Tak naprawdę chyba żaden z polskich zawodników, trenerów działaczy i kibiców nie wyobraża sobie innego scenariusza w sobotę niż zwycięstwo biało-czerwonych. Polacy mają wielkie szanse na wygranie po raz trzeci w historii Drużynowego Pucharu Świata. O sile naszej reprezentacji przekonali się już w poniedziałek Australijczycy, którzy zajęli drugie miejsce w półfinale w Peterborough. Wygrane na obcych torach nigdy nie przychodziły łatwo Polakom w DPŚ, dlatego pokonanie żużlowców z Antypodów ma swój wydźwięk. Ciężko wyróżnić kogoś za występ w Wielkiej Brytanii, bo tak naprawdę cała nasza drużyna pojechała na równym i co najważniejsze wysokim poziomie. Jarosław Hampel potrafił jako jedyny pokonać Jasona Crumpa. Tomasz Gollob w fantastycznym stylu wyprzedził rywala na samej "kresce". Adrian Miedziński wytrzymał napór Leigh Adamsa i w bardzo ważnym biegu nie zamknął gazu przed Australijczykiem. Krzysztof Kasprzak w końcówce odniósł dwa bardzo ważne zwycięstwa, nadrabiając aż 5 punktów do Australijczyków. W końcu Piotr Protasiewicz potrafił przedrzeć się z końca stawki na pierwsze miejsce, czy tylko w wiadomy dla siebie sposób uratować się przed upadkiem. Swój tor, wyrównana piątka zawodników, świetna atmosfera w drużynie i przede wszystkim głośni kibice to atuty naszej reprezentacji. Takiej szansy na zwycięstwo nie można po prostu zaprzepaścić.
W klasyfikacji medalowej DPŚ Polska zajmuje trzecie miejsce z dwoma złotymi i dwoma srebrnymi medalami. W ubiegłym roku w Vojens nasi reprezentanci do samego końca walczyli z Danią o złoty medal. Świetnym występem w kraju Hamleta Polacy obalili mit, że potrafią zdobywać medale tylko na "własnych śmieciach". W przypadku zwycięstwa w sobotę w Lesznie, biało-czerwoni zostaną samodzielnymi liderami klasyfikacji medalowej DPŚ.