Zmarzlik ma tylko matematyczne szanse na tytuł mistrza świata? Niekoniecznie!

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Po 4 rundach SGP Tai Woffinden miał 29 punktów przewagi nad Bartoszem Zmarzlikiem. W trzech kolejnych Polak odrobił prawie połowę z tej straty. Czy zatem Zmarzlik ma coś więcej niż tylko matematyczne szanse na tytuł indywidualnego mistrza świata?

Bartosz Zmarzlik tradycyjnie już zawalił początek sezonu w Grand Prix. Reprezentant Polski zdawał sobie sprawę, że pierwsze rundy mogą być niezwykle ważne i już podczas zimowego zgrupowania kadry w Zakopanem podkreślał, że musi poprawić otwarcie sezonu. - W poprzednich latach traciłem punkty głównie na początku. Nie mogę powtórzyć tego błędu. Być może konieczne jest wcześniejsze wyjechanie na tor - mówił w lutym. Niestety, wpadek z przeszłości nie udało się uniknąć.

Zmarzlik co prawda zanotował najlepszy w karierze występ w Grand Prix na PGE Narodowym, ale i tak stracił 6 punktów do Taia Woffindena. Czkawką Polakowi odbija się przede wszystkim druga runda w czeskiej Pradze. Na Markecie Zmarzlik zdobył tylko 4 punkty. Brytyjczyk uzbierał o 12 więcej i już po dwóch turniejach Polak miał aż 16 straty do Woffindena. Okupował wtedy dolne rejony klasyfikacji cyklu Grand Prix i pewnie niewielu spodziewało się, że po siedmiu rundach będzie wiceliderem i tak naprawdę jedynym zawodnikiem, który może pozbawić trzeciego tytułu mistrzowskiego Brytyjczyka.

Po trzeciej rundzie Grand Prix w Horsens przewaga Woffindena nad Zmarzlikiem wynosiła już 26 punktów. Po zawodach w Hallstavik, w których Polak był trzeci z dorobkiem 13 punktów, a Woffinden czwarty z szesnastoma, wzrosła do aż 29. Wówczas wydawało się, że Woffindena od Zmarzlika dzieli przepaść. Dwukrotny mistrz świata pierwsze pięć turniejów miał znakomite. Nie schodził poniżej 15 punktów. Trzykrotnie wywalczył ich 16, a w Horsens triumfował z imponującym dorobkiem 18 punktów.

Druga część sezonu należy jednak do Bartosza Zmarzlika. Polak ostatnie trzy turnieje pojechał wyśmienicie. Marsz w górę klasyfikacji rozpoczął efektownym występem w Cardiff, okraszonym nie tylko zwycięstwem, ale przede wszystkim imponująca zdobyczą 19 punktów. To był pierwszy turniej, w którym Zmarzlik zdobył więcej Woffindena. Odrobił jednak tylko 3 punkty, bo Brytyjczyk w Cardiff też był świetny.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena

Strata Polaka do lidera wynosiła wówczas 26 punktów. Po Grand Prix w Malilli zmalała do 22. Mogła być jeszcze mniejsza, gdyby nie ciągnięcie za uszy Brytyjczyka do półfinałów przez arbitra, nomen omen rodaka Woffindena. Kolejne 6 punktów Polak nadrobił w Gorzowie. - Ważniejsze od zwycięstwa były punkty. Cieszę się, że zdobyłem ich aż 18 - podkreślał po drugim miejscu w Grand Prix na swoim torze Zmarzlik.

Analizując tylko matematyczne szanse Polaka na zdobycie tytułu indywidualnego mistrza świata, są one nadal spore. Zmarzlik ma ewidentnie tendencję zwyżkową w cyklu Grand Prix. Pytanie tylko, czy utrzyma ją w Krsko. Zdarzyły mu się bowiem słabsze występy po drodze w PGE Ekstralidze, Elitserien czy meczu Polska - Reszta Świata. Ostatnie trzy turnieje SGP dla Zmarzlika były kapitalne. Gdyby powtórzył te zdobycze w Słowenii i Niemczech, jego szanse na złoty medal w Toruniu byłyby całkiem realne. Polak odrobił w ostatnich trzech turniejach 13 punktów do Woffindena. - Nie myślę o tym, ile mam straty do lidera. Zbieram punkty jak w grze Mario - mówi z rozbrajającą szczerością Zmarzlik, któremu potrzebna jest przede wszystkim chłodna głowa w decydujących momentach zawodów.

