Plusy i minusy weekendu. Pawlicki zaciął się w kluczowym momencie. Skórnicki krok po kroku buduje wielki Falubaz

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki
zdjęcie autora artykułu

MRGARDEN GKM skomplikował swoją sytuację. W meczu ze Stelmet Falubazem grudziądzanom zabrakło punktów rewelacyjnego do tej pory na własnym torze Przemysława Pawlickiego. Goście pokazali klasę. To wielkie zwycięstwo wizji Adama Skórnickiego.

[tag=868]

MRGARDEN GKM[/tag] stracił punkt bonusowy we Wrocławiu i miał zrehabilitować się na własnym torze ze Stelmetem Falubazem. Nic z tego jednak nie wyszło, bo nagle zaciął się Przemysław Pawlicki, który do tej pory jechał na własnym owalu jak natchniony.

- Przecierałem oczy ze zdumienia, kiedy oglądałem jazdę Przemka. Z nawierzchnią w Grudziądzu był spasowany idealnie. Miał atomowy silnik. Zastanawiam się, czy coś złego nie stało się z jego sprzętem. Zielonogórzanie wprawdzie mocno narzekali na nawierzchnię i ich naciski dały efekt, ale nie wierzę, że starszy z braci Pawlickich, który doskonale zna grudziądzki tor, nie mógł znaleźć odpowiednich ustawień. Problem musiał być głębszy - podkreśla ekspert nSport+ Wojciech Dankiewicz. Zobacz także: Michał Świącik ma dość nadużywania ostrzeżeń. "Z żużla powoli robi się kabaret" Po drugiej stronie Stelmet Falubaz. W zespole z Zielonej Góry nie było słabych punktów. Z dobrej strony pokazali się nawet juniorzy. - Widać dobrą robotę Adama Skórnickiego. Z tej mąki zaczyna być chleb. Trener odgrywa w tym wszystkim ważną rolę. Charakter Adama przyczynia się do tego, jak jedzie ta drużyna. Ma wizję, czasami zupełnie inną od kolegów po fachu i ją konsekwentnie realizuje. Nie zwraca przy tym uwagi na różne opinie. To jeden z tych trenerów, dzięki któremu drużyna rośnie w siłę. Skórnicki przez cały czas robił wszystko, żeby każdy z zawodników czuł się potrzebny, nikogo nie odstawiał i teraz jego ekipa w zasadzie nie ma słabych punktów - tłumaczy Dankiewicz.

ZOBACZ WIDEO: Szalony mecz Manchesteru City z Liverpoolem. Decydowały karne! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Na słowa uznania zasłużyli także organizatorzy Grand Prix we Wrocławiu, bo na Stadionie Olimpijskim obejrzeliśmy kapitalne ściganie. W dodatku pierwszoplanowe role w zawodach odegrali reprezentanci Polski na czele z Bartoszem Zmarzlikiem. - Ten tor to dla mnie zasługa Rafała Dobruckiego, który dbał o niego od podstaw. Zastał beton, szukał nawierzchni, przygotowywał różne mieszanki. Przez pierwszy rok był nawet krytykowany, ale później wiedział, co zrobić i wrocławski tor szybko stał się najlepszym obiektem do ścigania w całej Europie. Grand Prix jest tylko potwierdzeniem tej tezy - przekonuje Dankiewicz.

Zobacz także: GKM zweryfikuje formę Włókniarza. Miedziński apeluje o linijki i suwmiarki?

W weekend do ścigania wrócił Tai Woffinden. Po Brytyjczyku wcale nie było widać, że nie siedział długo na motocyklu. W Grand Prix walczył jak równy z równym z najlepszymi zawodnikami cyklu. Dzień później na Motoarenie pomógł Betard Sparcie w wygranej nad Get Well Toruń. - Tai bardzo mi zaimponował, bo z przytupem wrócił do ścigania po dwóch miesiącach. Moim zdaniem nie ma obaw, że zaburzy wrocławską strukturę. Dzięki niemu będą równie mocni, a może nawet jeszcze silniejsi. Sparta przypomina mi teraz Unię Leszno w tym najlepszym wydaniu - uważa ekspert nSport+.

Największą niespodzianką weekendu była bezsprzecznie postawa truly.work Stal Gorzów, która jako pierwsza w tym sezonie pokonała Fogo Unię Leszno. Duża w tym zasługa zawodników, którzy ostatnio zawodzili, a więc Krzysztofa Kasprzaka i Rafała Karczmarza. - Krzysztof odpalił na całego. To samo tyczy się Rafała Wielkie brawa dla Stali, bo wstali z kolan. Tydzień temu dostali baty w Zielonej Górze, ale pozbierali się w bardzo szybkim tempie i to w meczu z mistrzem Polski - zauważa Dankiewicz.

Na koniec minusy dla Nickiego Pedersena i Adriana Miedzińskiego, którym puściły nerwy podczas piątkowych meczów PGE Ekstraligi. - Można nie zgadzać się z decyzjami sędziowskimi, ale na pewno nie należy manifestować swojego niezadowolenia w ten sposób. Wybuch Pedersena to była przesada. Adrian też mógł się powstrzymać od tych ostentacyjnych braw. Rozumiem, że są emocje, ale zawodowcy w najlepszej lidze świata muszą nad tym lepiej panować. W tym obszarze pracę powinni wykonać także kluby, bo takie reakcje nie przynoszą niczego poza karami finansowymi - podsumowuje Dankiewicz.

Źródło artykułu: