- System rozgrywek powinien wyglądać zupełnie inaczej. Moim zdaniem w tej chwili spotkań jest za mało - mówi nam Witold Skrzydlewski i wylicza, że w tym roku drużyny, które zajęły piąte i szóste miejsce, odjechały zaledwie 12 meczów, z czego tylko sześć na własnym torze. Gdyby liga wystartowała w pełnym składzie i składała się z ośmiu ekip, to i tak byłoby niewiele lepiej (14 meczów łącznie, z czego siedem u siebie).
- Prowadzę klub od wielu lat i doskonale wiem, jak trudno przekonać do wsparcia sponsora, jeśli oferuje mu się reklamę podczas siedmiu spotkań. Największy problem polega na tym, że ludzie zbyt szybko zapominają o żużlu - tłumaczy Skrzydlewski.
Zobacz także: Tomasz Gollob: Ból towarzyszy mi non-stop. Wszystkie marzenia wylądowały w koszu (wywiad)
Prezes Orła ma konkretną propozycję. Jego zdaniem rozgrywki powinny zostać zreformowane. - Najpierw powinna być runda zasadnicza, w której każdy jedzie z każdym mecz i rewanż. Następnie dobrym rozwiązaniem byłby podział na dwie grupy, w których ponownie wszyscy spotykają się ze sobą dwukrotnie. W pierwszej czwórce rozegra się walka o awans, a w tej dolnej rywalizacja o utrzymanie - tłumaczy Skrzydlewski.
ZOBACZ WIDEO Kobieta przeciwko rywalizacji pań z panami w żużlu
To jednak nie wszystko. - Punkty z rundy zasadniczej powinny się liczyć, ale podzieliłbym je na pół z zastrzeżeniem, że ten, kto zdobył ich 11, ma w dorobku nie pięć, lecz sześć "oczek". To wszystko spłaszczy tabelę przed decydującą rozgrywką. Emocje będą naprawdę bardzo duże - dodaje.
Przy takim systemie każda drużyna odjechałaby minimum 20 spotkań. - I to miałoby sens. Podam prosty przykład. Pan Zdunek chce, żeby miasto zbudowało stadion, ale ma problem, który ja doskonale rozumiem. Władza pyta, dla ilu meczów ma postawić taki obiekt. Utrzymanie stadionu Orła kosztuje około dwóch milionów złotych na cały sezon. To wszystko dla maksymalnie 10 imprez. Uważam, że to zdecydowanie za mało wydarzeń - podkreśla.
Zobacz także: Jacek Gajewski. Żużel według Jacka: Drabik czy Jamróg? Sparta nie musi wybierać. Tak samo jest w Lesznie (felieton)
Witold Skrzydlewski swoją propozycję przedstawił podczas ostatniego spotkania prezesów pierwszej ligi, które odbyło się w Gdańsku. - To przypominało walkę z wiatrakami. Reakcja była taka, że nikogo na to nie stać i nie ma terminów. Najwyraźniej większość chce pojechać cztery mecze, dostać dotację i pokazać wizytówkę, że są prezesami. Co do braku terminów, to nie mogę tego zrozumieć. Przecież czołowe drużyny odjeżdżają w tej chwili niewiele mniejszą liczbę spotkań. A koszty? Zawodnicy jeżdżą w innych ligach za mniejsze stawki. Jeśli zaproponujemy im w Polsce więcej meczów, to z pewnością zejdą nam z ceny - podkreśla.
- Poza tym z jednej strony martwimy się o terminy, a z drugiej pozwalamy na dziwne rozwiązania. W tej chwili często dochodzi do absurdów. Szykujemy mecz, jest piękna pogoda, kibice walą do nas drzwiami i oknami. Później okazuje się, że dzień wcześniej przy okazji zawodów SEC lub innej imprezy spadł deszcz i my nie jedziemy, bo jeden z klubów sobie to zastrzegł. Skoro ktoś ma zawodnika w takich zawodach, to powinien podejmować ryzyko. Taki żużlowiec mu wypada i może przegrać z najsłabszym zespołem w lidze. Poza tym w pierwszej lidze ma być rezerwowy pod numerami 8 i 16. Taka sytuacja to idealna okoliczność, żeby z niego skorzystać. Dzięki temu rozgrywki będą bardziej nieprzewidywalne i ciekawsze - podkreśla.
Witold Skrzydlewski ma świadomość, że jego propozycja może spotkać się w tej chwili z krytyką. - Za chwilę niektórzy powiedzą, że gadam głupoty, bo moja drużyna jest aktualnie na ostatnim miejscu. Rzecz w tym, że ja o tym mówię od zawsze. Orzeł wygrywał i przegrywał, ale moje poglądy nigdy nie uległy zmianie. Naprawdę musimy coś zrobić, bo żużel umrze. Nie możemy przespać najlepszych lat - podsumowuje.
Taki GKM przykładowo zamiast 7 meczów u siebie (jak w obecnym sezoni Czytaj całość