Żużel. Brat Bartosza Zmarzlika zdradza nieznane historie z dzieciństwa. Kontuzje nie omijały mistrza świata [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Paweł Zmarzlik
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Paweł Zmarzlik

- Całe nasze dzieciństwo było związane z motoryzacją. Nie mogliśmy usiedzieć w domu. Zanim Bartek został żużlowcem, miał kilka groźnych kontuzji. Jesteśmy podobni, choć trochę się różnimy. Nigdy się jednak nie kłócimy - mówi Paweł Zmarzlik.

[b]

Maciej Kmiecik (WP SportoweFakty): Kto w dzieciństwie był większym rozrabiaką? Bartek czy pan? A może obaj byliście grzecznymi dziećmi?
[/b]
Paweł Zmarzlik (brat i menedżer dwukrotnego mistrza świata): Generalnie to byliśmy grzecznymi dziećmi. Całe nasze dzieciństwo było związane z motoryzacją. Lubiliśmy wszystko co związane z motorami. Nie mogliśmy usiedzieć w domu. Mieszkaliśmy na wsi i ciągnęło nas choćby do lasu, byleby tylko móc na czymś pojeździć. Jak nie jeździliśmy na crossówkach, to na quadach albo gokartach. Dziadek z tatą przerabiali nam motorynki, motory Simson czy quady.

Skąd wzięła się ta pasja motoryzacyjna?

Zarazili nas nią dziadek i tata. Dziadek miał motocykl i często jeździliśmy sobie na nim po lasach.

Jakimi uczniami byliście w szkole? Pilnymi czy raczej takimi, którzy patrzyli, by tylko zerwać się z lekcji i pojeździć motorem?

Rodzice postawili nam taki warunek, że aby jeździć, musimy mieć dobre oceny w szkole. Nie pamiętam już dokładnie, jaka ta średnia ocen musiała być, ale grubo powyżej 4,00. Nie mogliśmy mieć też na świadectwie żadnej trójki. Dopiero jeśli spełniliśmy te warunki, była zgoda od rodziców na uprawianie żużla.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Rywalizowaliście na torze, czy się wspieraliście jako bracia?

Zawsze była to zdrowa rywalizacja. Wspieraliśmy się jak na braci przystało. Czasami jednak wpadały nam do głowy różne zwariowane pomysły.

Jakie na przykład?

Pamiętam, że przed moimi połowinkami w szkole Bartek namówił mnie, żebyśmy pojechali do lasu pościgać się na quadach. Skończyło się to małym wypadkiem i na zabawę połowinkową szedłem z obandażowaną ręką.

Pamięta pan jakieś inne przygody z dzieciństwa?

Bartek na miniżużlu zerwał więzadło krzyżowe, co oczywiście wiązało się z tym, że nie mógł jeździć żadnym motorem. Młodszego brata tak bardzo ciągnęło jednak do jeżdżenia, że rodzice musieli kupić mu quada. Pamiętam jak Bartek z nogą w gipsie położoną na błotniku jeździł na quadzie. Bartek nie lubił chodzić. Zawsze wolał czymś jeździć. Jak miał chodzić o kulach, to zdecydowanie preferował jeździć quadem.

Czyli już na miniżużlu brat nabawił się groźnego urazu?

Tak. Kontuzja była ciężka. Zerwanie więzadeł krzyżowych z odłamkiem kości. Historia była dość nieciekawa. Stało się to w momencie, gdy Bartek miał 8 lub 9 lat.

Przygoda ze sportem motorowym nie zaczęła się więc za dobrze, ale nic was nie zraziło do żużla?

Nie. Choć pech nas nie opuszczał. Bartek miał wybity bark i złamaną rękę w wieku 10 czy 11 lat. Kontuzji miał kilka zanim jeszcze został żużlowcem.

Rodzice na pewno bali się o was. Nie mówili, żebyście dali sobie spokój z tak niebezpiecznym sportem?

Taka sytuacja miała miejsce w 2010 roku po moim koszmarnym wypadku w Bydgoszczy. 12 sierpnia wspomnianego roku podczas finału Srebrnego Kasku złamałem w dwóch miejscach kręgosłup, a także udo i miednicę. Na dodatek miałem krwiaka mózgu. Kiedy mama dowiedziała się, że miałem wypadek i jak poważne odniosłem obrażenia, zabroniła Bartkowi jeździć na żużlu. Brat nie pojechał na jedne zawody i kilka treningów.

Ale pan wstawił się za bratem u mamy…

Tak. Udało mi się ubłagać mamę, żeby nie zabraniała Bartkowi robić tego, co kocha. Brat miał wówczas dopiero 15 lat, ale widziałem, że jest w nim spory potencjał i może w tym sporcie osiągnąć wszystko. Ja nie miałem szczęścia i przytrafiła mi się groźna kontuzja, ale nie chciałem, by mama karała za to brata.