Woffinden także na razie nie wydaje się, by drżał przed Polakiem. Przewaga jaką sobie wypracował w pierwszych czterech rundach cyklu była bezpieczna. Brytyjczyk nie dość, że jest najrówniej punktującym zawodnikiem SGP, to ma odrobinę szczęścia. W Malilli oko przymknął Craig Ackroyd, a w Gorzowie Woffinden ciułał punkty, tak że wślizgnął się do półfinału, a stamtąd dojechał aż na podium.

Kluczowe wydają się być najbliższe dwa turnieje cyklu. Jeśli zostanie zachowana tendencja z ostatnich rund i maleć będzie przewaga Woffindena, to w finale w Toruniu wszystko może się zdarzyć. - Pewnie, że marzyłoby mi się zwycięstwo Bartka, ale realia są takie, że 16 punktów przewagi to wciąż sporo. Woffinden jedzie równo i nie notuje wpadek - uważa trener klubowy Zmarzlika, Stanisław Chomski.

- W ogóle nie martwię się formą Bartosza Zmarzlika. Dopóki będę utrzymywał wysoką dyspozycję, wszystko będzie w moich rękach - mówi na łamach speedwaygp.com lider klasyfikacji przejściowej cyklu. Brytyjczyk ma rację. Dopóki sam będzie zdobywał w granicach 10-12 punktów w każdym turnieju, Zmarzlik go nie dogoni. Trudno oczekiwać, by w trzech ostatnich rundach pojechał genialnie na poziomie 18-19 punktów, a tylko wtedy mógłby dopaść Woffindena.

Pewność Brytyjczyka może zachwiać się w momencie, gdyby zawalił jeden z najbliższych dwóch turniejów SGP, przy jednoczesnym bardzo dobrym występie Polaka. Łatwo sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli Zmarzlik w Krsko zdobyłby w granicach 16-18 punktów, a Woffinden 6-8. Walka o złoty medal i tytuł mistrza świata rozpoczęłaby się niejako od nowa.

Rozważając wszelkie scenariusze, należy pamiętać, że Zmarzlik w Krsko jeździł rzadko i nie notował tam póki co porywających wyników. W Teterow dwa lata temu wylądował na podium, ale w poprzednim sezonie kompletnie zawalił niemieckie Grand Prix. Woffinden na tych obiektach jakoś szczególnie też nie brylował. Biorąc pod uwagę te okoliczności, Brytyjczyk musi zachować czujność. Jego dyspozycja w ostatnich tygodniach też nie zwala z nóg i może przytrafić mu się jakaś wpadka. Pytanie, czy Polak będzie w stanie ją wykorzystać?

Po raz ostatni w Polsce medalistów IMŚ dekorowano w 2014 roku. Przez trzy sezony cykl kończył się w Australii. Miło byłoby, gdyby tym razem walka o tytuł mistrza świata trwała do samego końca na Motoarenie w Toruniu. Ależ by to był piękny scenariusz, gdyby Zmarzlik 6 października wywalczył jako trzeci Polak w historii złoty medal IMŚ, a dzień później mógł odebrać gratulacje od swojego mentora i mistrza, Tomasza Golloba podczas turnieju w Bydgoszczy "Asy dla Tomasza Golloba".

Do tego jeszcze daleka droga. Póki co można tylko pospekulować na temat szans Zmarzlika i trzymać za niego kciuki. Nadmiernej presji nie ma co wywierać, bo lepiej żebyśmy wszyscy mile się zaskoczyli niż rozczarowali, robiąc sobie apetyt na coś, co jeszcze miesiąc temu nie było nawet w sferze marzeń zarówno samego żużlowca jak i jego kibiców.

Źródło artykułu: