Żużel. Zmarzlik wpędził Pawlickiego w kompleksy. A jeszcze 5 lat temu to junior Unii był lepszym zawodnikiem

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Finał IMP 2019. Piotr Pawlicki, Janusz Kołodziej.
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Finał IMP 2019. Piotr Pawlicki, Janusz Kołodziej.

W sezonie 2015 Piotr Pawlicki miał w lidze średnią wyższą od Bartosza Zmarzlika. Wielu mówiło, że jest lepszym żużlowcem. Kolejne lata brutalnie zweryfikowały ten pogląd. Poukładany Bartosz zdystansował szalonego Piotra o kilka długości.

W 2016 roku Piotr Pawlicki i Bartosz Zmarzlik weszli do cyklu Grand Prix. Piotr startował z delikatnie wyższego pułapu, bo miał za sobą sezon ze średnią 2,192 (u Zmarzlika było to 2,033). - Nie dziwię się tym, którzy mówili wtedy, że Pawlicki jest lepszym zawodnikiem - przyznaje trener truly.work Stali Gorzów Stanisław Chomski. - Był przebojowy, jeździł widowiskowo. Przyjemnie się to oglądało.

Jak to się stało, że dziś to Zmarzlik jest mistrzem świata (ma też na koncie medal srebrny i brązowy), a Pawlicki jest lokalnym matadorem z Leszna, który każdą okazję wykorzystuje, by dopiec Zmarzlikowi. W zasadzie to prowadzi przeciwko niemu jakąś krucjatę. Po finale IMP jemu jako jedynemu z finalistów nie pogratulował sukcesu. Potem mówił, że w GP kibicuje tylko Maciejowi Janowskiemu. Wreszcie niedawno przyznał, że w Plebiscycie na Sportowca Roku zagłosuje na Jakuba Przygońskiego, a nie na żużlowego mistrza z Polski. Można by pomyśleć, że Zmarzlik wpędził Pawlickiego w kompleksy i stąd te wszystkie dziwne wypowiedzi Piotra.

Czytaj także: Nie ma cię w reprezentacji, nie jedziesz w Grand Prix

- Patrząc na wypowiedzi Piotra, faktycznie można by powiedzieć, że to może być wyraz jakiegoś kompleksu - analizuje Chomski. - Z drugiej strony to może być zwykła sportowa złość. W żużlu każdy chce wygrywać, bo to sport typowo indywidualny. Kilka lat temu Piotr miał prawo myśleć, że zajdzie dalej od Bartka, ale stało się inaczej. Inna sprawa, że wolę Pawlickiego mówiącego prawdę prosto z mostu, niż tych zawodników, którzy głośno twierdzą, że doceniają klasę Bartka, a myślą coś innego. Prawda jest lepsza niż fałsz.

ZOBACZ WIDEO: Mateusz Borek: Lewandowski powinien wrócić do Polski i powiedzieć "Teraz ja wam pokażę jak się szkoli"

O ile w sezonie 2015 Pawlicki był krok przed Zmarzlikiem, o tyle w kolejnym to Bartosz miał już wyższą średnią w lidze (2,4 do 1,6) i zdobył więcej punktów w GP (128 do 99). Na dokładkę skończył z brązowym medalem. W 2017 także Zmarzlik był na plusie - 2,3 do 1,9 w lidze oraz 121 do 81 w GP. W 2018 i 2019 Pawlickiego w GP już nie było, a w lidze był od Zmarzlika gorszy – 2,5 do 2,0 w 2018 i 2,4 do 2,1 w 2019. Nie sposób uciec, że w ciągu kilku lat Zmarzlik stał się zawodnikiem klasy światowej, a Pawlicki przekuł opinię młodego, zdolnego na bycie jedną z gwiazd PGE Ekstraligi. Tylko tyle i aż tyle.

- Talent juniorski, to jednak za mało - zwraca uwagę Chomski. - Raptem kilku mistrzów świata juniorów zdobywało złoto w wieku seniorskim. Trzeba mieć oczywiście szczęście, ale nie tylko. Ważne jest określenie priorytetów i świadomość. Pawlicki łapał kontuzje na crossie, Zmarzlik nie. Być może, dlatego że Bartoszowi nie chodziło o ściganie, lecz o osiągnięcie pewnego celu - zastanawia się trener.

Czytaj także: Pięć ton szczęścia. Jak Cegielski z Kołodziejem pomogli Szymańskiemu

Na pewno po tych kilku latach, które pozwoliły Zmarzlikowi zdystansować Pawlickiego widać, że lepiej być poukładanym niż kontrowersyjnym. Bartosz od lat jest skupiony wyłącznie na żużlu, kariera przesłania mu wszystko inne. U Piotra, takie można odnieść wrażenie, liczy się przede wszystkim dobra zabawa. Zawsze był barwniejszy, miał i ma w sobie ten gen szaleństwa. Na wielkie sukcesy się to nie przełożyło. Nadrabiać musi miną i wypowiedziami. Na pewno jest od Zmarzlika mocniejszy w gębie. W ciemno można jednak założyć, że wszystkie wypowiedziane słowa zamieniłby na medale IMŚ.

Źródło artykułu: