Pojechał do Afganistanu ratować ludzi. Zginął po wybuchu miny-pułapki

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Marcin Knap podczas misji w Afganistanie
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Marcin Knap podczas misji w Afganistanie

Marcin Knap po zakończeniu żużlowej kariery został ratownikiem medycznym. Zaczął też wyjeżdżać na misje wojskowe. Jego życie skończyło się tragicznie w Afganistanie, kiedy wybuchła mina-pułapka. Miał 34 lata.

W tym artykule dowiesz się o:

W latach 2007-2014 polskie wojsko uczestniczyło w misji w Afganistanie, której celem było zapewnienie bezpieczeństwa i odbudowa tego kraju. Polski kontyngent w szczytowym momencie liczył nawet 2600 osób, wśród których znajdowali się nie tylko żołnierze, ale także cywile. W trakcie misji życie straciły 44 osoby, w tym Marcin Knap - były żużlowiec, który wyjechał do Afganistanu jako ratownik medyczny.

Knap zdobył doświadczenie w ratownictwie podczas wcześniejszej misji w Czadzie, gdzie również pomagał poszkodowanym. W 2006 roku rozpoczął pracę jako ratownik medyczny w Lublinie, a trzy lata później uzyskał dyplom, wcześniej pracując jako kierowca karetki.

Był członkiem specjalistycznego zespołu medycznego, który zajmował się najtrudniejszymi przypadkami. Ratowanie ludzkiego życia było dla niego prawdziwą pasją i sensem istnienia.

ZOBACZ WIDEO: Stal czeka kryzys? "Nie będzie nas stać na tak wysokie kontrakty"

Zanim Marcin Knap został ratownikiem, trenował żużel. Był zawodnikiem Motoru Lublin i spędził na torze cztery sezony. W 1996 roku wystąpił w 20 ligowych meczach, osiągając średnią 0,404 pkt/bieg. Choć wyniki nie były imponujące, zapamiętano go jako osobę zawsze uśmiechniętą i chętną do pomocy.

W rodzinie Knapów wszyscy od dziecka kochali sport, a zwłaszcza żużel. Marcin zdał egzamin na licencję w 1993 roku. Dokument zdobył w tym samym czasie, co przyszły Indywidualny Mistrz Świata Juniorów, Robert Dados. Miał wtedy 16 lat i spełnił jedno ze swoich marzeń. Knap wielkiej kariery nie zrobił, nie potrafił się przebić przez liczne grono rówieśników, nie odnosił spektakularnych sukcesów. Ostatecznie postanowił zakończyć przygodę z żużlem i poszukał nowej życiowej drogi. Swoją przyszłość postanowił jednak związać z ratownictwem.

Zarobki ratownika medycznego nie były wysokie, a Marcin Knap musiał utrzymać rodzinę. W odpowiedzi na ogłoszenie Ministerstwa Obrony Narodowej zgłosił się jako ratownik medyczny na misję wojskową w Afganistanie. Wyjechał tam w grudniu 2010 roku, przed świętami Bożego Narodzenia, z planem powrotu po sześciu miesiącach.

22 stycznia 2011 roku, zaledwie 3 kilometry od bazy Quarabagh, doszło do tragicznego wypadku. Opancerzony transporter Rosomak, którym podróżował, najechał na minę-pułapkę podłożoną przez talibów. W eksplozji zginęli starszy szeregowy Marcin Pastusiak oraz Marcin Knap. Były żużlowiec towarzyszył patrolowi, który szkolił afgańską policję. Tuż przed śmiercią pomagał jednemu z funkcjonariuszy.

Dowódca operacyjny sił zbrojnych, gen. dyw. Edward Gruszka, po przylocie trumien z ciałami do Polski powiedział:

- Nie tak dawno żegnaliśmy was, gdy wyruszaliście do Afganistanu. Wyruszyliście tam, aby pomagać, wspierać i doradzać tym, którzy naszej pomocy potrzebują. Aby zapobiegać tragicznym wydarzeniom takim jak w dniu, w którym polegliście, gdy rebeliancki ogień w pobliskiej wiosce pozbawił życia troje afgańskich dzieci, a ciężko ranił kolejnych pięcioro. Niestety, w kilka godzin później, niedaleko miejsca tamtej tragedii, zdradziecko podłożona mina-pułapka, eksplodując pod Rosomakiem, przedwcześnie zakończyła waszą misję - mówił.

Marcin Knap podczas misji w Afganistanie. Fot. Archiwum prywatne Magdaleny Chmielewskiej
Marcin Knap podczas misji w Afganistanie. Fot. Archiwum prywatne Magdaleny Chmielewskiej

Rodzina i przyjaciele zapamiętali Marcina jako osobę pełną humoru, pomysłów i gotową do niesienia pomocy. Jego śmierć była dla bliskich ogromnym ciosem, ale pamięć o nim wciąż jest żywa.

- Afganistan był drugą misją Marcina. Nikt z nas nie spodziewał się takiej tragedii. To był jeden z gorszych dni w życiu. Był moim starszym bratem, mieliśmy znakomity kontakt. Często się widywaliśmy i spędzaliśmy czas. Zawsze mogłam na niego liczyć... Niestety, mogłam - powiedziała nam Magdalena Chmielewska, siostra Marcina Knapa.

Marcin pozostawił kochającą żonę i stał się wzorem do naśladowania dla siostrzeńca. - Wujek zaraził mojego syna pasją do wojska. Gdy miał trzy lata, dostał od niego mały mundurek i hełm. Dziś mój syn jest żołnierzem, z czego jestem bardzo dumna - dodawała pani Magdalena.

- Nie wiem, czy kibice o nim pamiętają, ale przyjaciele, koledzy i koleżanki na pewno. Widać to 1 listopada, gdy cały grób jest wtedy oświetlony zniczami - powiedziała.

Komentarze (1)
avatar
RECON_1
30.01.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rośki robily mega robote...tym.razem Zielonemu diablu sie nie udalo....