Żużel. PGE Ekstraliga. Bartosz Zmarzlik nie szuka wymówek. "Mogę jedynie przeprosić kibiców"

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

W niedzielę doszło do niecodziennej sytuacji, bowiem Bartosz Zmarzlik dwa razy podwójnie przegrał wyścigi. Mimo to, skazywana na pożarcie truly.work Stal Gorzów wygrała z niepokonaną dotąd Fogo Unią Leszno 46:44.

Początek rywalizacji nie wskazywał na to, że czołowy zawodnik PGE Ekstraligi i zdecydowany lider gorzowskiej ekipy będzie miał tego dnia problemy. W 4. wyścigu zwyciężył, na dodatek przywożąc za swoimi plecami Rafała Karczmarza, a dopiero potem rywali, co dało prowadzenie truly.work Stali Gorzów. Potem jednak to Bartosz Zmarzlik dwukrotnie oglądał plecy przeciwników.

- Mogę jedynie przeprosić kibiców za drugi i trzeci bieg, bo pojechałem strasznie słabo i na pewno moja praca nie jest po to, żeby tak robić. Zdarza się i tak. Nie ma na to rady, czasem tak jest. Nie ma wymówki, byłem słabszy w tych wyścigach, ale najważniejsze, że wygrałem pierwszy i ostatni bieg - przyznał 24-latek.

Gorzowianin zdążył już przyzwyczaić do tego, że bywa wobec siebie bardzo krytyczny i nawet zdobywając komplet punktów potrafił powiedzieć, że mógł pojechać lepiej. Po starciu z Fogo Unią Leszno szukał przyczyn słabszej postawy, ale nie wymówek.

ZOBACZ WIDEO Prezes Stali obiecuje: Bartosz Zmarzlik na pewno nie odejdzie po sezonie

CZYTAJ TEŻ: Piotr Pawlicki wygwizdany w Gorzowie. Kibice nie zapomnieli mu starcia z Bartoszem Zmarzlikiem
 
- Wiemy, co zrobiliśmy źle. Przez miesiąc jeździłem prawie wszędzie po Europie, a tutaj nie było kiedy. To nie jest żadna wymówka oczywiście. Chodzi o to, żeby szybko łapać ustawienia. Na czwarty i piąty bieg, jak przesiadłem się na inny motocykl, to było widocznie dużo lepiej. Musiałem jednak ten drugi motocykl też na nowo dostrajać, bo wyjechałem nim pod koniec zawodów i ciężko za tym wszystkim nadążyć z wyprzedzeniem - zauważył lider Stali.

Przy nieco słabszej postawie Zmarzlika dobrze spisała się jednak reszta zespołu, który się uzupełniał. Taki widok to w tym sezonie rzadkość. Dwucyfrową liczbę punktów zdobyli Szymon Woźniak i Krzysztof Kasprzak. - Każdy zapunktował tak, jak powinien. Ja powinienem trochę więcej zrobić, ale i tak zdobyłem jakieś tam minimum. Chłopacy znaleźli w końcu wszystko i super. Oby tak dalej to działało - mówił przewodzący w klasyfikacji Speedway Grand Prix zawodnik.

ZOBACZ TAKŻE: Żużel. Krzysztof Kasprzak bohaterem truly.work Stali. "To jest dyspozycja dnia"

Triumf 46:44 nad niepokonanym mistrzem Polski wydawał się zadaniem nie do wykonania. Gorzowianie jednak, jak zawsze, walczyli nastawieni na zwycięstwo. - Wygraliśmy u siebie i powinniśmy. Bardzo się cieszę. Gratulacje dla chłopaków i dla leszczynian, bo naprawdę mocny opór postawili - powiedział. - Na pewno będzie to pozytywny zastrzyk, ale zobaczymy na ile - dodał.

Emocje w tym meczu były głównie za sprawą wyniku, choć różnica w pewnym momencie wynosiła już nawet 8 punktów. Mijanek może za wiele nie było, ale nie brakowało walki, zaciętości czy ścigania do ostatnich metrów. - Mogli ludzie na coś popatrzeć. Zapraszamy już na mecz z Częstochową, bo wsparcie będzie niezwykle potrzebne. Przy pustych trybunach jeździ się po prostu słabo. Przyjdźcie nas dopingować! - zachęcał wychowanek gorzowskiej ekipy.

Na koniec najlepszy zawodnik PGE Ekstraligi w trzech ostatnich sezonach wypowiedział się na temat debiutującego na tym szczeblu Frederika Jakobsena. - Bardzo pozytywnie. Pierwszy raz tutaj, a to nie jest łatwy tor. Naprawdę szarpał i łatwo punktów nie oddawał - zakończył Bartosz Zmarzlik.

Źródło artykułu: