Żużel. Cyrku w Krakowie ciąg dalszy. Prezes Wandy nie chce oddać traktora i polewaczki

WP SportoweFakty / Ilona Jasica. / Mecz Wandy Kraków w sezonie 2019.
WP SportoweFakty / Ilona Jasica. / Mecz Wandy Kraków w sezonie 2019.

Prezes Wandy Kraków Paweł Sadzikowski doprowadził klub do stanu agonalnego, ale wygląda na to, że nadal świetnie się bawi. Od wierzycieli telefonów co prawda nie odbiera, nie przeszkadza mu to jednak rzucać kolejnych kłód pod nogi.

Klub, na którego czele przez wiele lat stał Paweł Sadzikowski ze względu na ogromne zadłużenie nie przystąpił do procesu licencyjnego w 2. Lidze ŻużlowejSpeedway Wanda Kraków, czego można było się spodziewać od mniej więcej połowy sezonu 2019, zniknęła z żużlowej mapy. Przyszłość czarnego sportu w tym mieście stanęła pod olbrzymim znakiem zapytania.

CZYTAJ TAKŻE: Nowy sponsor tytularny Polonii Bydgoszcz?

Na szczęście pojawiła się grupa zapaleńców mająca zamiar zawiązać stowarzyszenie i spróbować mozolnie, od podstaw odbudować klub już poza kontrolą spółki Sadzikowskiego. Niestety ludzie, którym dobro speedway’a w grodzie Kraka leży na sercu już na starcie napotykają całą masę problemów. Kłody pod nogi rzuca im nawet sam szef upadłego klubu.

Sadzikowski za nic w świecie nie chce oddać potencjalnym następcom polewaczki i traktora. Skompromitowany prezes utrzymuje, że są one własnością spółki i nie da się ich wyprowadzić. Sęk w tym, że przynajmniej polewaczkę sobie przywłaszczył. Załatwił ją bowiem kręcący się przy dyscyplinie, były wojewoda Józef Pilch. Miała ona być darowizną dla klubu od MPO (Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania).

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Nie do końca jasna jest sprawa ciągnika. Rzekomo należy on do ojca prezesa - Mariana Sadzikowskiego. Gdy zespół występował w rozgrywkach ligowych starszy z rodu często wcielał się w rolę toromistrza. Podobno pan Paweł chętnie pozbyłby się całkiem sprzętu i oddał go we władanie ludzi spoza Krakowa, lecz odsprzedając i najlepiej po cenie komercyjnej.

Poczynił już nawet w tym kierunku pierwsze kroki, a wstępne zainteresowanie kupnem wykazały ponoć kluby z Krosna i Opola. Nawiasem mówiąc szkoda, że Sadzikowski nie jest tak aktywny w odbieraniu telefonów od zawodników i całej masy innych wierzycieli.

Od osób dobrze zorientowanych w krakowskich realiach słyszymy, że urządzenia ze względu na dużą eksploatację nadają się do remontu, co znacząco obniża cenę. Na domiar złego w sezonie 2020 bandom kończy się homologacja i za rok będą potrzebne nowe. Trudno przypuszczać żeby miasto zainwestowało w coś, co może okazać się nieprzydatne, jeśli na torze przy ul. Odmogile nie będą odbywały się żadne zawody.

Póki co wygląda to tak, że jedynym ratunkiem i nadzieją jest wspomniane stowarzyszenie, które nie chce pozwolić, aby stadion zamknięto na cztery spusty, a w sezonie odbyło się przynajmniej kilka imprez choćby amatorskich. Natomiast parę dni temu stadion Wandy z ramienia GKSŻ wizytował Marek Wojaczek. Jego zadaniem było dokonanie wstępnej weryfikacji infrastruktury obiektu. Działacz sprawdził również stan techniczny urządzeń.

Z kontroli wynika, że po naprawie dmuchanej bandy oraz pracach porządkowych stadion będzie gotowy na dalsze oględziny, a te są niezbędne do uzyskania licencji toru. Lista prac do wykonania ma trafić do krakowskiego ratusza oraz osób, które zajmują się obiektem.

CZYTAJ TAKŻE: Na powrót do żużlowej elity czekają całe wieki

Źródło artykułu: