[tag=858]
Stelmet Falubaz Zielona Góra[/tag] jechał do Lublina w bitewnym nastroju. Klub z lubuskiego nie brał pod uwagę innego wariantu niż zwycięstwo ze Speed Car Motorem Lublin. Na szali wisiał bowiem nie tylko awans do fazy play-off, ale także posada Adama Skórnickiego. Nic więc dziwnego, że menedżer zielonogórzan postanowił mocno zamieszać składem. W efekcie tych ruchów Martin Vaculik oraz Nicki Pedersen znaleźli się na pozycjach doparowych.
Parzyste numery startowe bardzo pomogły zimowym nabytkom Falubazu. Nie trzeba być toromistrzem z dwudziestoletnim stażem ani dwukrotnym mistrzem świata na żużlu, by zauważyć, że najkorzystniejszymi polami startowymi na lubelskim owalu są te znajdujące się bliżej bandy. Po dwóch seriach startów i Duńczyk, i Słowak mieli więc na koncie po sześć oczek.
Czytaj także: Jazda z nożem na gardle popłaca
W kolejnych gonitwach dużo gorzej sprawował się jednak Nicki Pedersen (w trzech ostatnich wyjazdach na tor wywalczył jedynie cztery punkty), podczas gdy Vaculik nie spuszczał z tonu. Większość wyścigów rozstrzygał już na dojeździe do pierwszego łuku, dzięki czemu udało mu się również wywalczyć najlepszy czas dnia.
Były zawodnik Stali Gorzów tylko raz został zmuszony do pogoni za przeciwnikiem, co doprowadziło w konsekwencji do najładniejszej akcji niedzielnych zawodów. W trzynastej gonitwie dnia uciekł mu (również fenomenalny tego wieczoru) Wiktor Lampart. Osiemnastolatek cieszył się z prowadzenia tylko przez trzy okrążenia, bo później Vaculik przemknął obok niego niczym torpeda.
Czytaj także: Lampart mógł zostać bohaterem
Słowak tydzień wcześniej narzekał, że mimo wypróbowania trzech motocykli wciąż nie mógł znaleźć odpowiednich ustawień. W Lublinie pokazał jednak, że poszukiwania należy uznać za zakończone. Świadczy o tym nie tylko komplet punktów, ale także styl ich zdobycia. Ten słowacki Janosik może jeszcze niejednemu bogaczowi zerwać z szyi medal i oddać go (może nie do końca) biednemu Falubazowi.
ZOBACZ WIDEO Trener rewelacji ligi ma ADHD