Piotr Pawlicki: Po dobrych turniejach wzrasta pewność siebie (wywiad)

WP SportoweFakty / Marek Bodusz / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki
WP SportoweFakty / Marek Bodusz / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki

- Najważniejsze to być sobą i robić to, co się kocha z pasją i zaangażowaniem - mówi Piotr Pawlicki, który debiutuje jako stały uczestnik Tauron SEC.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

W Tauron SEC debiutował pan w 2015 roku w Ostrowie, ale to były tylko pojedyncze zawody. Teraz zrobiło się poważniej. Jak się pan czuje jako stały uczestnik zmagań o tytuł Indywidualnego Mistrza Europy?
[/b]
Piotr Pawlicki: Dobrze się czuję, a jak mam się czuć? Cieszę się, że zostałem zauważony i dostałem dziką kartę. Tauron Speedway Euro Championship to naprawdę fajny turniej. Poza tym podoba mi się układ tego cyklu.

Istnieją jakieś logiczne przesłanki pozwalające porównywać Indywidualne Mistrzostwa Europy z Indywidualnymi Mistrzostwami Świata?

Ja tego nie porównuję. Sama nazwa mówi, że to dwa zupełnie inne światy. Mistrzostwa świata można postrzegać jako nieco trudniejsze zawody, ponieważ jeżdżą w nich zawodnicy z całego globu, na czele z Australijczykami czy najlepszym na ten moment Amerykaninem, Gregiem Hancockiem. Oczywiście to nie znaczy, że biegi są mocniejsze niż w mistrzostwach Europy. Nie można umniejszać rangi Tauron Speedway Euro Championship. Dla mnie oba turnieje są trudne. Jeżdżą w nich bardzo dobrzy zawodnicy i nie ma słabych biegów. Zapewniam, że nie jest łatwo.

Zawodnicy chyba jednak lubią skalę tej trudności. Od niektórych wręcz wymaga się obecności w stawce walczącej o prestiżowe tytuły. Gdy tylko wypadł pan z Grand Prix, od razu pojawiły się głosy, że powinien pan startować w Tauron SEC. Podobnie było z Krzysztofem Kasprzakiem. Także dla Jarosława Hampela mistrzostwa Europy wydają się naturalnym krokiem do odbudowania swojej pozycji. Co takiego daje rywalizacja indywidualna na arenie międzynarodowej?

W takich turniejach jedzie się zupełnie inaczej niż w zawodach drużynowych. Inaczej walczy się na torze. Tutaj masz trzech przeciwników, z którymi musisz się uporać. Nie ma kolegi z drużyny. Gdy jedziesz z nim w parze, zachowujesz się inaczej. Pozwalasz mu się napędzać i starasz się go nie blokować. W turniejach indywidualnych pracujesz tylko na swoje konto. Mistrzostwa Europy na pewno dużo mi dadzą. W tego typu zawodach zyskuje się obycie z międzynarodową stawką. Dla mnie ważne jest, że mogę być w takich turniejach i rywalizować z najlepszymi zawodnikami. To sprawia, że poczucie własnej wartości wzrasta. Po dobrych turniejach wzrasta też pewność siebie. Wydaje mi się, że takie turnieje pomagają zawodnikom w prowadzeniu swojej kariery. Dzięki nim może stać się ona owocna w sukcesy i cały czas iść do przodu.

W pana przypadku pójście do przodu oznacza pewnie powrót do Grand Prix. Dzisiaj formą rywalizacji międzynarodowej jest jednak Tauron Speedway Euro Championship. Czy mistrzostwa Europy można traktować jako krok na drodze po mistrzostwa świata?

Nie patrzę na to w taki sposób. Nie traktuję tego jako pomoc w powrocie do Grand Prix. Kocham to, co robię. Uwielbiam jeździć na motocyklu i ścigać się ze swoimi rywalami. To jest moja pasja. Wiadomo, że obycie z najlepszymi zawodnikami nie przeszkadza w powrocie do Grand Prix, ale dzisiaj jeżdżę w Tauron Speedway Euro Championship i w tym cyklu chce walczyć o medal. Na razie skupiam się na tym co jest, a nie na tym, co będzie. Dostałem dziką kartę na Grand Prix Challenge. Zawody w Landshut nie będą łatwą przeprawą, ale jeśli uda mi się awansować do cyklu, to w przyszłym roku chciałbym jeździć i w mistrzostwach Europy i w mistrzostwach świata.

Do mistrzostw Europy podchodzi się tak samo jak do mistrzostw świata?

Mówienie o specyficznym podejściu jest błędnym myśleniem ludzi, którzy nie znają tego sportu od środka i nie siedzą na motocyklach. Niezależnie od tego czy mamy do czynienia z PGE Ekstraligą, ligą szwedzką, czy turniejami indywidualnymi, nie zmienia się podejście. Trzeba sobie z tym radzić. Kiedy za bardzo się spinam na poszczególne turnieje to wynik często nie idzie z tym w parze. Staram się nie narzucać na siebie dodatkowej presji. To w niczym nie pomaga, bardziej szkodzi. Miniony rok w Grand Prix pokazał mi, że zbyt dużo od siebie wymagałem. Każdy rok uczy pokory i podejścia do sportu.

Za nami I runda Tauron SEC w Gnieźnie. Zajął pan stosunkowo wysokie piąte miejsce, ale pewnie życzyłby pan sobie nieco więcej punktów na koncie, tym bardziej, że do liderującego Jarosława Hampela traci pan już osiem oczek.


W Gnieźnie nie do końca było tak, jak powinno być. W ostatnim biegu zatarł mi się silnik, ale będziemy walczyć do samego końca. Są jeszcze trzy turnieje. Oczywiście, że chciałem zdobyć więcej punktów, więc nie mogę być w pełni zadowolony z tego występu. Miałem problem ze startem, a w Gnieźnie to był kluczowy element. Liczył się start i rozegranie pierwszego łuku. Tor nie pozwalał na zbyt wiele walki na dystansie. Na trasie robiłem co mogłem, ale brakowało prędkości. Trzeba wyciągnąć wnioski i starać się o lepsze wyniki. Jarek Hampel wygrał te zawody, za co należą
mu się gratulacje.

Przed wami Güstrow. Chodzą plotki, że to trudny technicznie tor. Potwierdza pan?

Kilka razy miałem okazję tam startować. Dla mnie ten tor jest bardzo łatwy. To niemal okrągły owal, po którym prawie cały czas jeździ się w kółko.

ZOBACZ WIDEO Ryszard Kowalski: Zwycięzca PGE IMME otrzyma 25 tys. zł

Źródło artykułu: