- Może i Alfred Hitchcock by takiego scenariusza nie wymyślił, ale zrobiła to Ostrovia. Jesteśmy specjalistami od horrorów. W pewnym momencie myślałem, że zejdę na zawał, a teraz jestem ogromnie szczęśliwy. Dla takich chwil warto żyć - mówił ochrypniętym głosem Radosław Strzelczyk, prezes ostrowskiego klubu, który przeżył niesamowitą huśtawkę nastrojów.
Arged Malesa TŻ Ostrovia kilka razy w trakcie meczu w Ostrowie mogła dać powody do zwątpienia swoim kibicom, którzy w liczbie około 10 tysięcy stawili się na Stadionie Miejskim. Jeśli dodamy do tego tysiąc fanów z Gniezna, mamy obraz pięknego sportowego święta. To, co że były to derby. Ważne, że był to przede wszystkim mecz przyjaźni, po którym jedni potrafili pogratulować drugim. Piękne było zachowanie kibiców z Gniezna i Ostrowa, którzy nawzajem bili brawo nie tylko swoim zawodnikom. Potrafili docenić klasę rywala. Cieszyli się tylko jedni, ale Start też w tym sezonie wykonał kawał dobrej roboty. Od porażki 34:56 na początku kwietnia w Ostrowie, zespół ten przeszedł ogromną metamorfozę.
Wracając jeszcze do momentów zwątpienia wśród ostrowian. Pierwszy wyścig pokazał, że to może być droga przez mękę. Jedenasty sprawił, że pojawiły się pierwsze gwizdy niezadowolenia. Niezrozumienie Aleksandra Łoktajewa z Grzegorzem Walaskiem sprawiło, że z prowadzenia 5:1 ostrowian zrobiło się 1:5. Błędów w wykonaniu ekipy z południowej Wielkopolski w obu meczach półfinałowych było mnóstwo. - A jednak, pomimo tego udało nam się tym jednym punktem wygrać i jesteśmy w finale. Dzięki temu, że zrobiliśmy to w ostatnim wyścigu, choć wcześniej przez 29 biegów w dwumeczu przegrywaliśmy, zapamiętamy to do końca życia - podkreślał Mariusz Staszewski.
ZOBACZ WIDEO Guzowski: Rozmawiam z Gollobem o kontuzji. Mówimy sobie, że jutro będzie lepiej
Rafael Wojciechowski miał w Ostrowie tak naprawdę dwóch i pół zawodnika. Świetnie jechali Oskar Fajfer i Oliver Berntzon. W kratkę punktował Jurica Pavlic. - Myślę, że taktycznie z tego meczu wyciągnąłem wszystko co się dało. Gratuluję drużynie z Ostrowa awansu do finału. My możemy czuć ból i rozczarowanie. Zabrakło jednego punktu. Można teraz gdybać, gdzie go zgubiliśmy, czy na defektach w pierwszym meczu w Gnieźnie czy na absencji Damiana Stalkowskiego w Ostrowie - mówił menedżer Car Gwarant Startu Gniezno.
Przed 15. wyścigiem w zdecydowanie lepszej sytuacji był właśnie zespół z pierwszej stolicy naszego kraju. Prowadził w dwumeczu 88:85 i brakowało mu dwóch punktów do finału. Na dodatek miał w swoich szeregach niezwykle szybkich Oskara Fajfera i Oliviera Berntzona. Ten pierwszy wydaje się, że ruszył z lotnego startu. Komentatorzy Eleven Sports dziwili się, że sędzia Ryszard Bryła nie przerwał wyścigu. Start jechał po finał. Na trybunach konsternacja. Ułamki sekund i stadion dosłownie odleciał w euforii. Sam Masters po zewnętrznej, a Tomasz Gapiński przy krawężniku objechali jednocześnie Fajfera, doprowadzając do ekstazy ostrowskich kibiców.
Masters z Gapińskim zostali bohaterami Ostrowa i powędrowali w górę na ramionach kolegów. Każdy z zawodników drużyny Mariusza Staszewskiego był jednak na swój sposób bohaterem. Konia z rzędem temu, kto przed sezonem postawiłby złamany grosz na to, że Marcin Kościelski w meczu decydującym o finale będzie przywoził na 5:1 seniorów rywala. Właśnie juniorzy okazali się języczkiem u wagi na miarę finału. Gnieźnianom brakło kontuzjowanego Damiana Stalkowskiego. Ostrowianie wykorzystali tę absencję. Mieli tę odrobinę sportowego łutu szczęścia więcej.
Odnieśli zwycięstwo, o którym długo w Ostrowie będzie się mówiło i długo pamiętało. Takiego klimatu wokół żużla, jaki wytworzył się w teraz dawno nie było w tym mieście. Trzeba by się chyba było cofnąć nawet nie cztery lata wstecz, gdy poprzedni klub jechał w finale z Lokomotivem, ale kilkanaście lat do tyłu, do czasów Klubu Motorowego. - Ostrów Wielkopolski jest głodny sukcesów i na nie zasługuje. Krok po kroku robimy swoje i jedziemy ostro po swoje - podkreśla Radosław Strzelczyk.
Bez względu na to, jak zakończy się sezon 2019, beniaminek Nice 1. Ligi Żużlowej już jest jego wielkim wygranym. - My nadal nic nie musimy, ale dalej chcemy wygrywać i jechać dla naszych wspaniałych kibiców - podkreśla uwielbiany w Ostrowie Tomasz Gapiński.
Zobacz także: Nicolai Klindt zaskoczony decyzją sędziego
Zobacz także: Menedżer Startu: Bardzo zależało mi na finale