chłopakami, którzy potrafią jechać, ale nie możemy wszyscy razem zaskoczyć jednego dnia i zawsze brakuje czyichś punktów - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Max Dilger.

ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek

Reprezentant Niemiec w obu niedzielnych meczach spisywał się całkiem nieźle. Konfrontację z zespołem z Rzeszowa rozpoczął co prawda pechowo, bo od wykluczenia, ale później zainkasował dwie trójki. Mecz jednak przerwano (więcej o tym TUTAJ). - Myślę, że ten tor nie był aż taki zły. Mogliśmy spokojnie jechać ten mecz dalej i gdyby to ode mnie zależało, to zrobiłbym równanie toru zupełnie inaczej.

Przerwanie niemiecko-polskiej batalii sprawiło, że pod znakiem zapytania stanął mecz wieczorny z łotewskim teamem. - Cztery godziny przerwy, jakie mieliśmy między zawodami, udało się dobrze wykorzystać. Dodatkowo świecące słońce sprawiło, że tor mógł trochę przeschnąć.

W starciu z podopiecznymi Nikołaja Kokina Dilger przy swoim nazwisku zapisał dwucyfrówkę. - Ten mecz, tak samo, jak ten ze Stalą był dla mnie dobry. Do momentu upadku...

Po kraksie w Wittstock pojawiły się w mediach informacje, jakoby u Dilgera doszło do złamania obojczyka. Sam zawodnik przekazuje takie wieści na temat swojego stanu zdrowia: - Miałem trochę szczęścia. Mam problem ze stawem barkowym, ale na szczęście obędzie się bez operacji. Potrzeba mi teraz tylko trochę czasu i odpoczynku. Po upadku w Rzeszowie musiałem z kolei przejść szybką operację, jeszcze we wtorek w klinice Ortemy. Zostały i wkręcone w lewą dłoń trzy śruby i jedna blacha.

Zawodnik urodzony w Lahr jest liderem Wolfe w rozgrywkach 2. Ligi Żużlowej. Jednakże średnia na poziomie 1,500 pkt na bieg, to nie jest szczyt marzeń. Z czego wynikają takie wahania dyspozycji na torze? - Mieliśmy trochę problemów technicznych na początku sezonu. Ciężko mi się było dopasować, ale teraz w Wittstock wszystko w końcu zagrało i czułem się szybki na obu motocyklach.

Niemiec oprócz występów w barwach Wolfe Wittstock w tym sezonie ściga się także we francuskiej Ligue Nationale de Speedway. Czy tamtejsze rozgrywki ligowe mają szansę wkrótce wybić się poziomem na tyle, aby odbiegać tylko tym najlepszym i być chętnym kierunkiem dla innych zawodników, tak jak kiedyś liga niemiecka, czy duńska? - Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak Francja się rozwija pod kątem żużla. To na pewno nie będzie łatwe, ale życzę im tego - kończy zawodnik La Reole.

Czytaj także:
Skandal po wielkim finale. "Zapewniam, że był to czysty przypadek"
- Kasprzak w pierwszej dziesiątce Grand Prix? Były prezes Unii komentuje

Komentarze (0)