Jak pan teraz przeżywa starty brata? Z tego, co zdążyłem zauważyć w Toruniu podczas Grand Prix towarzyszą temu wielkie emocje…

Na pewno przeżywam starty brata bardziej niż swoje, gdy jeździłem. To samo zresztą mówi Bartek, że bardziej stresował się, gdy ja wyjeżdżałem na tor niż on sam jeździ. Zdradzę może taką ciekawą historię. Co roku, za wyjątkiem tego sezonu z powodu obostrzeń związanych z COVID-19, na koniec treningów w Gorzowie na tor wyjeżdżali byli zawodnicy, mechanicy, którzy chcieli spróbować swoich sił na żużlu. Co roku brałem udział w takich treningowych jazdach. Wyjeżdżałem na tor na motocyklach Bartka, który wyganiał mnie później z toru, bo mówił, że jeżdżę za szybko i on bardziej się stresuje niż kiedy sam się ściga.

Kiedy panu przytrafił się ten feralny wypadek w Bydgoszczy w 2010 roku, Bartek był z wami w parku maszyn?

Tak. Był i jako jeden z pierwszych przybiegł właśnie z parkingu. Nie pamiętam tego, bo straciłem przecież przytomność, ale oglądałem to zdarzenie na nagraniach w internecie, to wiem, że brat był jedną z pierwszych osób, które do mnie podbiegły. Na pewno bardzo to przeżył.

Podczas pierwszej rundy SGP w Toruniu Bartosz Zmarzlik zanotował groźnie wyglądający upadek, który sprawił, że polscy kibice zamarli z przerażenia, bo tytuł mistrza świata mógł bezpowrotnie uciec w jednej sekundzie. Proszę powiedzieć, co pan wtedy czuł?

Liczyłem skrupulatnie każdy punkt w tych zawodach i zdawałem sobie sprawę, że taki upadek może przekreślić szanse na udział w półfinałach. Nie mówiąc już o kontuzji, która odbierałaby w ogóle na to szanse. Na początku zawodów spotkała Bartka taka niemiła niespodzianka w postaci tego wypadku. Na szczęście nie wybiło go to z rytmu. Koniec końców zrealizował zamierzony cel.

Ale nerwów i zdrowia ten sukces nas wszystkich sporo kosztował…

Dlatego lepiej to smakuje dzięki tej całej dramaturgii.

Jak to wszystko przeżywają pana rodzice?

Tata z pozoru wydaje się oazą spokoju, bo wszystkie emocje dusi w sobie. Tak naprawdę bardzo się denerwuje i strasznie to przeżywa. Mama z kolei bardziej okazuje emocje.

Rozmawiacie o żużlu w domu?

Żużel w naszym domu jest bardzo częstym tematem. Wiadomo, że jest to całe Bartka życie. Mamy jednak także inne rzeczy na głowie. Rodzice prowadzą własny biznes. Ja mam swoją firmę, Bartka narzeczona prowadzi działalność, moja żona też ma firmę. Nie jest tak, że my żyjemy z żużla. Każdy ma swoje działalności. Żużel to domena Bartka, a my na ile możemy, pomagamy mu w tym.

Jak udaje się to łączyć? Przecież sama działalność Teamu Zmarzlik pochłania sporo czasu?

Mamy konkretny podział ról. Każdy wie, za co odpowiada. A jak dajemy radę? Pracujemy siedem dni w tygodniu przez cały rok. Warto to jednak robić. Dla takich chwil, jakie przeżyliśmy w Toruniu, człowiek wie, że robi coś, co ma to sens.

W tych wszystkich kwestiach marketingowych, w których Bartosz brał ostatnio udział pan też mu pomaga?

Tak. Pomagam, bo każdy z nas ma swoją rolę w teamie. Mama na wszystkie zawody nie jeździ, ale dba o księgowość i jest bardzo ważnym członkiem teamu. Tata jeździ na zawody. Moja żona Agnieszka i Bartka narzeczona Sandra starają się bywać na tych najważniejszych imprezach. Do tego są oczywiście Grzegorz Musiał i Seweryn Czerniawski, którzy odpowiadają za przygotowanie motocykli. Z kolei RK Racing Team czyli pan Ryszard oraz Daniel i Patrycja przygotowują Bartkowi najlepsze silniki na świecie. Tomasz Przybylski natomiast zajmuje się PR-em oraz grafiką naszego teamu.

Czy Bartosz Zmarzlik jako dwukrotny mistrz świata przebiera teraz w ofertach sponsorskich? Sukcesy przełożyły się na większe zainteresowanie?

