Elitserien: Szwedzi oglądają żużel na pożyczonych krzesełkach. Od hejtu wolą przerwę na kanapkę

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Mecz Elitserien
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Mecz Elitserien

We wtorek startują rozgrywki Elitserien. W Szwecji zobaczymy obrazki, których próżno szukać w Polsce. Kibice oglądają mecze na wypożyczonych krzesełkach, a po 10. biegu mamy przerwę na kanapkę. Poza tym Szwedzi są mistrzami w "ratowaniu" torów.

We wtorek będziemy świadkami pierwszych czterech spotkań sezonu 2019 w Elitserien, która uważana jest za drugą najsilniejszą ligę świata. - To kluczowe rozgrywki dla wielu zawodników startujących również na polskich torach. Na pewno będą mieć przełożenie na ich formę w naszym kraju. To taka druga faza rozpoczęcia sezonu - mówi nam Jacek Frątczak, menedżer Get Well Toruń.

Pod względem logistycznym Szwecja stanowi wyzwanie dla zawodników. Mecze w Elitserien odbywają się we wtorki, a więc dwa dni po rywalizacji w PGE Ekstralidze czy Nice 1.LŻ. - To sprawia, że trzeba mieć trochę więcej silników. Uważam, że optymalne jest dokupienie jednej lub dwóch jednostek. Za każdą trzeba zapłacić w granicach 25 - 30 tysięcy złotych. To tylko jeden z elementów. Są jeszcze inne. Można wprawdzie wykorzystywać podwozia z ligi polskiej, ale wtedy trzeba je częściej serwisować -tłumaczy nam Rafał Lewicki, który w ostatnich latach organizował występy w Szwecji Artioma Łaguty.

Z Polski do Szwecji zawodnicy i ich mechanicy podróżują promami, na których mogą się wyspać i dobrze zjeść. Wtedy podróż zaczyna się w poniedziałek. Niektórzy decydują się natomiast na samolot i wylatują we wtorek rano. - Dobre połączenie mamy z Gdańska do Sztokholmu. Wtedy zawodników z lotniska odbierają ich mechanicy lub organizują to kluby - tłumaczy Lewicki.

ZOBACZ WIDEO Paweł Miesiąc nie ma żadnych kompleksów. Każdy wyścig pokazuje jego karierę

Zobacz także: Menedżer Speed Car Motoru był "Jednym z dziesięciu"

- A jeśli chodzi o promy, to najczęściej wypływa się z Gdyni lub Świnoujścia. W tym pierwszym przypadku podróż trwa około 10 godzin. Są też krótsze połączenia, ale wtedy trzeba pokonać większy dystans na kołach. Mechanicy raczej tego unikają, bo to meczące. Na promie można wypocząć. Wyjątkiem są sytuacje, kiedy kogoś naprawdę goni czas - tłumaczy Lewicki.

W najlepszej sytuacji są zawodnicy, którzy zatrudniają mechaników mieszkających na co dzień w Szwecji. - To powoduje spadek kosztów, bo przeprawa dużego auta to za każdym razem koszt rzędu 4 tysięcy złotych w dwie strony. Do tego trzeba doliczyć paliwo. Jeśli ktoś nie ma mechanika w Szwecji, to często sprzęt stacjonuje w warsztacie udostępnionym przez klub. Za każdym razem należy jednak o niego zadbać i przygotować do spotkania.

W Polsce panuje przekonanie, że w Elitserien nie ma żadnej presji, zawody przypominają pikniki, a wynik jest dla wszystkich sprawą drugorzędną. - Coś w tym jest, ale nie stawiałbym też sprawy w taki sposób - mówi nam Piotr Żyto, trener PGG ROW-u Rybnik, który tamtejszy klimat zna jak mało kto, bo przez wiele lat pracował w Szwecji.

- Szwedzi chcą tak samo wygrywać, ale porażki nie są rozbierane na czynniki pierwsze, jak ma to miejsce u nas. Nikt nie analizuje, dlaczego w danym momencie nie pojechała rezerwa taktyczna. Poza tym nigdy nie zauważyłem tam hejtu. To zjawisko jest im kompletnie obce - dodaje.

