Bartłomiej Ruta. Szprycą w twarz: Stępniewski z Rusieckim mają (nie)poważny spór (felieton)

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Piotr Rusiecki, Andrzej Grodzki, Andrzej Rusko, Wojciech Stępniewski, Leszek Tillinger
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Piotr Rusiecki, Andrzej Grodzki, Andrzej Rusko, Wojciech Stępniewski, Leszek Tillinger

Wrze na najwyższym szczeblu ligowym. Prezes PGE Ekstraligi i ten z Fogo Unii toczą batalię o to, komu sprzyjam. W ciągu jednego komediowego wieczoru dowiedziałem się, że jestem anty i pro leszczyński. Ciekawe jak to się zakończy?

Cykl "Szprycą w twarz" to felietony Bartłomieja Ruty, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Bez niespodzianek pojechaliśmy pierwsze mecze fazy play-off. Spodziewałem się większego lania i w Częstochowie i we Wrocławiu. Zaskoczeniem dla mnie była postawa MRGARDEN GKM-u. Grudziądzanie po lichym sezonie łyknęli trochę świeżego powietrza pod koniec i mogą spokojnie przygotowywać się do nowego sezonu. Ba! Oni te przygotowania już rozpoczęli, przedłużając kontrakt z Artiomem Łagutą, a za chwilę zrobią to z kolejnymi zawodnikami. Rewolucji w składzie bym się jednak nie spodziewał. Dojdzie jeden zawodnik i znów zabraknie lidera do walki o fazę finałową.

Skoro wróciłem do tematu play-off, to już go trochę pociągnę. We Wrocławiu to był kabaret, jak to trafnie ujął Sławomir Kryjom. Przypomnę tylko szybko, że w półfinale PGE Ekstraligi wystąpiły problemy z pulpitem sędziowskim, którym arbiter uruchamiał taśmę startową. Przez taki stan rzeczy żużlowcy musieli startować na gasnące zielone światło. Po tym meczu cały świat się z nas śmieje. Nawet Darcy Ward nie mógł się powstrzymać od stwierdzenia, że półfinał PGE Ekstraligi jest żartem. Nie wiem, jak można mówić tak jak Krzysztof Gałandziuk. - Wszystko jest nowe, wszystko jest na gwarancji i wszystko się psuje - istna komedia, a oni za rok mają robić GP.

Wrocławianie jednak ośmieszyli się jeszcze przed meczem. Osoby funkcyjne z Leszna na kilka godzin przed rozpoczęciem zawodów informowały, że na bramach wjazdowych gospodarze przykleili informację, że goście zostaną wpuszczeni do parkingu dopiero po godzinie 16. Nawet regulamin ligi mówi o natychmiastowym wpuszczaniu gosci. Złośliwi już prześcigają się w pomysłach, jak Fogo Unia powinna się zrewanżować za takie działanie. Prezes ligi zapewnia, że ta sprawa zostanie rozpatrzona, a jego leszczyński odpowiednik podkreśla, że u nich zawsze jest elegancko.

Skoro już zacząłem temat prezesów, to mocno za ten mecz krytykowałem Betard Spartę i PGE Ekstraligę publicznie, a dostało mi się od sternika Fogo Unii. Ostatnio mamy coś na siebie szczęście i wchodzimy w ciekawe dyskusje. Generalnie poszło o tytuł relacji, ale też Piotr Rusiecki zarzucił mi, że ja jak zawsze jestem "anty-Leszno" i zaprosił do swojej firmy (na złom) po lepszy telewizor. Dziękuję bardzo, ale z oferty nie skorzystam, bo nie narzekam na widok w obecnym pudełku. Bardziej kusiłby mnie ten słynny szampan i kawior na trybunie vip.

Chciałbym jednak, żeby ludzie ze środowiska i także kibice zajęli jedno stanowisko. Jednego wieczoru Wojciech Stępniewski pisze mi, że jestem nieobiektywny, bo jestem z Leszna (błąd - nie jestem z Leszna, choć mam tam niecałe 40 kilometrów) a godzinę później prezes Unii dorzuca, że ja zawsze anty-Leszno. Spór na najwyższym szczeblu. Ciekawe jak to się skończy, ale najtrafniej spuentować to słowami jednego z moich znajomych, który jest zagorzałym fanem piłki, a o naszym żużlu wie tyle ile ja o rozgrywkach brytyjskiego rugby: taka jest cena bycia obiektywnym.

Tu dochodzimy do jeszcze innego wątku, który ostatnio się przewijał przez mojego Twittera. Znacie pojęcie "kanapowca"? Jeśli nie to śpieszę wyjaśnić, że chodzi o tych kibiców, czy dziennikarzy, którzy niekoniecznie zgodnie z harmonogramem stawiają się na stadionie. Najgorzej (w oczach kibiców i działaczy) wygląda jednak kiedy ów dziennikarz pisze krytyczną relację na temat ich klubu, nie będąc na meczu. Jakie gromy wtedy idą ludzie!

W czym jest gorsze napisanie relacji meczowej z perspektywy telewizora, niż ze stadionu pytam? Na stadionie są emocje, kurz i stały, niekoniecznie dobry kąt widzenia. Przed telewizorem spokój, powtórki i pełny ogląd sytuacji. Ile razy zdarzyło wam się wieszać psy na arbitrach, a po obejrzeniu na spokojnie powtórki w domu przyznać mu rację? Założę się, że każdy miał taką sytuację. Mało tego, to technologia pomaga arbitrom (już nie tylko żużlowym) podejmować właściwe decyzje. To tylko potwierdza, że praca z perspektywy kanapy wcale nie jest zła, a może mieć wydatne plusy i zdecydowaną przewagę, jeśli chcemy wam dostarczyć kontent o najwyższej jakości.

ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Trochę żałuję, że w piątce nominowanych nie ma Gruchalskiego

Źródło artykułu: