Należało oczekiwać, że 1 listopada nie będziemy bombardowani transferowymi informacjami, bo to taki dzień, kiedy Polacy bardziej myślą o zmarłych bliskich i zapalaniu zniczy niż żużlowym piekiełku. Może to też powinien być znak dla żużlowych działaczy, że otwarcie okienka powinno następować w innym terminie. Ten jest bowiem mocno nietrafiony.
O poranku bombę odpalił jednak Nicklas Porsing. Wprawdzie nie poznaliśmy klubu, w którym duński żużlowiec będzie startować w sezonie 2019, ale 25-latek z rozmachem pożegnał się ze Stalą Rzeszów. Na swoim Facebooku opublikował listę grzechów klubu z Podkarpacia. "Żurawie" nie pozostają mu dłużne i cała sprawa może się skończyć w sądzie.
Część kibiców miała nadzieję, że tej jesieni dojdzie do głośnego transferu Maksyma Drabika. Zawodnik Betard Sparty Wrocław jeszcze w trakcie sezonu rozwiał wątpliwości i zapewnił, że nie zamierza zmieniać pracodawcy. W czwartek miał jednak dla fanów pewną wiadomość... Ogłosił podpisanie nowego kontraktu. Tyle, że nie w Polsce, a w Szwecji. Tam nadal będzie reprezentować Lejonen Gislaved.
Pierwszym żużlowcem, który już 1 listopada rozwiał wątpliwości w sprawie swojej przyszłości okazał się Timo Lahti. Fin przez kolejny rok startować będzie w Lokomotivie Daugavpils.
W czwartkowy wieczór karty odkryli też działacze Speed Car Motoru Lublin. Nowymi "Koziołkami" zostali Grzegorz Zengota, Mikkel Michelsen i Wiktor Trofimow jr.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o tym, jaki ma problem z Hampelem: "Nadziewam się na jego szprycę"