28 stycznia Grzegorz Dzikowski będzie świętować swoje 66. urodziny. To czwarty pod względem skuteczności zawodnik w historii Wybrzeża Gdańsk, gdzie spędził aż trzynaście sezonów. Swoją karierę rozpoczął w wieku 21 lat, co w dzisiejszych czasach mogłoby zamknąć przed nim drzwi do wielkiego żużla. Jednak w latach osiemdziesiątych realia speedwaya były zupełnie inne. Dzikowski zdobył dla swojego klubu imponujące 1557 punktów.
Najlepszym momentem w karierze Dzikowskiego był bez wątpienia sezon 1985. Wówczas Wybrzeże wywalczyło srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski, a sam Dzikowski, podobnie jak Zenon Plech, zgromadził w lidze 233 punkty, osiągając średnią biegową na poziomie 2,633. To świetnie obrazuje jego formę w tamtym czasie, szczególnie biorąc pod uwagę, że Plech uchodził wówczas za jednego z najlepszych żużlowców na świecie.
W finale Grzegorz Dzikowski nie zawiódł, ponownie będąc najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu. Niestety, decydujący mecz o mistrzostwo nie zakończył się szczęśliwie dla Zenona Plecha, który z powodu słabego stanu zdrowia nie zdobył żadnego punktu.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Goliński, Vaculik, Cegielski i Kędzierski
- W tamtym momencie byliśmy najbliżej tytułu, ale feralny mecz w Zielonej Górze zadecydował o porażce. Zenek był wtedy po kontuzji i czuł się fatalnie, przez co nie mógł nas wspomóc. Przegraliśmy, ale takie sytuacje zdarzają się w sporcie. Przez wszystkie lata startów zawsze czegoś nam brakowało - wspominał po latach Dzikowski.
Zawodnik Wybrzeża Gdańsk z powodzeniem próbował swoich sił także na arenie międzynarodowej. Startował w eliminacjach Indywidualnych Mistrzostw Świata, a w Finał Kontynentalny w niemieckim Pocking zakończył na szóstym miejscu.
Awans do Finału Światowego uzyskiwało pięciu najlepszych zawodników, dlatego Dzikowski został pierwszym rezerwowym. Reprezentował Polskę także w Drużynowych Mistrzostwach Świata oraz Mistrzostwach Świata Par, gdzie w duecie z Andrzejem Huszczą wystąpił w finale, choć Biało-Czerwoni zajęli ostatnie miejsce.
Dzikowski zakończył karierę zawodniczą w wieku 32 lat. Początkowo skupił się na pracy zawodowej, jednak żużel wciąż go przyciągał. W roli trenera aż trzykrotnie prowadził Wybrzeże Gdańsk – w latach 1995–1997, 2003–2006 oraz 2015–2016. Pracował także w klubach z Częstochowy, Ostrowa Wielkopolskiego, Lublina, a nawet ukraińskiego Czerwonogradu.
Przez całą swoją karierę Dzikowski pozostał wierny barwom Wybrzeża Gdańsk. - Sentyment do klubu zawsze przeważał. Gdy nie było Andrzeja Marynowskiego, Mirosław Berliński odnosił kontuzję, czy Zenek Plech potrzebował wsparcia, zostawałem, bo klub mnie potrzebował. W dzisiejszych czasach pewnie zmieniłbym barwy więcej razy, ale wyszło, jak wyszło. Nie żałuję tego. Byłem wierny Wybrzeżu i jeździłem przez cały czas w ekstraklasie - wspominał.
Dzikowski zapisał się w historii także jako trener, który w 2008 roku z Czerwonogradem wystartował w lidze rosyjskiej - sytuacji dziś trudnej do wyobrażenia. Klub dopiero uczył się profesjonalnego żużla. Brakowało dmuchanej bandy i oświetlenia, ale dzięki zaangażowaniu wszystkie kwestie udało się rozwiązać przed rozpoczęciem sezonu.
- Początkowo chciałem wracać, ale skoro obiecałem, musiałem dotrzymać słowa. Zapłaciłem trochę frycowego, ale nasze założenie, by nie przegrywać meczów zbyt wysoko, udało się zrealizować. Ostatecznie byliśmy blisko podium Drużynowych Mistrzostw Rosji - oceniał trener.
Najbardziej wymagającą podróżą w lidze rosyjskiej była wyprawa do Władywostoku, licząca aż 10 tysięcy kilometrów. - To był niemal jak długi urlop. Najpierw jechaliśmy samochodami do Moskwy, a potem lecieliśmy samolotami, transportując sprzęt w kontenerach - wspominał Dzikowski.
Pilnujcie takich szczegółów