Zobacz także: PGE Ekstraliga. Skórnicki nie zrobił nic, ale dostał wysoką ocenę

Szwedów od Polaków różni przede wszystkim podejście do procedur. W Elitserien nie spotkamy się z wieloma przepisami, które znamy z polskiej ligi. Do konfliktów pomiędzy kierownictwem obu ekip praktycznie nie dochodzi. - Prostym przykładem jest parking, w którym nie znajdziemy żółtej linii. Drużyny nie są od siebie w ten sposób odseparowane - podkreśla Żyto.

- Szwedzi uprościli wszystkie procedury. Różnica widoczna jest już na etapie zgłaszania drużyny do zawodów. U nas trzeba przygotować wszystkie dokumenty -karty zdrowia czy licencje. W Szwecji przed zawodami mamy za każdym razem odbiór motocykli. Wtedy pokazuje się jedynie licencje. Nie trzeba mieć za sobą druku. Wystarczy zdjęcie w telefonie. Sprawdza to jeden człowiek, który mówi, że wszystko gra i na tym cała procedura się kończy - zauważa Żyto.

- Fajnie przebiega zawsze spotkanie kierowników drużyn z sędzią. Podaje się składy, liczy KSM. Mamy podanie ręki i wszystko gra. Nikt nie wraca do tego, co było wcześniej, nie pojawiają się protesty ani inne tego typu historie - dodaje trener ROW-u.

Zupełnie inna atmosfera panuje również na trybunach. Pod względem frekwencyjnym Szwedom daleko jest do rozgrywek w Polsce. Trzy, cztery tysiące widzów na meczu uważane są zwykle za dobry wynik. Infrastruktura również mocno odbiega od tego, z czym mamy do czynienia w naszym kraju.

- Na niektórych stadionach nie ma zbyt wiele trybun. Dla przykładu w Kumli jest wypożyczalnia krzesełek, na której ktoś zarabia pieniądze. Ludzie rozkładają je na trawce, siadają i oglądają zawody. Klatek dla kibiców Szwedzi nie znają. Fajny folklor i luz. Nigdy nie byłem świadkiem zadym czy wymiany wulgaryzmów.

- Szwedzki luz najlepiej obrazuje to, co dzieje się po 10 biegu. Wtedy jest przerwa na kanapkę i herbatę. To także czas na dłuższą rozmowę. Zawodnicy zbierają się w spokojnej atmosferze i dyskutują o przebiegu zawodów - tłumaczy Żyto.

Szwedzi dużą wagę przywiązują natomiast do kwestii bezpieczeństwa. Złamanie zasad za każdym razem oznacza kary. - Przykładem jest grzanie motocykli w parkingu czy każdy wyjazd mechanika na tor. Wyłącznik zapłonu musi być założony na ręce. Jeśli tego nie ma, to od razu jest kara. Szwedzi tego pilnują, bo uważają, że tak należy postępować. Moim zdaniem mają rację. Różne rzeczy mogą się wydarzyć. Jeśli mamy mały parking, to wystarczy chwila. Może urwać się linka sprzęgła i motor jedzie - opowiada Żyto. - Wyłączniki zapłonu sprawdzane są zawsze przed każdymi zawodnikami. Z tym w Szwecji nie ma żartów - dodaje Rafał Lewicki.

Na uznanie zasługuje również szwedzkie podejście do tematów torowych. W Elitserien rzadko dochodzi do odwoływania spotkań. - Szwedzi mają dostęp do dużych maszyn. W przypadku deszczu potrafią świetnie reagować. Nie mają również problemu z trawą. Po opadach ściągają luźną nawierzchnię na płytę boiska i jeżdżą. Poza tym przy torach pracują naprawdę doświadczeni ludzie. Nie bez znaczenia jest również ich podejście. Chcą jechać w każdych warunkach. Mały, lekki deszczyk nie robi na nich wrażenia. Wiele torów, po których chodziłem w Szwecji, u nas nie zostałoby dopuszczonych - podsumowuje Żyto.

Źródło artykułu: