Tai Woffinden szczerze o śmierci ojca. "Imprezowałem po niej trzy miesiące"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tai Woffinden
zdjęcie autora artykułu

- Nie wiedziałem, że sam ścigał się na żużlu - mówi o swoim ojcu Tai Woffinden w szczerej rozmowie. Brytyjczyk nie ukrywa, że po jego śmierci znalazł się na zakręcie. Trudności pokonał dzięki współpracy z psychologiem.

Tai Woffinden, choć urodził się w Wielkiej Brytanii, dorastał w australijskim Perth. Tam jako dziecko zaczął trenować na motocrossie. Gdy miał 12 lat, dostrzegł w garażu motocykl żużlowy. Tak zaczęła się jego przygoda z czarnym sportem.

- W tygodniu chodziłem do szkoły, na motocyklu jeździłem w weekendy. Tak to się zaczęło. Potem stało się to sprawą rodzinną. Spędzanie czasu z mamą i tatą, jeżdżenie na treningi było fajne. Miałem z tego frajdę. Starałem się coraz lepszy i zaczęło docierać do mnie, że to może być moja praca. Musiałem tylko wyjechać do Europy - powiedział Woffinden.

Czytaj także: Tai Woffinden chce być najlepszym żużlowcem w historii

Co ciekawe, początkowo rodzina brytyjskiego żużlowca nie była przekonana do wyjazdu. Rob Woffinden obawiał się, że jego syn nie sprosta wyzwaniu. - Przyjaciele mojego ojca, byli żużlowcy, powtarzali mu, że musi mnie zabrać do Europy i dać mi szansę. Jednak nie miał pewności czy będę dobry. Rodzice nie oczekiwali ode mnie czegokolwiek. Ojciec powiedział nawet gdzieś w mediach, że będzie szczęśliwy, jeśli z każdego meczu będę wracać z trzema punktami - wyjawił aktualny mistrz świata.

ZOBACZ WIDEO Historia powrotu żużla na Stadion Śląski w Chorzowie

W żużlu wielokrotnie jesteśmy świadkami, jak syn idzie w ślady ojca. Tak samo było w przypadku Woffindenów. Tyle że 28-latek nie miał bladego pojęcia o żużlowej karierze seniora rodu. - Nie wiedziałem o tym, że ojciec sam ścigał się na żużlu. Nigdy nie poruszano tego tematu w domu. Nawet gdy sam zacząłem uprawiać ten sport, nie miałem o tym pojęcia. Dopiero w Scunthorpe usłyszałem, że jeżdżę niczym ojciec, a ja pytałem "o co wam chodzi?" - dodał Woffinden.

Z czasem kariera Woffindena nabierała rozpędu. Kolekcjonował kolejne sukcesy w imprezach juniorskich, wygrywał z bardziej utytułowanymi żużlowcami, odnalazł się też w realiach polskiej Ekstraligi. Załamanie przyszło jednak w momencie śmierci ojca, który przegrał długotrwałą walkę z rakiem.

- Kiedy mój ojciec zmarł w roku 2010, startowałem w Grand Prix. Nie miałem jego wsparcia, brakowało mi frajdy. Nie byłem gotowy psychicznie, fizycznie i sprzętowo na mistrzostwa świata. To był dla mnie trudny rok. Wróciłem do Australii pozbawiony sensu i imprezowałem przez trzy miesiące - zdradził żużlowiec z Wielkiej Brytanii.

W tamtym momencie wielu postawiło krzyżyk na Woffindenie. W środowisku zaczęły krążyć legendy na temat imprezowego stylu życia Brytyjczyka, który miał problemy z odnalezieniem się w świecie bez ojca. Kluczem do wyjścia z kryzysu była jednak współpraca z psychologiem.

Czytaj także: Lokomotiv znów bez prawa awansu

- Zacząłem współpracę z psychologiem. Podjąłem decyzję o powrocie na Wyspy Brytyjskie w roku 2011. Chciałem sprawdzić czy mogę zacząć ścigać się z czystym kontem, zacząć wszystko od nowa. Lata 2011-2012 to był okres odbudowy. Sprzętu, ale też mojej kondycji - przekazał Woffinden.

Brytyjczykowi pomogli też działacze z Polski. Pomocną dłoń w jego kierunku wyciągnęła Krystyna Kloc z Betard Sparty Wrocław. Woffindena ściągnięto do klubu ze stolicy Dolnego Śląska i miał pełnić rolę zawodnika drugiej linii. Z czasem odpłacił się za daną szansę. Wyrósł na lidera zespołu i zawodnika, który w roku 2013 wywalczył tytuł mistrza świata.

- Gdy w roku 2013 otrzymałem "dziką kartę", nie chciałem być po prostu kolejnym brytyjskim żużlowcem w cyklu. Sądziłem, że to moja kolejna szansa, a mam takie podejście, że w życiu dostajesz tylko dwie. Rok 2010 w Grand Prix był moim pierwszym, to było takie ostrzeżenie. Rok 2013 to była druga szansa. Ostatnia. Musiałem się zakwalifikować do ósemki cyklu - stwierdził Woffinden.

Obecnie Woffinden wydaje się być jednym z większych profesjonalistów w świecie żużla. Starannie wybiera imprezy, w których startuje, dba o dietę i przygotowanie kondycyjne. Nie ruszył się też z Wrocławia, choć bywał kuszony przez inne polskie kluby bajońskimi sumami.

- Robię wszystko sam. Tak naprawdę stałem się przedsiębiorcą. Uczyłem się sam, oglądałem filmy na YouTube, czytałem artykuły. W ten sposób zyskałem wiedzę na temat prowadzenia firmy - powiedział żużlowiec z Wysp.

- Popatrzmy chociażby na moją umowę z Monster Energy. Zawarłem ją w 2013 roku Gdybym wtedy sam nie wysłał maila, nic by z tego nie było. Tak samo jest z moim jedzeniem, treningiem. Jestem zależny tylko od siebie. Myślę o moim biznesie, o żużlu. Stał się codziennym życiem. Żyję nim i oddycham - podsumował Woffinden.

W tej chwili Woffiniden ma na swoim koncie trzy tytuły mistrza świata. Na tym jednak nie zamierza poprzestać. Chce zostać najlepszym żużlowcem w historii. Aby tego dokonać, musi siedmiokrotnie sięgać po miano najlepszego zawodnika globu. Po sześć tytułów na swoim koncie mają bowiem Tony Rickardsson oraz Ivan Mauger.

Źródło artykułu: