MINUSY
Za mecz Betard Sparta Wrocław - Fogo Unia Leszno (35:55). Miał być szlagier, a wyszedł jednostronny pojedynek, który w relacji porównałem do walki Lamona Brewstera z Andrzejem Gołotą. Lamon potrzebował 53. sekund, by zakończyć pojedynek. We Wrocławiu po 53. sekundach zastanawialiśmy się, co jest grane, bo goście jechali jak u siebie, a miejscowi byli kompletnie zaskoczeni. Więcej o meczu i nokaucie Sparty przeczytasz TUTAJ.
Zacznijmy od tego, że tak twardo we Wrocławiu jeszcze w tym sezonie nie było. W przerwach między biegami zawodnicy nawet nie musieli otrzepywać swoich kasków z kurzu. Oczywiście tak przygotowany tor kompletnie nie odpowiadał zawodnikom Sparty. Nie na takim dotąd jeździli. Sztab wrocławskiej drużyny najwyraźniej doszedł jednak do wniosku, że nie ma sensu robić tego, co się lubi, bo Unia będzie dzięki temu lepiej przygotowana na play-off.
Cena zaskoczenia Unii w finale (pod warunkiem, że Sparcie i leszczynianom uda się do niego awansować) była taka, że w niedzielę wrocławscy zawodnicy byli kompletnie pogubieni z ustawieniami. Pod koniec spotkania gospodarze zrozumieli, że potrzebne są radykalne zmiany, ale wtedy było już pozamiatane.
ZOBACZ WIDEO Jamróg czeka na decyzję Sparty. Drabika się nie boi
Oczywiście zawodnicy Sparty nie byli zadowoleni z lania, bo oni w tym meczu nie zarobili. Gwiazdy straciły średnio po 30 tysięcy złotych. Z drugiej strony dało się w ekipie wrocławskiej zauważyć duży spokój. Gospodarze zachowali się niczym wytrawny szachista, który myśli kilka kroków do przodu. Dziś robię torowy eksperyment i przegrywam, ale za jakiś czas zrobię wszystko po swojemu i dam sobie szansę na zwycięstwo w grze o konkretną stawkę. Bo liczy się medal, a nie play-off.
Rozumiem, że szachy, że siła wyższa, lecz mimo to daję Sparcie za niedzielny mecz minusa. Czegoś innego oczekiwałem i myślę sobie, że wielu kibiców również. Miał być szlagier, było lanie i tylko pełnych trybun żal. Wrocławianie zrehabilitują się za to, co zobaczyliśmy, jeśli w finale z Unią pojadą o dwie klasy lepiej i pokażą, że ściema z torem miała sens.
Minusik będzie jeszcze dla truly.work Stali Gorzów za to, że skazała się na jazdę w barażu. Mieli gorzowianie wszystko w swoich rękach. Wystarczyło wygrać z forBET Włókniarzem Częstochowa, najlepiej za trzy (czyli różnicą 4 punktów) i spokojnie czekać na wieści z Grudziądza. Stal jednak ledwo wymęczyła remis i w Lublinie mogli otwierać korki od szampana.
PLUSY
Weekend pełen wrażeń. W piątek oglądaliśmy zakończoną niepowodzeniem walkę Stali o uniknięcie barażu i cieszyliśmy się ze Speed Car Motorem z utrzymania w PGE Ekstralidze. W niedzielę zobaczyliśmy godne pożegnanie Get Well Toruń z elitą, a szczebel niżej oglądaliśmy, jak Arged Malesa TŻ Ostrovia wyrzuca Car Gwarant Start Gniezno z finału Nice 1.LŻ w ostatnim biegu zawodów. Do tego można dołożyć nadzwyczajną mobilizację Power Duck Iveston PSŻ Poznań, który dwa razy z rzędu dostał baty od OK Bedmet Kolejarza Opole, ale w momencie najcięższej próby zmobilizował się i za tydzień pojedzie w finale z ZOOleszcz Polonia Bydgoszcz.
Brady Kurtz za występ na Olimpijskim. W przypadku Australijczyka wszystko jasne. 11 punktów z bonusem, 3 wygrane biegi, to bardzo dużo jak na zawodnika doparowego. Na dokładkę z kiepskim numerem 10 i prowadzącym parę Emilem Sajfutdinowem. Jeśli ten mecz miałby decydować, czy Unia powinna zostawić Kurtza, czy Jarosława Hampela, to wybór byłby oczywisty. Więcej o dobrym występie Kurtza przecztasz TUTAJ. Zobacz naszą siódemkę kolejki.
Gratulacje dla Motoru za utrzymanie i dla Fogo Unii za wygranie sezonu zasadniczego.
Jakbym słyszał Juliusza Cezara co najmniej na Koloseum...
Koloseum żużlowe może i jest! . Ale Cezar ni ch*ja mi się nie zgadza! Czytaj całość