Jesteśmy bardzo szczęśliwi zadowoleni ze współpracy z Grupą Orlen. Cieszymy się, że tak duża marka zauważyła i doceniła sukcesy sportowe Bartka. Nasz team traktuje sponsorów jak przyjaciół, niczym rodzinę, która wspólnie budowała ten sukces. Dlatego serdecznie dziękujemy wszystkim sponsorom za wsparcie i pomoc. Szczególne słowa podziękowania kierujemy do osób, które są z nami od zawsze, zanim jeszcze pojawiły się sukcesy. Mam tutaj na myśli Monikę i Mirosława Maszońskich oraz Magdę i Macieja Kozłowskich.

Jesteście panowie podobni z Bartkiem pod względem charakterów czy różnicie się?

Myślę, że tworzymy takie dwa w jednym. Z jednej strony jesteśmy podobni, ale czasami się różnimy. Wydaje mi się, że dzięki temu fajnie układa nam się współpraca. Gdyby wszystko było takie kolorowe, gdybym tylko przytakiwał na to, co powie Bartek, byłoby to nieszczere. Bywa, że mamy inne zdanie na dany temat. Na pewno nigdy się nie kłócimy. Wymieniamy się po prostu spostrzeżeniami. Jeśli w czymś naprawdę tak się różnimy, to staramy się na drodze kompromisu znaleźć wspólny środek.

Bartek wydaje się oazą spokoju. Rzadko kiedy kamery w parku maszyn pokazują go zdenerwowanego. Taki jest na co dzień?

Jestem pod ogromnym wrażeniem psychiki brata. To, co zrobił w Toruniu podczas Grand Prix w tym roku czy w poprzednim sezonie, pokazuje jego niesamowitą odporność. Kiedy staje się pod taśmą startową w półfinale i wie, że jedzie się o wszystko, że złoty medal mistrzostw świata może wymknąć się w ostatniej chwili, że cały wysiłek, który włożyło się przez cały rok, może pójść na marne w tym jednym wyścigu, to trzeba mieć niebywałą psychikę, żeby to wytrzymać. Jestem przekonany, że ja sam bym nie udźwignął takiego ciężaru. Zresztą niewielu jest sportowców potrafi zachować stalowe nerwy w takim momencie. Bartek opanował to po mistrzowsku.

Zauważyłem, że przed każdym wyścigiem brata żegna się pan. Opatrzność ma czuwać nad Bartkiem?

Dokładnie tak. Nasza cała rodzina jest wierząca. Przed każdym wyjazdem na tor zarówno ja, tata jak i sam Bartek, a także chłopacy z naszego teamu, wykonujemy znak krzyża świętego, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.

Pana brat po ogromnym sukcesie i obronie tytułu mistrza świata na żużlu, czego dokonał jako pierwszy Polak w historii i jako jeden z nielicznych zawodników na świecie, walczy o tytuł Najlepszego Sportowca Roku, który wygrał już w poprzedniej edycji plebiscytu. Patrząc na to, co ostatnio dzieje się wokół Roberta Lewandowskiego, myśli pan, że Bartosz Zmarzlik jest w stanie znów wygrać, tym razem z najlepszym piłkarzem świata?

Bartek już swoje na torze zrobił. Reszta jest teraz w rękach kibiców. Konkurencja w tym roku jest bardzo duża. Wspomniany Robert Lewandowski, który wygrywał w tym roku wszystko. Iga Świątek zwyciężyła w Roland Garros czy chociażby Jan Błachowicz, który został mistrzem świata UFC. Mieliśmy go okazję poznać podczas sesji zdjęciowej do kalendarza Dżentelmeni 2021. To bardzo fajny facet. Konkurentów Bartek ma zacnych. Wiadomo, że zeszłorocznego plebiscytu nie wygrał sam, ale wspólnie z całym środowiskiem żużlowym i rzeszą kibiców. Podziękowania należą się wszystkim fanom, którzy oddali na Bartka głosy. Jeśli zrobią to ponownie teraz, również będziemy wdzięczni. Bartek na sukcesy pracował cały rok. Mamy nadzieję, że zostanie doceniony. A czy wygra czy nie, to już od nas nie zależy.

Jak w pana rodzinie wygląda kolacja wigilijna? Duża dla całej rodziny czy każdy w swoim węższym gronie?

Jeszcze kilka lat temu spotykaliśmy się wszyscy u babci na jednej wielkiej rodzinnej wigilii. Dziadek już od dwóch lat nie żyje. Kuzynostwo też pozakładało swoje rodziny. My jeździmy teraz na wigilię do rodziców. Jest tam oczywiście również babcia, ale nie są to już takie duże wigilie, jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi. Pokolenie się zmienia, ale oczywiście tradycja, że spędzamy ten dzień w gronie rodzinnym jest nadal taka sama. Przy okazji życzymy wszystkim kibicom Zdrowych, Spokojnych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Przede wszystkim zdrowia i jak najszybszego powrotu do normalności.

Zobacz także: Na tych torach było najwięcej walki
Zobacz także: Dobrucki ogłosił powołania do kadry. Są wielkie powroty

Źródło artykułu: