- Wysyłasz tę rozmowę komuś? - słyszę od Oskara Ajtnera-Golloba.
- Spisuję i wysyłam do publikacji. A dlaczego? - dopytuję.
- Ale chodzi mi o nagranie - doprecyzowuje syn Jacka Golloba
- Nie, zostawiam je dla siebie - zapewniam.
- Ok! To możemy to zrobić tak, że rozmawiamy po polsku. Bo jeżeli gdzieś to komuś wysyłasz, to będę mówił po angielsku - zaskakuje mnie były kapitan Polonii
- Jak chcesz, to mów po angielsku. Ja przetłumaczę.
- Mogę mówić po polsku. Chodzi mi o to, że jakby ktoś miał tego słuchać, to ja od tego roku mówię tylko po angielsku - urywa Oskar.
Oskar Ajtner-Gollob przekroczył bramę bydgoskiego parku maszyn kilkanaście minut wcześniej. Na stadionie odbywał się trening. Miał na sobie nieco ubrudzoną bluzę lekarza zawodów (napisy na niej świadczyły, że pochodzi z czasów, gdy sponsorem tytularnym Polonii była Jutrzenka) i coś między kocem a firaną, służące za spódnicę albo spodnie. Uszy zakrywał białymi słuchawkami, z których na luźnym kablu zwisał wyrwany mikrofon. Z nieogolonej twarzy pokrytej rozczochraną burzą włosów aż nazbyt widoczne było zmęczenie życiem.
Czytaj także: Bieg młodzieżowy specjalnością Bydgoszczan
Wywołał spore zainteresowanie swoją obecnością w parkingu. Choć zawodnicy, działacze i mechanicy byli zajęci swoją pracą, to reszta osób nieustannie zerkała w jego stronę. Co bardziej bezczelni robili zdjęcia z ukrycia. Część z nich śmiała się pod nosem, inni kręcili głową z politowaniem. Nikt jednak nie zdecydował się podejść i porozmawiać. Być może decydował strach, być może poczucie wstydu przed reakcją pozostałych. Realny świat brutalnie zweryfikował internetowych cwaniaków piszących zimą tak wiele o Oskarze.
ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?
On sam nie alienował się. Podszedł do adeptów z BTŻ-u - dopytywał, doradzał. - Pamiętajcie chłopaki, ja nie mówię tego jako jakiś trener, czy coś takiego. Jestem po prostu waszym kolegą - zapewniał. Kiedy podszedłem do niego z prośbą o wypowiedź dla naszej redakcji, to bez wahania się zgodził. Najpierw wywiązał się dialog rozpoczynający ten artykuł, a potem Oskar Ajtner-Gollob rozpoczął swój monolog.
- Byłem na meczu w Rawiczu obserwować naszych znajomych. Bardzo cieszę się, że zremisowaliśmy, bo porażka wisiała na włosku. Nie za bardzo cenię tamtejszy tor, więc nie miałem żalu, że nie uczestniczę w tych zawodach - mówił. - Jeżeli chodzi o zawody w niedzielę, to też na nich będę. Liczę, że zwyciężymy. Nasi chłopacy są bardzo dobrze przygotowani. Nie wiem tylko z kim rywalizujemy, jaki to jest klub? - pyta.
- Opole - odpowiadam krótko.
- Liczę, że wygramy - powtarza żużlowiec i zmienia temat (rozmowa została przeprowadzona przez spotkaniem ZOOleszcz Polonii z OK Bedmet Kolejarzem Opole. Mecz zakończył się zwycięstwem bydgoszczan 47:43). - Liczę na to, że któryś z klubów się do mnie odezwie. Bardzo cieszyłbym się, gdyby była to drużyna ekstraligowa. Czuję się na nią przygotowany. Spędzenie kolejnego sezonu w drugiej lidze nie ma dla mnie większego sensu - twierdzi.
- Wiem też, że finanse w PGE Ekstralidze są dużo wyższe. Tam byłoby mi też dużo łatwiej znaleźć sponsorów. Nie ukrywam, że byłbym zadowolony, gdybym mógł otrzymać większą gotówkę. Tak jak każdy zawodnik cieszę się, jeśli jest taka możliwość - nie owija w bawełnę Ajtner-Gollob.
- Oprócz planów sportowych, liczę też, że w niedługim czasie wszyscy będą mnie obserwować na scenie. Nie wiem jeszcze dokładnie w którą stronę zdecyduję się ukierunkować, ale na pewno będę dużo śpiewał - deklaruje. - Liczę na to, że mainstream mnie mile przyjmie. Liczę na to, że będę, tak jak w żużlu, bardzo cenionym chłopakiem. W żużlu było tak dlatego, że ogromnie ceniłem moich kibiców. W muzyce zamiast kibiców są fani i ich też będę bardzo cenił - zapewnia.
Czytaj także: Motor wywarł presję na rywalach
Od Oskara bije pewność siebie. Mimo przeciwności losu spotykających go w ostatnim czasie, wciąż liczy (to chyba najczęściej używane przez niego słowo w ostatnim czasie) na sukcesy. Wydaje się, że były kapitan Polonii potrzebuje mądrego, szanowanego przez siebie doradcy, który pomoże mu wyrwać się z życiowego dołka. Kto miałby mu pomóc, skoro odrzucił już koła ratunkowe rzucane przez klub? Być może rodzina, choć Władysław Gollob nie raz mówił, że wnuk niezbyt liczy się z ich zdaniem. To temat wymagający dłuższego rozważenia. Na pewno jednak potrzebuje on spokoju od żartów, docinek i szyderstw. Nie można zapomnieć, że to młody, wrażliwy i zagubiony człowiek
Czytaj także: Inne teksty autorstwa Przemysława Półgęska
Chłopak nie podejmuję walki o skład w II lidze, a nawija o gotowości startów z najlepszymi:) To już nawet nie jest śmieszne, zawodnicy kilka lat budują markę (Thomsen, Czytaj całość